Turkmenistan, Iran, Azerbejdżan 2014 – dzień 23

10 maj 2014
0 km

Turkmenistan, Iran, Azerbejdżan 2014 – dzień 23

7.20 – 14.00, Baku 275 km.

Rano ruszamy do Baku, ale po drodze mamy jeszcze do obejrzenia Rezerwat Petroglifów w Qobustan i w tej samej okolicy wulkany błotne. W Qobustan należy zjechać z autostrady w lewo, przejechać wiaduktem i w odległości kilku kilometrów trafia się na ogrodzony teren rezerwatu. Niestety mieliśmy pecha, rezerwat był zamknięty ze względu na prace archeologów.

Jadąc wzdłuż ogrodzenia, a później na „kreskę” w stronę widocznych górek dojeżdżamy do Wzgórz Dasgil. Właśnie w tym miejscu zaczynamy wspinaczkę. Jest naprawdę stromo; obowiązkowo napęd 4×4 i załączona redukcja na niskim biegu. Po kilkunastu minutach wspinaczki, a później poszukiwania właściwej drogi trafiamy na pierwsze skupisko wulkanów błotnych. Niesamowity widok bulgoczącego błota i co pewien czas mini wystrzał. Oprócz widocznych dużych wulkanów cały teren usiany jest małymi wulkanami i dziurami w ziemi, z których wypływa szare błoto. Jadąc grzbietem wzniesienia trafiamy na drugie miejsce o wiele obfitsze w wulkany i różne ich formacje. Po sesji fotograficznej wracamy tą samą drogą.

Na przedmieściach stolicy wjeżdżamy na pola naftowe, a w zasadzie na jedno wielkie pole o nazwie James Bond Oil Field. Nazwa wzięła się z jednego z odcinków filmu nagrywanego w tym miejscu. Zgodnie z informacjami w przewodnikach turystycznych pole to jest rekultywowane i widać jeszcze dużo pracujących żurawi, ale nie jest to widok jak z filmu. Powoli teren jest zajmowany pod inwestycje i budowy nadmorskich hoteli. Bardzo fajnie wyglądają skupiska żurawi między nowymi budynkami i parkingami.

Mieliśmy zarezerwowany jeden nocleg w Baku co było wymogiem uzyskania wizy. Nasz hotel był w ścisłym centrum – starym mieście. Wjazd na starówkę jest płatny, ceny są wysokie, a hotele nie posiadają własnych bezpłatnych parkingów. Po odszukaniu hotelu właściciel wskazuje nam miejsce na zewnątrz murów i tam zostawiamy samochody.

Startujemy na zwiedzanie miasta. Porównując do pozostałej części Azerbejdżanu Baku to miejsce, w które pompuje się petrodolary. Tutaj widać bogactwo, przepych, nowe fasady budynków, blask tysięcy świateł i wszechobecne fontanny. Dodając najnowsze marki samochodów i najdroższe sklepy można się pomylić, że jest się w biednym kraju. W stolicy można spełnić każdą zachciankę i oczywiście trzeba za to zapłacić konkretne kwoty. Starówka, na której mieszkaliśmy jest wpisana na Listę UNESCO; jest kompletnie odnowiona, wygląda bardzo ładnie i okazale, ale brakuje jej duszy starego miasta. Wokół Starówki rozciągają się nowoczesne hotele, budynki rządowe, muzea – wszystkie pachnące nowością, oświetlone i wyposażone we wszechobecne kamery monitoringu. Zwiedzanie podzieliliśmy na dwie tury, popołudniowe i wieczorne dla obserwacji iluminacji.

W taki oto sposób zakończyliśmy dzień w mieście „szklanych domów” – wizji, która tutaj ziszcza się naprawdę.

Nocleg w hotelu (25 EUR).

Turkmenistan, Iran, Azerbejdżan 2014 – dzień 22

9 maj 2014
0 km

Turkmenistan, Iran, Azerbejdżan 2014 – dzień 22

9.00 – 19.30, Lankaran 380 km.

Dzisiaj ostatni dzień pobytu w Iranie. Szkoda, że musimy pożegnać ten gościnny kraj, ale przed nami długa droga do Polski. Jeszcze raz jedziemy trasą do Astary. W związku z tym, że jest piątek, czyli wolny dzień dla muzułmanów wszyscy wylegli na powietrze i piknikują przy każdym wolnym odcinku drogi. Piątkowe piknikowanie jest bardzo przyjemne jeśli wykonuje je się w cichym i spokojnym zakątku przyrody, ale ludzie których widzieliśmy rozkładali koce i grille przy samej drodze. Przy drodze, którą ciągnął nieprzerwany sznur ciężarówek i innych pojazdów. Wyglądało to śmiesznie i zarazem przykro, bo świadczyło o głupocie tych ludzi. W tak dużym i pięknym kraju jest naprawdę tyle miejsca na piątkowy odpoczynek, że nie trzeba tego robić przy autostradzie.

Granicę z Azerbejdżanem przekraczamy w Astarze. Okazuje się, że dokumenty jakie posiadam dla pojazdów są wydane na krótszy czas niż nasz pobyt w Iranie. Sytuacja się komplikuje, szef celników ma wolne (piątek), chcą abyśmy zostali na granicy do jutra. Kategorycznie odmawiamy i ostro dyskutujemy. Po jakimś czasie przyjeżdża szef celników i wyjaśnia nam sprawę. Przekroczenie czasu pobytu pojazdów na terytorium Iranu obciążone jest opłatą za każdy dzień. W konsekwencji opłata to 42 USD na pojazd; sprawę załatwiamy i wyjeżdżamy z Iranu (niestety zostaliśmy oszukani podczas wjazdu i przygotowano dla nas dokumenty mówiące o 3 dniowym pobycie w Iranie stąd te problemy wyjazdowe).

Teraz przed nami Azerbejdżan, który jest dla mnie niewiadomą. Azerowie witają nas miło, sprawnie sprawdzają dokumenty i zupełnie nie są zainteresowani jakąkolwiek kontrolą celną.

Chwilę trwało przygotowanie dokumentów celnych i ubezpieczeń dla samochodów. Zajął się tym bardzo miły i pomocny celnik; nostalgia za dawnymi czasami i wspólnym „obozem socjalistycznym” bardzo nam pomogła w sprawnym działaniu. Jedyną „rysą na szkle” były wysokości opłat ubezpieczenia i podatku drogowego. Po tych formalnościach wjechaliśmy do Azerbejdżanu.

Pierwsze wrażenie to biedne wioski i trochę lepiej wyglądające miasteczka. Nie mieliśmy zbyt dużo czasu na oglądanie (nastawiliśmy się na Baku), bo zbliżał się wieczór i szukaliśmy miejsca na nocleg. Od granicy do Lankaran zabudowania ciągnęły się nieprzerwanym sznurem. Na szczęście za Lankaran rozpoczęły się większe pustki i przestrzenie miedzy wioskami i w końcu znaleźliśmy dobre miejsce.

Nocleg przy trasie.

Turkmenistan, Iran, Azerbejdżan 2014 – dzień 21

8 maj 2014
0 km

Turkmenistan, Iran, Azerbejdżan 2014 – dzień 21

9.00 – 12.00, Tabriz 152 km.

Z Sarab mamy krótki odcinek do Tabriz więc dojeżdżamy szybko. Po wjechaniu do miasta wbijamy się w ogromny korek, ale w przeciwieństwie do ulic polskich gdzie ruchem kieruje bezmyślna sygnalizacja świetlna i głupie znaki tutaj istnieje instynkt kierowcy i ogromna fala pojazdów ciągle się porusza i swobodnie płynie. Niestety w sformalizowanej Europie i dodatkowo przy polskiej głupocie używanie mózgu odeszło w niepamięć i nigdy nie wrócimy do normalności jaka jest na ulicach azjatyckich miast.

W Tabriz nie ma kłopotu ze znalezieniem noclegu toteż po kilku chwilach lokujemy się w Hotelu Sina.

Po południu ruszamy na zwiedzanie miasta. Obowiązkowo bazar, ponoć jeden z najstarszych na Bliskim Wschodzie; wpisany na Listę Dziedzictwa UNESCO. Bazar jest bardzo rozległy i można tutaj znaleźć wszystko czego dusza zapragnie. Wokół bazaru jest sporo dobrych jadłodajni więc z głodem nie ma problemu.

Wieczorem robimy sobie jeszcze wycieczkę do parku Elgoli. Jest to miejsce spotkań i odpoczynku mieszkańców, można popływać rowerkami wodnymi, posiedzieć w cieniu, także dobrze zjeść. Miejsce nie jest interesujące jako samo w sobie, ale atmosfera jaka tutaj panuje i permanentne zainteresowanie miejscowych naszymi osobami spowodowało, że pozytywnie zapadło mi w pamięci.

Dopełnieniem była rozmowa i wspólna fotografia z merem Tabriz Panem Sadegh Najafi-Khazarlou.

Ze względu na to, że zmieniliśmy trochę plan w Iranie i wykorzystaliśmy kilka dni w innych miejscach w Tabriz mogliśmy zostać tylko jeden dzień.

Nocleg w hotelu (13 USD).

Turkmenistan, Iran, Azerbejdżan 2014 – dzień 20

7 maj 2014
0 km

Turkmenistan, Iran, Azerbejdżan 2014 – dzień 20

8.00 – 23.30, Sarab 621 km.

Dzisiaj zupełnie nieplanowany punkt wyprawy. Mieliśmy bezpośrednio jechać do Tabriz, ale po przeanalizowaniu ciekawych miejsc w okolicy grupa zechciała obejrzeć wioskę Masuleh. Byłem w Masuleh podczas mojego poprzedniego pobytu w Iranie i nie uśmiechało mi się ponownie tam jechać. Jednak w głosowaniu „przepadłem”. Ruszyliśmy więc do Masuleh. Przed Rasht okolica zmienia się diametralnie i z suchych górskich krajobrazów wjeżdżamy w wilgotne tereny z uprawami ryżu. Masuleh jest miejscowością położoną wysoko w górach i atrakcją turystyczną toteż na wjeździe płacimy 10 000 IRR od samochodu.

Masuleh jest uroczą wioską gdzie budynki budowane są na zboczach górskich, ale w nietypowy sposób, ponieważ dachy budynków znajdujących się niżej stanowią chodniki i trakty piesze dla obiektów stojących wyżej. Spacerując po wiosce chodzimy więc po dachach i omijamy kominy wystające między nogami. Budynki wybudowane są tarasowo i wygląda to naprawdę ciekawie. Masuleh jest ewidentnie nastawiony na turystów, którzy docierając tutaj nie mają możliwości pojechania dalej; można zostać tutaj na noc lub wrócić tą samą trasą 45 km. do Fuman. Mimo tego turystycznego charakteru wioska posiada wiele uroku, toczy się w niej normalne życie, można bardzo dobrze zjeść i znaleźć tani nocleg. My byliśmy tutaj w porze obiadu więc po dobrym posiłku i sesji fotograficznej ruszyliśmy dalej w drogę.

Z powrotem do Fuman, a później na północ wzdłuż Morza Kaspijskiego do Astary. Za Astarą wspinamy się niemiłosiernie długo wzdłuż granicy Azerbejdżanu i potem dwupasmową trasą mijamy Ardabil.

Za Ardabil robi się już ciemno i niestety schodzi mgła. Na drodze robi się trochę niebezpiecznie, ciężarówki jadą bardzo wolno, a wyprzedzenie we mgle nie jest możliwe. Zmęczeni docieramy do Sarab, gdzie lokujemy się w hotelu.

Nocleg w hotelu (366 000 IRR).

Turkmenistan, Iran, Azerbejdżan 2014 – dzień 19

6 maj 2014
0 km

Turkmenistan, Iran, Azerbejdżan 2014 – dzień 19

7.00 – 17.00, Rajavi Dasht 254 km.

Rano ruszamy do twierdzy. Za Qazvin mamy trochę problemów ze znalezieniem odpowiedniej drogi, ale pomocny mułła doprowadza nas na właściwą trasę. Bez jego pomocy nie udałoby nam się namierzyć wąskiej drogi prowadzącej w góry.

Od Qazvin droga zaczyna się ostro wspinać, widoki zapierają dech piersiach. Wspinamy się, prędkość spada do 30 km/h. Osiągamy przełęcz na około 2 600 m.n.p.m, ale to dopiero połowa drogi. Dotarcie do Twierdzy Alamut zabiera nam następne 2 godziny.

Po dotarciu w pobliże czeka nas jeszcze pół godzinny marsz na szczyt twierdzy. Po udanej sesji fotograficznej zjeżdżamy do jedynego większego miasteczka po drodze – Rajavi Dasht, gdzie jedyny lokal serwuje nam świetne szaszłyki.

Po kolacji pozostaje nam tylko czas na znalezienie dobrego miejsca na nocleg. Mamy z tym trochę kłopotu, bo wokół są tylko góry i droga. Udaje się jednak znaleźć szeroką i płaską przestrzeń na namioty.

Ciekawy dzień kończymy idealnym miejscem na nocleg.

Nocleg w górach.

Turkmenistan, Iran, Azerbejdżan 2014 – dzień 18

5 maj 2014
0 km

Turkmenistan, Iran, Azerbejdżan 2014 – dzień 18

11.30 – 17.00, za Sareh 376 km.

Rano jeszcze zakupy, dobry obiad i ostatni rzut oka na Isfahan.

Z miasta wyjechaliśmy w stronę Teheranu, jednak nie skręciliśmy na autostradę tylko drogą 65 – równoległą do autostrady minęliśmy Qom i za miejscowością Saveh rozłożyliśmy biwak.

Ustaliliśmy, że zanim osiągniemy Tabriz obejrzymy jeszcze Twierdzę Alamut znaną pod nazwą „zamków asasynów”. Twierdza jest w okolicach Qazvin i jutro bez pośpiechu dotrzemy w jej okolice.

Nocleg na trasie.

Turkmenistan, Iran, Azerbejdżan 2014 – dzień 15, 16 i 17

2-4 maj 2014
0 km

Turkmenistan, Iran, Azerbejdżan 2014 – dzień 15, 16 i 17

14.00 – 18.00, Esfahan 324 km.

Do popołudnia chodzimy po mieście, kręcimy się po uliczkach starego miasta. Budynki wybudowane z cegły-gliny suszonej na słońcu i świadomość, że Yazd jest jednym z najstarszych miast na świecie dodaje uroku pomarańczowo-czerwonemu staremu miastu. Wokół cisza i pustka (tak niecodzienna dla miast Iranu) i tylko czasem wąską uliczką przejeżdża motorower. W środku starego miasta znajduje się Meczet Jameh, w którym warto skorzystać z cienia i odpocząć.

Po południu ruszamy do Esfahanu. Dystans jest krótki i po rewelacyjnych irańskich drogach pokonujemy go w 4 godziny. Jak to zwykle bywa priorytetem jest znalezienie rozsądnego cenowo hotelu. Parkujemy samochody na głównej Abbasi Streat i rozchodzimy się w poszukiwaniu hotelików. W okolicy mamy Amir Kabir Hostel (spałem tutaj kilka lat temu), ale nie ma miejsca dla 8 osób. Kilka przecznic bliżej centrum lokujemy się w Jamshid Hotel.

Esfahan – najwspanialsze miasto Iranu, a rzekłbym, iż całego świata islamu (w szczególności szyickiego). Jest to mój drugi pobyt w tym mieście, ale zawsze będzie pozostawał niedosyt.

Najlepsze co można zrobić to oczywiście poza obejrzeniem meczetów; „zagubić” się w bazarze, spacerować po mieście, odpoczywać w wielu zadbanych ogrodach, dobrze zjeść w okolicznych knajpkach. Atmosfera w Isfahanie jest swobodna, ludzie jak wszędzie przyjacielscy i pomocni. Z rodziną zostaliśmy tutaj 3 dni, natomiast grupa z Defendera pojechała na wycieczkę do Persepolis.

Czas spędzony w Isfahanie zawsze zalicza się do najlepszych chwil z moich wypraw i przejeżdżając tutaj jeszcze w przyszłości na pewno nie ominę tego miasta.

Nocleg w hotelu (500 000 IRR/dzień).

Turkmenistan, Iran, Azerbejdżan 2014

Turkmenistan, Iran, Azerbejdżan 2014
Turkmenistan, Iran, Azerbejdżan 2014 – dzień 14

1 maj 2014
0 km

Turkmenistan, Iran, Azerbejdżan 2014 – dzień 14

8.20 – 21.00, Yazd 733 km.

Pierwotnie w planach nie miałem Yazdu, ale postanowiliśmy wjechać do tego miasta. Wybierając Yazd, a nie bezpośrednią drogę do Esfahan musieliśmy odpuścić pustynne miasteczka takie jak Khur i Garmeh. Jednakże droga do Yazd także obfitowała we wspaniałe krajobrazy i niesamowitą pustkę Wielkiej Pustyni Słonej. Postanowiliśmy także ominąć Czek Czek i wieczorem dojechaliśmy do miasta. Nocleg udało nam się znaleźć w hotelu Farhang i wieczorem poszliśmy na spacer po mieście. Bardzo dobrą kolację w postaci szwedzkiego stołu zaserwowaliśmy sobie w Silk Road Hotel.

Nocleg w hotelu (375 000 IRR).

Turkmenistan, Iran, Azerbejdżan 2014 – dzień 13

30 kwiecień 2014
0 km

Turkmenistan, Iran, Azerbejdżan 2014 – dzień 13

12.00 – 19.30, za Marandiz 274 km.

Czas do południa poświęcamy na obejrzenie Mashhad, a dokładnie Meczetu Imama Rezy i mauzoleum zawierającego najważniejsze dobra kultury i sztuki Iranu. Wejście na teren meczetu jest chronione, należy pozostawić w przechowalni plecaki i aparaty, każdy wchodzący jest przeszukany przy wejściu. Dodatkowo jest nam przydzielony przewodnik, który opowiada i oprowadza nas po kompleksie. Meczet jest najważniejszym miejscem i w zasadzie jedynym godnym obejrzenia. W mieście panuje atmosfera „pielgrzymkowa” co daje się wyczuć spacerując po ulicach; w przeciwieństwie do innych miast Iranu wyczuwa się tutaj pewną niechęć do turystów. Dewotki potrafią nawet splunąć na widok turystów co mnie szczególnie nie dziwiło, bo w Polsce dewotki zachowują się tak samo. Po zwiedzaniu i dobrym kurczaku ruszyliśmy dalej w drogę.

Po wczorajszych wrażeniach granicznych i zawalonej nocy chcieliśmy wyjechać z Mashhad i znaleźć dobre miejsce na biwak przed zmrokiem. Pojechaliśmy na południe w stronę Birjand i za Torbat-e-Heydariyeh skręciliśmy w prawo kierując się w rejony Wielkiej Pustyni Słonej. Zaczęły się tereny wielkiej pustki więc znalezienie dobrego miejsca nie nastręczało kłopotu.

Nocleg na trasie.

Turkmenistan, Iran, Azerbejdżan 2014 – dzień 12

29 kwiecień 2014
0 km

Turkmenistan, Iran, Azerbejdżan 2014 – dzień 12

10.00 – 1.30, Mashhad 371 km.

Dzisiaj ostatni dzień pobytu w Turkmenistanie. Wiza tranzytowa jest wydawana na 5 dni i wykorzystaliśmy ją maksymalnie jak się dało. Wizy turystyczne wiążą się z dzienną opłatą za przewodnika w kwocie minimum 100 USD i ciągłą obecnością tegoż przewodnika. Jesteśmy przeciwni takiej formie turystyki więc skorzystaliśmy z krótkiego czasu pobytu, ale z pełną wolnością. Może z tą wolnością nie do końca, bo byliśmy zmuszeni do noclegu w Ashgabacie w jedynym dostępnym cenowo hotelu. Przed wyjazdem jeszcze ciąg dalszy „komuny”, dostajemy śniadanie: makaron z sadzonym jajkiem, ale to i tak lepiej niż inni obcokrajowcy, którzy „zasłużyli” tylko na owsiankę. Jeszcze tylko zakupy na targu i w taki oto sposób żegna nas stolica Turkmenistanu. Wspaniały kraj, pomocni i uczciwi ludzie, rewelacyjne krajobrazy, dobre jedzenie i szkoda tylko, że nie możemy być tutaj dłużej. Świat się jednak powoli zmienia i tutaj też tak jak w wielu innych miejscach nastaną inni rządzący, a wtedy może przyjedziemy na dłużej.

Z rogatek miasta jest tylko 10 km. do kontrolowanej strefy nadgranicznej, a następnie 30 km. do przejścia granicznego. Kontrola przebiega w normalnym tempie, dokumenty wystawione przy wjeździe są odbierane, dane pojazdów wpisane do kajetów i możemy wyjeżdżać. Przeciąga się tylko trochę kontrola celna, ale w końcu szlabany się otwierają i wjeżdżamy do Iranu.

Znajomy Irańczyk już czeka na nas i po kontroli paszportowej przystępuje do przygotowania dokumentów wjazdowych. Posiadanie CPD przyspieszyłoby sprawę, ale jak pisałem PZM łupi zmotoryzowanych, a ponadto jest bardzo skostniałą instytucją, ale tak to już bywa z monopolami.

Organizacja wszystkich wymaganych dokumentów trwa bardzo długo, ale jak sobie przypominam mój pobyt w Iranie 4 lata temu też wszystko się tak wlokło.

Wreszcie po 4 godzinach możemy ruszyć z granicy. Jedziemy od razu do Mashhad, gdzie docieramy późno w nocy.

Mashhad jest świętym miastem szyitów i znalezienie noclegu dla nie muzułmanów jest kłopotliwe. W pielgrzymkowym mieście jest zatrzęsienie hotelików, ale odmawiają przyjęcia nas. W końcu dzięki pomocy miejscowych klucząc po uliczkach trafiamy na hotel. Dostajemy duży rodzinny apartament z kilkoma sypialniami, kuchnią i salonem za śmieszne pieniądze.

Totalnie zmęczeni idziemy spać.

Nocleg w hotelu (212 000 IRR).

Turkmenistan, Iran, Azerbejdżan 2014 – dzień 11

28 kwiecień 2014
0 km

Turkmenistan, Iran, Azerbejdżan 2014 – dzień 11

9.00 – 17.00, Ashgabat 311 km.

Dzisiaj mamy krótki dystans do przejechania. Dzień zaczynamy spokojnie od ponownego obejrzenia „Wrót Piekieł”. Za dnia ta dziura w ziemi nie robi tak wielkiego wrażenia, ale jest niewątpliwie wielką osobliwością przyrody (aczkolwiek stworzoną przez nieudolność człowieka).

Śniadanie serwujemy sobie w knajpce przy drodze u znajomego, który wczoraj wskazał nam właściwą drogę do krateru.

Ruszamy do Ashgabatu, po kilku godzinach jesteśmy w stolicy. Priorytetem jest znalezienie miejsca noclegu. Niestety budżetowe opcje praktycznie nie istnieją. Zgodnie z planem „pana i władcy” wszystko co stare i miało swój urok zostało lub jest burzone i w miejsce tego stawia się biało-złote budynki. Ulice znikają, pojawiają się nowe place z fontannami i wszechobecnym monitoringiem, które świecą pustkami.

Podobnie stało się z kilkoma budżetowymi hotelikami, gdyż ulice na których istniały stały się placami budowy. Po wizycie w Grand Turkmen Hotelu przekonujemy się, że 120 USD to minimalna cena od osoby jaką możemy uzyskać. Istnieje hotel turystyczny, nazywa się Syyahat i usytuowany jest z dala od centrum. Znajdujemy hotel rodem z czasów komunistycznych; smutna pani recepcjonistka z wielką łaską wpisuje nasze dane na szare karteczki i kasuje niebotyczne 25 USD od osoby. Pokoje pamiętają „późnego Gierka”, na każdym piętrze „etażowa” i papier wydzielany na osobę. Po luksusie Turkmenbashi Prezydent Gurbanguly Berdimuhamedow sprowadza nas na ziemię. Lokujemy się i startujemy w miasto.

Robimy sobie objazd po nowych dzielnicach z białymi i błyszczącymi budynkami, oświetlonymi w każdy możliwy sposób. Ciekawostką są klimatyzowane przystanki z ekranami LED, na których wyświetlane są oczywiście przemówienia wodza i podświetlane pasy na ulicach. Centrum miasta jest całkowicie wymarłe, policja nas obserwuje i zakazuje fotografowania. Mimo wszystko spacer po pustych ulicach i dzielnicach, które są pobudowane tylko dla fanaberii jednego człowieka i dyskotekowe oświetlenie nie jest wielką przyjemnością. Wszystkie budynki wydają się niezamieszkałe i puste, całe centrum to nowoczesność i świetlisty kicz na pokaz, a dopełnieniem tego obrazu jest złoty pomnik poprzedniego prezydenta Saparmurata Niyazova obracający się wokół własnej osi zgodnie z promieniami słońca. Konkludując elektrycy, ogrodnicy i inne „służby” mają tutaj dużo do roboty. Po paru godzinach wracamy w okolice hotelu gdzie przynamniej można spotkać ludzi i jadłodajnie w rozsądnej cenie.

Nocleg w hotelu (25 USD).