Turcja, Syria, Jordania 2008 – dzień 23

17 maj 2008
0 km

Turcja, Syria, Jordania 2008 – dzień 23

9.45 – 2.00, Kalisz 935 km.

W drodze powrotnej do kraju odwiedzamy jeszcze Panonhalmę. Potężne opactwo benedyktyńskie, wielowiekowa siedziba biskupstwa madziarskiego. Obecnie obiekt wpisany na listę UNESCO. Bardzo ciekawy zabytek, ale niestety zwiedzany w grupach co nie pozwala na indywidualną kontemplację miejsca.

Z Panonhalmy jedziemy do Kalisza; w nocy szczęśliwie kończymy wyprawę.

 

Turcja, Syria, Jordania 2008 – dzień 22

16 maj 2008
0 km

Turcja, Syria, Jordania 2008 – dzień 22

9.50 – 18.00, Balaton 480 km.

Ruszamy w stronę Węgier, ale nie autostradą tylko wybieramy drogę przez Sombor i przejście w Brackim Brzegu. To był duży błąd. Węgry to granica Schengen, ale dlaczego akurat wybrali moje auto do kontroli tego nikt nie wie. Nasi bratankowie zafundowali nam trzepanie całego samochodu łącznie z wypakowaniem wszystkich bagaży, łącznie z grzebaniem w torbach, śpiworach, namiotach. Na godzinę celnicy zablokowali przejście i utworzyła się za nami kolejka. Celniczka węgierska powiedziała mi, że mają nowego szefa i muszą się wykazać. Nieźle, tylko trzeba było wybrać małe Yugo, a nie Defendera z toną ładunku. Gdy później Serbowie (których zablokowaliśmy na godzinę) nas wyprzedzali to machali nam na pozdrowienie, miłe gesty po nieprzyjemnym powitaniu.

Szybko zapominamy o incydencie, bo przed nami Pecs. Mamy zamiar obejrzeć wczesnochrześcijański cmentarz, ale gdy okazuje się, że są to wykopaliska i w dodatku ulokowane w muzeum, które jest zamknięte to musimy zmienić plany. Może kiedyś tu wrócimy. Raczymy się kawą i ciastkiem i jedziemy nad Balaton.

Nocleg na kempingu (1 183 HUF).

Turcja, Syria, Jordania 2008 – dzień 21

15 maj 2008
0 km

Turcja, Syria, Jordania 2008 – dzień 21

9.20 – 20.00, Stary Slankamen 675 km.

Wstajemy rano, pakujemy graty, jemy śniadanie i ruszamy na zwiedzanie. Mimo, że już wracamy do Polski to chęć oglądania świata jest nadal niezmienna. Mamy w planach obejrzenie Cerkwi Bojańskiej w Sofii. Docieramy tam bez większych problemów, ale okazuje się, że jest restaurowana. Łukaszowi udaje się wpłynąć na jedną z przewodniczek, która nawet oprowadza nas po cerkwi.

Z Sofii jest tylko około 60 km. do granicy serbskiej więc jesteśmy tam szybko. Granicę mijamy sprawnie. Jedziemy do Niszu, gdzie wjeżdżamy na autostradę, którą zmierzamy do Belgradu. Belgrad przejeżdża się bardzo szybko (może Warszawiacy pojechaliby do Serbii na naukę budowania tras przelotowych). Za Belgradem w miejscowości Indija w ciemno skręcamy w prawo i po 11 km dojeżdżamy do końca drogi w wiosce Stary Slankamen. Nad brzegiem Dunaju znajdujemy jedyny tutaj hotel. Jest to świeżo oddany budynek, wszystko pachnie nowością, czyściutkie pokoje z kablówka, płacimy kartą, po prostu rewelacja w niskiej cenie.

Nocleg w pensjonacie (900 RSD).

Turcja, Syria, Jordania 2008 – dzień 20

14 maj 2008
0 km

Turcja, Syria, Jordania 2008 – dzień 20

14.00 – 24.00, Popovica 410 km.

Dzisiaj też zwiedzamy Istambuł: Błękitny Meczet, Grobowce Sulejmana, spacerujemy po wielkich tureckich sukach, na których w latach ’80 Polacy robili „turystyczne biznesy”. Po obiedzie w tureckiej knajpce i zakupie dobrze wytargowanych pamiątek możemy wracać.

Właściciel liczy nam tylko za jeden dzień pobytu. Z Istambułu wyjeżdżamy o 14 i kierujemy się w stronę Edirne na granicę z Bułgarią. Na przejściu w Kapikule Turcy ponownie mają problem z komputerami. Stoimy dobre 3 godziny i gdy w końcu kończy mi się cierpliwość i mam zamiar pojechać na granicę z Grecją nagle ruszamy. Około północy jesteśmy w Bułgarii, tankujemy i szukamy miejsca na nocleg. Bułgaria obfituje w niezabudowane tereny między wioskami. Zjeżdżamy kilkaset metrów z drogi i bez problemu znajdujemy miejsce na nocleg.

Nocleg w polu.

Turcja, Syria, Jordania 2008 – dzień 19

13 maj 2008

Turcja, Syria, Jordania 2008 – dzień 19

Po całonocnej jeździe kładziemy się spać o 7 rano. Wstajemy o 12 i idziemy na zwiedzanie Istambułu. Mimo tak krótkiego czasu staramy się pozwiedzać chociaż najważniejsze punkty miasta. Oglądamy Haga Sophia, Cysterny Miejskie, Pałac Topkapi. Zajadamy się pysznymi tureckimi daniami, pijemy dobrą kawę, odpoczywamy i chłoniemy atmosferę tego wspaniałego miasta.

Chciałoby się zostać tutaj dłużej, ale przyjęliśmy taki schemat podróży i musimy się z tym pogodzić. Inni przez całe życie nie widzą nic, my oglądamy dużo, aczkolwiek przez krótki czas.

Wieczór spędzamy w towarzystwie Australijczyka, Szwajcarki i właściciela pensjonatu Mehmeda; okazuje się, że Algierczyka. Polska „Żubrówka” rozkręca wszystkich na dobre. Nie zapomina się takich chwil.

Nocleg w pensjonacie.

Turcja, Syria, Jordania 2008 – dzień 18

12 maj 2008
0 km

Turcja, Syria, Jordania 2008 – dzień 18

8.00 – 6.00, Istambuł 1 030 km.

Rano jesteśmy namawiani na przelot balonem po okolicach niestety w grupie mamy rozłam finansowy; cena jest wysoka i za bardzo nie chcą negocjować. Szybko stwierdzamy, że to zbyt drogo i po śniadanku ruszamy na pieszo-samochodowe zwiedzanie Parku Narodowego Goreme. Objeżdżamy Goreme, Urgup i kilka okolicznych wiosek z niesamowitymi formacjami skalnymi stworzonymi przez przyrodę i zamieszkujących tutaj od wieków ludzi.

Po Kapadocji jedziemy do Yozgat, aby zobaczyć hetyckie stanowiska archeologiczne w Hattusas i Bogazkale. Wykopaliska sprzed 2 000 lat p.n.e. robią wrażenie. Wyjeżdżamy z Hattusas w stronę Kirikkale i Ankary, aby tam wpaść na autostradę, która prowadzi nas do Istambułu. Dzisiaj również byłem uparty i jechałem całą noc pokonując 1 030 km. i rano o godzinie 6 wjechaliśmy do pogrążonego jeszcze w śnie Istambułu. O dziwo bez problemów znaleźliśmy pensjonat Mari w centrum Istambułu. Miły właściciel Mehmed daje nam pokój z wliczonym śniadaniem.

Nocleg w pensjonacie (25 ITL).

Turcja, Syria, Jordania 2008 – dzień 17

11 maj 2008
0 km

Turcja, Syria, Jordania 2008 – dzień 17

7.00 – 21.00, Goreme 700 km.

Rano ustalamy, że ja wracam na przejście graniczne i zabieram samochód. Ruszam w kierunku granicy, trochę na pieszo, później łapię taksówkę. Na granicy okazuje się, że nadal wszystko jest niesprawne. Niestety nie mamy czasu na tak bezczynne czekanie i to z tak prozaicznego powodu jak uszkodzone komputery.

Posiadamy syryjskie wizy wielokrotne i z wjazdem nie ma problemu, ale jest jeden nieprzyjemny akcent. Musimy opłacić 250 USD opłat i podatków z tytułu wwozu pojazdu. Totalnie wkurzeni płacimy i jedziemy na przejście w Reyhanli. Tankujemy do pełna i do kanistrów tanie syryjskie paliwo i bez specjalnych problemów wyjeżdżamy z Syrii. Szybko i sprawnie wkraczamy do Turcji.

Podczas każdego wyjazdu zastanawiam się nad przekraczaniem małych przejść granicznych, na których nie ma tłoku i naganiaczy, ale zawsze mam w pamięci to zdarzenie z Turcji. Mimo tego wydarzenia jednak więcej przemawia za przekraczaniem w małych punktach.

W Turcji wpadamy na tanią, pustą i gładką jak stół autostradę i jedziemy nią do Pozanti. Później już zwykła jednopasmówka do Nigde i ponownie dobra trasa do Nevsehir. Uparłem się, że dzisiaj docieramy do Kapadocji. Faktycznie po 700 km jesteśmy w Goreme gdzie targujemy dobrą cenę za nocleg w hotelu ze śniadaniem. Zmęczeni wrażeniami i trasą idziemy spać.

Nocleg w hotelu (21 ITL).

Turcja, Syria, Jordania 2008 – dzień 16

10 maj 2008
0 km

Turcja, Syria, Jordania 2008 – dzień 16

6.30 – 22.00, Yayladagi 430 km.

Rano wstajemy bardzo wcześnie, dziękujemy za gościnę i jedziemy na północ w stronę najbardziej znanego zamku krzyżowców Crack De Chevalier. Jest to chyba najlepszy przykład średniowiecznej architektury obronnej zachowanej w tak doskonałym stanie. Naprawdę warto tutaj pospacerować. Po kilku godzinach jedziemy wybrzeżem do Lataki, a potem do zamku Saladyna. Niestety w przeciwieństwie do Crack De Chevalier jest dosyć zniszczony i jeżeli oglądacie go w takiej kolejności jak my to nic lepszego niż Crack nie można już obejrzeć.

Później trochę błądzimy po lokalnych drogach, ale w końcu trafiamy na główną trasę i docieramy do przejścia granicznego w Kasab. Po przekroczeniu granicy syryjskiej okazuje się, że Turcy z powodu wczorajszej powodzi mają uszkodzone komputery i nie mogą wpuścić do Turcji mojego pojazdu. Zostajemy na pasie ziemi niczyjej. Nie tylko my jesteśmy w takiej sytuacji, ale każdy, kto wjechał samochodem. Bez problemu możemy przekroczyć granicę na piechotę, co też czynimy. Uczynny Turek podwozi nas swoim samochodem na najbliższej wsi Yayladagi gdzie znajduje nam nocleg w hotelu nauczycielskim. Niestety nie było innego wyboru.

Nocleg w hotelu (25 ITL).

Turcja, Syria, Jordania 2008 – dzień 15

9 maj 2008
0 km

Turcja, Syria, Jordania 2008 – dzień 15

8.30 – 21.00, Der Mar Musa 360 km.

Dzisiaj mamy zamiar wyjechać z Jordanii, zwiedzić Damaszek i dotrzeć do klasztoru Der Mar Musa.

Z Jordanii wyjeżdżamy szybko i bez problemów, płacimy tylko opłatę wyjazdową 6,25 JOD. Podobnie wjazd do Syrii też jest bezproblemowy. Pomimo opłat wjazdowych w kwocie 199 USD wszystko przebiega szybko i jest załatwiane przez jednego urzędnika. Na granicy faktycznie nie ma prawie żadnego ruchu.

Jedziemy pustą autostradą i docieramy na przedmieścia Damaszku. Podejmujemy decyzję, że zostawiamy Defendera na jednej z uliczek i jedziemy do centrum taksówką. Ustalamy z taksówkarzem śmieszną stawkę 50 SYP. Dowozi nas pod suki, które prowadzą do Meczetu Umajjadów. Jak to podczas wyjazdów bywa czasami nie trafia się we właściwe momenty. Tak było u nas. Przyjechaliśmy w piątek czyli wolny dzień dla muzułmanów i suki były zamknięte. W spokoju szliśmy uliczkami suku, a z góry słońce prześwitywało z zadaszeń przestrzelonych przez żołnierzy Legii Cudzoziemskiej. Pustki w suku, ale tłum w Meczecie Umajjadów, w którym spędziliśmy trochę czasu rozkoszując się obserwowaniem życia i odpoczynku muzułmanów.

Po meczecie czas na dobry miejscowy posiłek i wracamy do zaparkowanego Defendera. Niestety już nam się nie udaje wrócić za taką niską kwotę jak poprzednio, taksówkarz mimo wcześniejszych ustaleń ewidentnie nas oszukał. Pozostało mi tylko nazwać go właściwym określeniem i rzucić pieniądze lewą ręką. To był pierwszy i jedyny taki przypadek podczas całej naszej trasy. I nie chodzi o kwotę tylko o zasady.

Wsiadamy do Defendera i wracamy kilka kilometrów, aby trafić na autostradę omijającą Damaszek.

Posługujemy się mapą Freytag&Berndt, która nie jest zbyt dokładna. Teoretycznie 85 km. za Damaszkiem jest Der Mar Musa. W końcu znajdujemy drogę do klasztoru. Dojeżdżamy gdy zaczyna się robić ciemno, ale jeszcze pozwala to nam zauważyć, że nie ma możliwości dojechania do klasztoru. Zostawiamy samochód na dole, zabieramy tylko śpiwory, przybory toaletowe, sprzęt fotograficzny i wspinamy się dobre 20 minut na górę.

Zostajemy tam przywitani przez swoistą społeczność osób, które w Der Mar Musa zaszywają się w celu kontemplacji, odizolowania od społeczeństwa lub w innych celach. Trafiamy na moment przygotowywania kolacji, pomagamy jak możemy. Podczas kolacji poznajemy mieszkańców klasztoru.

Kilka osób przebywa tutaj już od dłuższego czasu, a więc Szwajcar, małżeństwo z Anglii, Hiszpan, kilka dni temu przybyła turystka z Niemiec, a także pewna Francuzka, żona Francuza pracującego dla koncernu Total w Syrii. Pojawiają się tutaj ludzie z całego świata, korzystając z darmowego pobytu, ale oczywiście wnosząc jako zapłatę swoją pracę dla klasztoru. Notabene obecnie funkcjonuje tutaj tylko jeden zakonnik.

Po kolacji otrzymaliśmy dwie cele do spania. Pobyt w Der Mar Musa był naprawdę bardzo ciekawym i pouczającym elementem wyprawy.

Nocleg w klasztorze.

Turcja, Syria, Jordania 2008 – dzień 14

8 maj 2008
0 km

Turcja, Syria, Jordania 2008 – dzień 14

5.30 – 21.00, Madaba 410 km.

Pobudka o zabójczej dla mnie godzinie, ale gdy tylko wyglądam z namiotu okoliczności przyrody po prostu zatykają. Jest przecudownie. Wspaniały jest w takich miejscach przyjazd w godzinach wieczornych i poranny zachwyt nad miejscem, w które się dotarło.

Ruszamy na jazdę terenową w Pustynię Wadi Rum. Wyruszamy wcześnie przed wszystkimi zorganizowanymi wycieczkami i dlatego możemy w spokoju i bez innych pojazdów kontemplować widoki. Robimy naprawdę dużo zdjęć i tylko one mogą w małej części opisać to co widzieliśmy. Kręcimy się trochę po okolicy, zbliżając się nawet do granicy z Arabią Saudyjską.

Wielu osobom nasunie się pytanie dlaczego będąc w Wadi Rum nie pojechaliśmy do Aqaby. Odpowiedź jest prosta: ze wszystkich informacji wynika, że jest to kurort i miejsce dla płetwonurków więc stwierdziliśmy, że my tam nie jesteśmy potrzebni. Może innym razem.

Około 11.00 zjadamy wczesny obiad i jedziemy w stronę następnego cudownego miejsca czyli Petry. W Petrze tylko Indianie Jones’owi udało się przebywać bez innych turystów. Tutaj są po prostu tłumy, ale tłok jest tylko w okolicy najbardziej znanego ze wszystkich fotografii wejścia. Dalej robi się luźniej. My doszliśmy do końca trasy i polecamy każdemu teką wizytę. Mimo początkowego zniechęcenia tłumami później robi się przyjemnie. Wejście do Petry 21 JOD.

Po Petrze wpadamy na Desert Highway i ponownie nocujemy w hotelu w Madabie.

Nocleg w hotelu (11 JOD).

Turcja, Syria, Jordania 2008 – dzień 13

7 maj 2008
0 km

Turcja, Syria, Jordania 2008 – dzień 13

8.00 – 20.00, Wadi Rum 434 km.

Po dobrym śniadaniu (pyszne naleśniki) jedziemy w stronę Morza Martwego, aby trochę „popływać” w tej największej depresji świata. Niewiele jest możliwości zejścia nad morze, bo jest stromo, ale jest sporo hoteli z możliwością płatnej plaży i basenów. Za 10 JOD leżymy w Amman Tourist Beach. Faktycznie to niesamowite wrażenie gdy można sobie leżeć we wodzie jak na łóżku i dodatkowo trzymać w rękach i na brzuchu ciężkie głazy. Brak jakiejkolwiek możliwości zanurzenia i duże trudności z postawieniem stóp na dnie z pozycji leżącej.

Ogólnie o pływaniu należy zapomnieć, ale są także baseny ze słodką wodą.

Po wypoczynku ruszamy na południe w rejony Pustyni Wadi Rum. Jedziemy dosyć długo trasą Kings Highway i w końcu wieczorem wjeżdżamy do strefy Wadi Rum Protected Area. Kupujemy bilety od osoby 2 JOD, od pojazdu 2,50 JOD i jesteśmy na jednej z najładniejszych pustyń świata. Obozowisko można rozbić w dowolnym miejscu, co też skwapliwie wykorzystujemy. Dzisiaj idziemy szybko spać ze względu na chęć zobaczenia wschodu słońca w Wadi Rum.

Nocleg na pustyni.

Turcja, Syria, Jordania 2008 – dzień 12

6 maj 2008
0 km

Turcja, Syria, Jordania 2008 – dzień 12

7.00 – 20.30, Madaba 326 km.

Rano nastawiamy się na zwiedzanie świetnie zachowanego rzymskiego Jaresh, które jest jedną z największych jordańskich atrakcji. Spacerujemy po dawnych rzymskich drogach, oglądamy Łuk Hadriana, amfiteatr, Świątynie Zeusa i wiele innych atrakcji. Tak naprawdę chodzimy tylko po 10% odkrytych miejsc, reszta czeka jeszcze na odkopanie przez archeologów.

Na pierwszy rzut oka wygląda, że Jordania jest czystsza, lepiej zorganizowana niż Syria, ale także już droższa.

Z Jaresh jedziemy pętlą wokół Ammanu i zaglądamy do Qasr Amra – karawanseraju pochodzącego z około 700 roku n.e. Na ścianach zachowały się freski zwierząt i postaci co wskazuje na przed islamskie pochodzenie budynku.

W Ammanie czeka nas miła niespodzianka. Łukasz zna się dobrze z Jordańczykiem, który prowadzi interesy w Polsce, a ojciec tego Jordańczyka to generał w armii jordańskiej. I już wiadomo co się stanie. Jesteśmy zaproszeni do domu jordańskiego generała. Na przedmieściach Ammanu czeka na nas w swoim BMW i prowadzi w swoje „skromne” progi. Co prawda mieszka kilku rodzinnym nazwijmy to „bloku”, ale metraż jest bardzo słuszny i jest też służba. Naprawdę bardzo miło. Gawędzimy o różnych sprawach, życiu codziennym, polityce, w zasadzie nie ma tematów tabu. Bardzo otwarci ludzie, zwiedzili już pół świata. Pod wieczór dostarczone zostaje pyszne jedzonko. Zupełnie przez przypadek rozmowa schodzi na temat wiary i wtedy generał zachowuje się tak jakby napił się za dużo. Oczy zachodzą mu krwią, jest podniecony i opowiada podniesionym głosem. Dodam, że nic nie wypiliśmy, bo wiedzieliśmy, iż nie powinniśmy się tym razem afiszować naszym napojem. Okazuje się, że jedynym alkoholem generała była jego wiara.

Rodzina chciała nas przenocować, ale podziękowaliśmy i w Madabie znajdujemy rewelacyjny hotel z basenem i śniadaniem okupowany przez światowe gremium podróżników.

Nocleg w hotelu (11 JOD).

Turcja, Syria, Jordania 2008 – dzień 11

5 maj 2008
0 km

Turcja, Syria, Jordania 2008 – dzień 11

11.00 – 20.00, Jaresh 510 km.

Jak to często bywa w moim przypadku przedkładam poranny sen ponad wrażenia estetyczne. Dziewczyny wstały rano i poszły zwiedzać Tadmur o wschodzie słońca, a ja dobiłem o 9.00. Wrażenia ze spaceru po ruinach Palmyry są niesamowite. Jak okiem sięgnąć widać pozostałości antycznego miasta. Są tak obszerne, że można się poruszać samochodem. Dodam, że wstęp jest bezpłatny. Niech tylko żałują ci, którzy pomijają to miejsce w swoich podróżach.

Później zaliczamy pyszne śniadanko i jedziemy w stronę Damaszku, ale omijamy go łukiem mając w planach obejrzenie go podczas powrotu. Zmierzamy nad granicę jordańską do Bosry zobaczyć czarny amfiteatr. Czarny, ponieważ bazaltowy. Rzymski amfiteatr na 15 000 miejsc zbudowany w II w.n.e. i zachowany w rewelacyjnym stanie robi duże wrażenie. Bardzo miło było pospacerować w jego ciemnych i chłodnych zaułkach.

Z Bosry jest kilka kilometrów do granicy jordańskiej. Bez problemu, szybko i bez żadnych kolejek wyjeżdżamy z Syrii. Po bardzo długim pasie ziemi miedzy posterunkami granicznymi wjeżdżamy do Jordanii. Pierwsza decyzja Jordańczyków to skierowanie nas na kanał w celu przeszukania pojazdu, ale gdy przeglądają nasze paszporty i okazuje się, że jesteśmy Polakami natychmiast każą nam zjechać. Kierują nas do osoby, która wymienia odpowiednią ilość dolarów do zakupu wiz, opłaty ubezpieczenia i cła. Wszystko idzie bardzo sprawnie. Kupujemy wizy (10 JOD = 30 PLN), opłaty za pojazd to około 100 PLN. Po godzinie jesteśmy po wszystkich formalnościach.

Pod wieczór docieramy do Jaresh, gdzie przy hotelu znajdujemy kemping. Jesteśmy rozlokowani wysoko nad miastem i widok rozświetlonego miasta wraz ze smakiem dobrej kolacji robi na nas dobre wrażenie.

Nocleg na kempingu (28 PLN).