Iran, ZEA, Oman 2014 – dzień 22

10 styczeń 2015
0 km

Iran, ZEA, Oman 2014 – dzień 22

10.00 – 18.00, Wahiba Sands 139 km.

Rano pozwalamy sobie na późniejszy start. „Ranne ptaszki” fotografują wschód słońca, cała reszta czeka na słońce, aby wysuszyć sprzęt po porannej mgle. Wydaje się to dziwne, ale Wahiba Sands zaskoczyła nas w nocy tak potężną mgłą, że wszystko musieliśmy rano wykręcać. Ciekawe przeżycie na pustyni.

Spokojnie ruszamy w dalszą drogę, zatrzymujemy się często, wjeżdżamy na wyżej położone wydmy, zakopujemy i odkopujemy samochody. Wszystko to powoduje, że jedziemy powoli. Dodatkowo południowa część pustyni ma grząski piasek co znacząco nas spowalnia. Główny trakt prowadzi do Qihayd, ale my skręcamy wcześniej z zamiarem dojechania do Ash-Sharq. Wszystko jest w porządku do momentu dojechania na około 5 km. przed asfaltem. Trafiamy na tak piaszczyste i strome zjazdy i podjazdy, że nie decyduję się ich przekraczać. Mam za sobą przejechanych już dużo trudnych kilometrów w różnych częściach świata, ale tutaj mocno się zastanowiłem i uznałem, że bezpieczeństwo jest najważniejsze. Będąc kilka tysięcy kilometrów od domu nie można ryzykować sprzętu (ludzie mogli wysiąść) i niemożności powrotu do kraju.

Wobec tego wracamy 18 km. do trasy na Qihayd. Osiemnaście kilometrów to w tych warunkach godzina jazdy. W momencie gdy podjąłem tą decyzję objawiła się dziura w oponie, którą wulkanizowałem w Turcji. Wszystko ułożyło się dobrze, bo pokonanie trudnego odcinka na „flaku” doprowadziło by zapewne do wywrotki.

Zaczynamy akcję „zmiana opony”. Proces wypakowania całej Toyoty, dostanie się do hi-lifta, akcja zmiany koła i ponowne zapakowanie gratów zabrało nam godzinę. Nagle okazało się, iż zbliża się zachód słońca i musimy szukać miejsca na biwak. Na szczęście w tych okolicznościach przyrody znalezienie płaskiej przestrzeni nie było zbyt trudne. Po kilku chwilach obóz był gotowy, a my zasiedliśmy do zakrapianej kolacji.

Takim oto zbiegiem różnych zdarzeń zaliczamy drugi nocleg na pustyni. Wspaniały happy end.

Nocleg na pustyni.

Iran, ZEA, Oman 2014 – dzień 21

9 styczeń 2015
0 km

Iran, ZEA, Oman 2014 – dzień 21

8.30 – 17.00, Wahiba Sands 210 km.

Dzisiaj w planach mamy wizytę w Wadi Tiwi, a później przejazd na pustynię Wahiba Sands.

Wioska Tiwi znajduje się kilka kilometrów od nas. Jest to bardzo malownicze miejsce jednak nie posiada już takich atrakcji jak Wadi Shab. Po pierwsze jest to wybetonowany i wyasfaltowany trakt. Podjazdy są bardzo strome i wąskie. Kilka razy mamy duże problemy z mijanymi samochodami i ze znalezieniem zatoczki. Po drugie z racji całorocznie płynącej wody teren jest zamieszkany i przez całą drogę mijamy przycupnięte wioski i plantacje palmowe. Te dwa wspomniane powyżej fakty powodują, że nie jest już tutaj tak dziko i przyjemnie jak w Wadi Shab. W kilku miejscach przecinamy płynącą wodę i są to bardzo niebezpieczne miejsca przypominające jazdę samochodem po lodowisku. Wadi Tiwi potocznie nazywa się „wąwozem dziewięciu wiosek”. My przejeżdżamy kilka z tych wiosek i zawracamy.

Teraz przed nami pustynia. Ruszamy autostradą nr 17 na Sur, później drogą nr 23 do Al-Kamil i dalej do Al-Mintrib. Tutaj znajduje się główny „wjazd” na pustynię, ale my chcieliśmy przeciąć ją z północy na południe więc podjechaliśmy do Al-Hawiyah gdzie znajdował się nasz wjazd.

Początkowo nic nie zapowiada trudności jakie mogą spotkać podróżnika w dalszej części pustyni. Droga przez pierwsze 20 km. jest szutrowa, ale utwardzona i poruszamy się szybko, jednak później po prostu znika i wjeżdżamy na piasek. Oczywiście wjazd na piasek z normalnym ciśnieniem w oponach powoduje natychmiastowe zakopanie więc obniżamy ciśnienie i zaczynamy naszą pustynną przygodę.

Pustynia rozciąga się na długości 180 km. z północy na południe i w taki też sposób chcemy ją pokonać. Wydmy też układają się w sposób południkowy więc nie ma potrzeby kluczenia w poszukiwaniu dogodnej drogi. Dzisiaj wjeżdżamy około 50 km. w głąb pustyni i w całkowitej pustce rozbijamy biwak. Do zachodu słońca mamy czas na sesje zdjęciowe, spacery i kontemplację tego wspaniałego miejsca.

Nocleg na pustyni.

Iran, ZEA, Oman 2014 – dzień 20

8 styczeń 2015
0 km

Iran, ZEA, Oman 2014 – dzień 20

8.30 – 18.00, Wadi Shab 293 km.

Po dwóch dniach w rejonach górskich zapragnęliśmy relaksu w wodzie. Teoretycznie Wadi Bani Awf powinno być z wodą, ale nie udało się nam jej tam „zaliczyć”. Zgodnie z informacjami z przewodnika najlepszym wyborem jest Wadi Shab z całorocznie płynącą wodą. Ruszamy więc do Wadi Shab, tym bardziej, że jest ono na naszej trasie i później ruszymy stamtąd na pustynię Wahiba.

Z szutrowej drogi dojeżdżamy do asfaltu, który prowadzi do miejscowości Barka na wybrzeżu, a dalej już autostradą w okolicach Maskatu kierujemy się na Sur. Droga jest prosta i szybka; po lewej stronie mamy Ocean Indyjski, a po prawej pasmo górskie Al Hajar ash Sharqi. Po południu dojeżdżamy do Ash-Shab. Zjeżdżamy z autostrady, parkujemy i jesteśmy przy ujściu wadi. Należy skorzystać z łódki, która przewozi turystów na drugi brzeg ponieważ szlak pieszy rozpoczyna się na lewym brzegu wadi. Koszt transportu 1 OMR obejmuje również powrót. Trekking w jedną stronę trwa około godziny. Widoki są niesamowite, trasa prowadzi wewnątrz wąwozu, w którym płynie woda. Kilka odcinków można pokonać tylko przepływając naturalne baseny z wodą. Zwieńczeniem trasy jest przepłynięcie przez wąski otwór w skale i odpoczynek nad dużym zbiornikiem wodnym z wodospadem. Wrażenia z trekkingu są niesamowite, mało miejsc potrafi zaoferować takie połączenie piękna natury z relaksem. Przejście całej trasy z pływaniem, sesją fotograficzną i odpoczynkiem zajmuje nam kilka godzin.

Po powrocie odwiedzamy miejscową knajpkę z dobrym jedzeniem i jedziemy na plażę rozbić biwak.

Wieczorem dołącza do nas znajomy motocyklista w Węgier. Zaliczamy następny bardzo udany dzień.

Nocleg na plaży.

Iran, ZEA, Oman 2014 – dzień 19

7 styczeń 2015
0 km

Iran, ZEA, Oman 2014 – dzień 19

9.30 – 17.00, Hat 160 km.

Wczorajszy dzień obfitował we wrażenia, ale dzisiaj liczymy na równie duże atrakcje.

Musimy zjechać tą samą drogą i na rondzie skręcamy do Al-Hamry. Oglądamy tutaj domy z cegły mułowej. Duża część domów jest w złym stanie, ale spacerując między uliczkami można uchwycić klimat tego miejsca. Jako zwieńczenie zwiedzania można obejrzeć muzeum ulokowane w jednym z odrestaurowanych budynków. W miejscowości można odpocząć w ogrodzie palmowym z funkcjonującym systemem nawadniania „faladż”. Tutaj też za namową Anglików kupujemy najlepsze daktyle (potwierdzam, że lepszych jeszcze nie jadłem). Czas spędzony w Al-Hamrze zaliczamy do udanych.

Jadąc dalej mijamy w okolicy jaskinię Al-Hotta Cave. Niestety nie jest ona obecnie dostępna do zwiedzania.

Chcemy przebić się przez góry Al-Akhdar i wjechać do Wadi Bani Awf. Wydawało się, że wczoraj było stromo, ale dopiero dzisiaj zaliczyliśmy prawdziwy off-road. Przyznaję, że przebicie się przez Al-Akhdar może udać się tylko z napędem na 4 koła. Wymagająca trasa ciągnie się jeszcze za wioską Hat. Przejazd był rewelacyjny i kilkadziesiąt kilometrów zabrało nam 4 godziny. Liczyliśmy na więcej wody, ale nie było jej zbyt wiele, a jeśli była to tylko w okolicach mijanych osiedli. W związku z tym, że nie było możliwości kąpieli zatrzymaliśmy się na jedynym szerszym odcinku drogi na skrzyżowaniu dróg do Fasah i Awabi.

Było to odpowiednie miejsce na nocleg. Dzisiaj również nie zawiedliśmy się na Omanie.

Nocleg w górach.

Iran, ZEA, Oman 2014 – dzień 18

6 styczeń 2015
0 km

Iran, ZEA, Oman 2014 – dzień 18

8.00 – 17.00, Jabal Shams 212 km.

Dzisiaj w planach mamy fort w Bahla i Jabal Shams. Główna trasa prowadzi przez Ibri, ale my wybieramy mniejszą drogę przez Ad-Diriz i Al-Wahrah. Jest to bardzo dobry wybór, chociaż trochę błądzimy i wpadam w poważny poślizg na asfalcie, przez który przepływa wadi. Po tym doświadczeniu przejeżdżamy z wielką rozwagą każdą wadi jaka przecina asfalt. W wielu przypadkach woda przepływa przez te miejsca cały rok i asfalt zarośnięty jest glonami, na których o poślizg jest bardzo łatwo. Przekonałem się o tym bardzo dobitnie, a nasz znajomy motocyklista z Węgier zaliczył w takim miejscu poważną wywrotkę.

Około południa dojeżdżamy do Bahla, małej miejscowości nad którą góruje największy i najstarszy fort w Omanie. Fort został wpisany na Listę UNESCO, jest już odrestaurowany i dostępny do zwiedzania. Spacerując po zakamarkach, fotografując i rozmawiając z Omańczykami spędziliśmy w forcie dwie godziny. Zupełnie wystarczający czas na poznanie charakteru budowli i pozwalający na odpuszczenie sobie pozostałych fortów w Omanie (których są tutaj setki). Budowla znajduje się przy głównej drodze, gdzie również rozmieściły się miejscowe knajpki z dobrym hinduskim jedzeniem (skwapliwie skorzystaliśmy z jednej).

Po posiłku ruszyliśmy dalej w stronę najwyższego szczytu Omanu Jabal Shams – 3 009 m.np.m. Za Bahlą droga skręca w lewo na Al-Hamra, ale trasa na szczyt nie prowadzi przez Al-Hamrę tylko na rondzie przed miastem skręcamy w lewo. Wspinamy się coraz wyżej, droga staje się coraz węższa i w końcu z asfaltowej zamienia się w szutrową. W tym miejscu auta osobowe się zatrzymują i dalej jadą tylko 4×4. Według mnie można całą trasę pokonać z napędem na jedną oś jednak jest kilka miejsc, w których brak napędu na 4 koła może zaskoczyć. Po drodze zatrzymał nas Anglik pracujący w Omanie w branży turystycznej. Bardzo miło się rozmawiało, Anglik przejechał z nami całą trasę i wskazał jeszcze rewelacyjne miejsce na nocleg nad samą granią urwiska. Oczywiście wieczorem umówiliśmy się na spotkanie.

Po drodze zatrzymujemy się na sesję fotograficzną nad zapierającym dech w piersiach płaskowyżem Al Qannah Plateau i po następnych kilkunastu kilometrach dojeżdżamy do końca trasy samochodowej. Od tego miejsca jest tylko możliwość tras pieszych. My cały czas w towarzystwie Anglika wracamy kilka kilometrów i dzięki jego przewodnictwu wjeżdżamy nad skraj Wielkiego Kanionu, gdzie rozbijamy biwak.

Dzień kończymy wspaniałymi widokami, ogniskiem, gitarą i wieczornym spotkaniem z poznanymi Anglikami.

Nocleg nad kanionem.

Iran, ZEA, Oman 2014 – dzień 17

5 styczeń 2015
0 km

Iran, ZEA, Oman 2014 – dzień 17

10.00 – 18.00, za Yanqul 235 km.

Wczoraj dojechaliśmy późno na nocleg, dodatkowo trochę posiedzieliśmy więc dzisiaj daliśmy sobie poranną dyspensę.

Podczas śniadania mamy wizytę policjantów, którzy pytają się czy wszystko w porządku i zapraszają nas do swoich domów. To pierwsze, ale nie ostatnie zaproszenie jakie otrzymamy w Omanie. Ludzie są mili, serdeczni i uczynni.

Rozpoczęła się nasza omańska przygoda i będziemy pokonywali niewielkie ilości kilometrów. Zatrzymujemy się gdzie chcemy, chłoniemy klimat, smakujemy lokalne specjały.

Ruszamy dalej, ale już spokojnie. Trasa wiedzie w stronę Sohar, miasto mijamy i wjeżdżamy w głąb lądu na trasę 08. Powoli wjeżdżamy w góry, mijamy małe wioski, zatrzymujemy się często na sesje fotograficzne, zjadamy dobry obiad i kilka razy wypijamy miejscowe soki owocowe.

W tym tempie nie dojeżdżamy zbyt daleko i na godzinę przed zmrokiem poszukujemy dobrego miejsca na biwak. W Omanie nie ma najmniejszych problemów z biwakowaniem na dziko. Wystarczy wyjechać za jakąkolwiek miejscowość i już możemy rozbijać biwak. Wokół nas jest pustynia, góry lub puste plaże – wszystko do wyboru.

W taki też sposób za Yanqul wjeżdżamy kilka kilometrów w pustynię i trafiamy na dobre miejsce. Rozkładamy namioty, rozpalamy ognisko. Wieczór spędzamy przy gitarze, dobrych „napitkach” i Polaków wieczornych rozmowach.

Nocleg na pustyni.

Iran, ZEA, Oman 2014 – dzień 16

4 styczeń 2015
0 km

Iran, ZEA, Oman 2014 – dzień 16

13.30 – 23.00, Bani Umar (Oman) 237 km.

Rano wyruszamy do portu, aby w końcu dokonać odprawy pojazdów. Wszystko idzie w ślimaczym tempie; podobnie jak w Iranie muszę zdobyć kilkanaście podpisów, wpłacić kilka kwot (o których nie miałem wcześniej żadnych informacji) i przemieszczać się między różnymi okienkami. Muszę przyznać, że zorganizowane jest to o wiele logiczniej niż w Iranie, urzędnicy wykonują swoją pracę sprawnie i nie różni się to od europejskich standardów. Problemem jest jedynie duża ilość okienek, które należy odwiedzić i to wydłuża całą procedurę. Po kilku godzinach możemy wjechać dwoma pojazdami do ZEA.

Ekipa, która doleciała do Dubaju na czas mojej nieobecności wypożyczyła miejscowy  samochód i wybrała się na eksplorację Musandamu. Podczas mojego oczekiwania na samochody oni krążyli po północnej części Omanu i po otrzymaniu informacji ode mnie wrócili do Dubaju.

Przepakowanie gratów, zdanie samochodu i wyjazd z Dubaju zabrał nam trochę czasu. Wyjechaliśmy drogą E44 w stronę przejścia granicznego Hatta. Przekraczanie granicy tą drogą jest o tyle dziwne, że autostrada przecina dwukrotnie terytorium Omanu i ZEA, jest kilka punktów kontrolnych, ale właściwa granica znajduje się we wspomnianej miejscowości Hatta. Wyjazd z ZEA to tylko formalność i okazanie paszportów, wjazd do Omanu zabiera 40 minut (tylko ze względu na odprawę celną samochodów) i zakup 10-cio dniowych wiz. Oman przywitał nas bardzo przyjemnie.

Jest już późno i poszukujemy jedynie miejsca na nocleg. Gdy jest ciemno znalezienie dobrego miejsca jest utrudnione więc logiczne wydaje się rozbicie na plaży, co też robimy w okolicy wioski Bani Umar.

Nocleg na plaży.

Iran, ZEA, Oman 2014 – dzień 14 i 15

2-3 styczeń 2015

Iran, ZEA, Oman 2014 – dzień 14 i 15

Pobyt w Dubaju.

Początkowo Dubaj mieliśmy zwiedzać po powrocie z Omanu. Sytuacja wymusiła jednak na nas obejrzenie tego miasta w pierwszej kolejności. Chyba już wszystko zostało powiedziane o tym mieście; dobrego i złego. Niewątpliwie zaskakuje szybkością rozwoju i rozmachem jakiego nie widziałem w innych miejscach. Z niczego (czyli z pustynnego piasku) powstają nagle najwyższe, najbardziej luksusowe i najdroższe hotele, sklepy, restauracje i wszystko co człowiek może sobie wymarzyć. Wszystko co tutaj jest tworzone nakierowane jest na „złupienie” turysty. Większość przyjeżdżających to wczasowicze korzystający ze wspaniałej pogody w okresie zimowym, z przecen w centrach handlowych, a raczej nie turyści w naszym rozumieniu tego słowa.

Po dwóch zwiedzania i objeżdżania, bo chodzenie jest w Dubaju utrudnione mam już dość tego miasta.

W największym skrócie jeżeli ktoś chciałby „dotknąć” arabskiej atmosfery Bliskiego Wschodu  to nie w Dubaju, jeżeli chciałby odpocząć spokojnie na pustej plaży to nie w Dubaju, jeżeli chciałby zobaczyć duże miasto to też nie w Dubaju. Oczywiście jest to obowiązkowy punkt odwiedzin Zjednoczonych Emiratów Arabskich, który „odhaczyłem” i już nie chcę tutaj nigdy wracać.

Nocleg na plaży

Iran, ZEA, Oman 2014 – dzień 13

1 styczeń 2015
0 km

Iran, ZEA, Oman 2014 – dzień 13

9.30 – 15.00, Dubai 20 km.

Po 12 godzinach rejsu dopływamy do Sharjah – miejscowości na przedmieściach Dubaju. Zjeżdżamy samochodami z promu i skierowani jesteśmy do odprawy paszportowej. Sprawdzenie paszportów idzie szybko, po jakimś czasie mamy pieczątki z darmowymi wizami do ZEA. Komplikacje zaczynają się przy odprawie samochodów. Problem tkwi w tym, że niemożliwością jest odprawienie samochodów (i motocykla Węgra) ze względu na wolne dni. Jest to coś niepojętego, że w tak rozwiniętym kraju jak ZEA, kraju stosującym w większości europejskie standardy urząd celny w porcie może być zamknięty przez 3 dni. Tylko dzięki pomocy poznanego z forum www.sahara-overland.com Saleha – człowieka z klubu motocyklowego w Dubaju możemy wjechać jednym autem. Pertraktacje trwają kilka godzin i w końcu jeden samochód zostaje na parkingu celnym, a drugim wjeżdżamy do Dubaju (bez odprawy celnej i jakichkolwiek dokumentów potwierdzających legalność poruszania się w ZEA).

W mieście mieliśmy się pojawić 29 lub 30 grudnia; dotarliśmy 1 stycznia. Ekipa czekała na nas już od dwóch dni; w samochodach mieliśmy większość bagażu i cały sprzęt biwakowy. Pojechaliśmy na miejsce spotkania, a później na plażę Jumeirah. Wieczorem ustaliliśmy plan działania na najbliższe dwa dni pobytu w Dubaju. Było to nam mocno nie na rękę, bo powinniśmy już być w Omanie, ale bez drugiego samochodu nie możemy wyruszyć.

Nocleg na plaży.

Iran, ZEA, Oman 2014 – dzień 12

31 grudzień 2014

Iran, ZEA, Oman 2014 – dzień 12

8.30 – 21.00, pobyt w Bandar Abbas.

Zgodnie z wczorajszymi ustaleniami o 9.00 pojawiamy się u przewoźnika. Prowadziłem wcześniej korespondencję mailową w sprawie kosztów biletów i transportu samochodów i wszystkie odpowiedzi miałem ze sobą. W krajach tego regionu z reguły nikt nie chce nikogo oszukać, ale sytuację należy kontrolować.

Najpierw kupujemy bilety dla nas, od razu w dwie strony. Cena jest zgodna z ustaleniami i cała procedura trwa tylko 20 minut. Przy koszcie pojazdów pojawia się dużo wyższa suma, ale po przedstawieniu maila i kontakcie telefonicznym ze stroną emiracką cena wraca do ustalonej wcześniej. Co ciekawe całą opłatę za transport samochodów w dwie strony poniosę dopiero w ZEA. Po zakupie biletów i ustaleniach ruszamy do portu odprawić samochody.

Bieganie między okienkami, zbieranie podpisów, kserowanie wszystkiego co jest możliwe do kserowania, ciągłe przemieszczanie się między różnymi „odpowiedzialnymi” urzędnikami, którzy mają swoje biura w najróżniejszych miejscach portu trwa do 15.00. Najbardziej porażająca jest totalna bezczynność celników, którzy nic nie robią. Tutaj też się powtarza układ z Bazargan, czyli cała praca jest wykonywana przez młodych chłopaków, a urzędnicy są zajęci tylko pogaduszkami, oglądaniem telewizji, piciem herbaty, posiłkami, graniem na telefonach i układaniem pasjansa. Nasza komuna i zgnojenie obywatela jest niczym w porównaniu do codziennego gnojenia obywateli przez urzędników irańskich. Najgorsze jest to, że ludzie w tych okienkach to w większości totalne bezmózgi, które zostały tam posadzone poprzez układy i znajomości. System ten tak widoczny i krytykowany przez normalnych ludzi spotykanych na ulicy ma się dobrze, ale tak jak kiedyś w Polsce przyjdzie czas i wszystko się zmieni.

Przebrnęliśmy przez wszystko, podstawiliśmy samochody pod czekający już prom i mogliśmy pojechać taksówką do miasta coś zjeść i odpocząć.

Do portu wracamy o 19.00, ustawiamy się w kolejce do kontroli paszportowej. Poznajemy Węgra, który odbywa podróż na motorze i Belga na rowerze. Oprócz nas do ZEA płynie około 100 innych osób jednak tylko my posiadamy pojazdy (2 samochody, motocykl i rower).

O 21.00 wchodzimy na prom; kobiety w innej części niż mężczyźni. Tylko my Europejczycy możemy siedzieć razem i dodatkowo kierują nas na wygodniejsze fotele. Zaraz po wypłynięciu rozdawany jest dobry obiad i napoje.

Dla Irańczyków 31 grudzień jest zwykłą datą bez znaczenia, tym bardziej, że funkcjonuje tutaj inny kalendarz. My się trochę przygotowaliśmy i wspólnie z kolegami z innych krajów stworzyliśmy „międzynarodowy obóz”, który we właściwy sposób uczcił Nowy Rok na promie. Po raz kolejny potwierdziliśmy przyjaźń węgiersko-polską i włączyliśmy jeszcze do tego Belga. Było bardzo miło, tylko rano trochę bolała głowa.

Nocleg na promie.

Iran, ZEA, Oman 2014 – dzień 11

30 grudzień 2014
0 km

Iran, ZEA, Oman 2014 – dzień 11

8.00 – 14.00, Bandar Abbas 287 km.

Dzisiaj mamy krótki odcinek do pokonania. Po kilku godzinach jazdy po krętych i górzystych drogach (jednak zawsze dwupasmowych) dojeżdżamy do Bandar Abbas. Temperatura z niemiłej – niskiej natychmiast staje się niemiła – wysoka. Dosłownie kilkanaście kilometrów przed miastem nagle robi się 30ºC. Oczywiście ma to uzasadnienie, bo zjeżdżamy z gór nad samą Zatokę Perską.

Już w Bazargan wiedziałem, że będziemy musieli wypłynąć tylko z Bandar Abbas, bo tak zostały przygotowane dokumenty tranzytowe dla Toyoty, a prom wypływa jutro. Istnieje też połączenie promowe z Bandar-e-Lengeh, ale z tego portu nie można wyekspediować samochodów. Oznacza to, że wypływamy 31 grudnia wieczorem z Bandar Abbas i nici z Sylwestra w Dubaju. Tak to bywa na wyjazdach.

Pierwsze kroki kierujemy do portu gdzie staramy się ogarnąć już dzisiaj jakieś dokumenty lub procedury.

Oczywiście jak to bywa w kraju, który jest mistrzem biurokracji i umęczenia obywatela zakup biletu promowego odbywa się 5 kilometrów od portu. Ruszamy do innego miejsca, gdzie zostajemy poinformowani, że musimy się pojawić jutro rano o 9.00, aby o 21.00 móc popłynąć do ZEA. Szykuje się trudny dzień; mam nadzieję, że Oman wynagrodzi nam te trudy.

Wracamy do centrum miasta, znajdujemy hotel Ghods, który oferuje nocleg w rozsądnej cenie.

Mamy całe popołudnie i wieczór na zwiedzanie Bandar Abbas co skwapliwie wykorzystujemy.

Nocleg w hotelu (600 000 IRR).

Iran, ZEA, Oman 2014 – dzień 10

29 grudzień 2014
0 km

Iran, ZEA, Oman 2014 – dzień 10

8.30 – 23.00, za Sirjan 1 082 km.

Iran jest krajem górzystym i dodatkowo pora roku nie sprzyjają przyjaznym temperaturom. Rano notujemy minus więc dosyć szybko zbieramy się i ruszamy dalej. Jak to zwykle podczas takich (typowo samochodowych) dni bywa po spakowaniu biwaku jedziemy trochę kilometrów dla rozgrzania się, a później szukamy miejscowej knajpki z dobrym jedzeniem. Jedziemy ciągle na południe i mimo niskich temperatur w nocy w dzień gdy wychodzi słońce słupek rtęci osiąga nawet 12ºC. Dzięki temu nocny lód i śnieg znikają, a drogi stają się suche i bezpieczniejsze.

Za Saveh wjeżdżamy na płatne autostrady irańskie, ale jako turyści jesteśmy przepuszczani na bramkach bez opłat. Mimo, że opłaty są śmiesznie niskie gesty takie są bardzo miłe i pomagają zapomnieć o irańskiej biurokracji.

Trasa prowadzi nas przez Esfahan (omijany obwodnicą), Shahreza, Abadeh. W Safa Shahr skręcamy na mniejszą drogę i dojeżdżamy do Shahr-e-Babak; udaje nam się jeszcze przejechać Sirjan. Za Sirjan zatrzymujemy się na nocleg. Pokonaliśmy dzisiaj niezły odcinek.

Nocleg przy trasie

Iran, ZEA, Oman 2014 – dzień 9

28 grudzień 2014
0 km

Iran, ZEA, Oman 2014 – dzień 9

12.00 – 1.00, przed Saveh (Iran) 803 km.

Rano jesteśmy na granicy, ale jak to zwykle bywa umówiony Irańczyk się spóźnia. Dla ludzi z tego rejonu świata umówienie się na konkretną godzinę nic nie znaczy. Gość pojawia się o 9.00 i dalej biega z plikiem dokumentów zbierając podpisy. Celnicy standardowo nie wykonują żadnej pracy, najczęściej piją herbatę, oglądają filmiki na telefonach i spożywają różnego rodzaju ciasteczka zabrane osobom, które przekraczają granicę. O 10.00 zostaję zaproszony na śniadanie do celników, gdzie dalej czekając na biegającego „załatwiacza” przynajmniej mogę „zabić” głód. Ogólnie atmosfera miła, cała sprawa nie dotyczy celników (tranzyt to sprawa firm transportowych, które muszą przygotować stosowne dokumenty i opłacić wspomnianą wczoraj kaucję). Około południa zaczynam się zwyczajowo denerwować, aby wywołać poruszenie i jakąś reakcję w mojej sprawie. Wreszcie zdobyte są wszystkie podpisy, setki pieczątek i tony kserowanych dokumentów.

O 12.00 wjeżdżamy do Iranu. Pierwsze kroki kierujemy na stację paliw, gdzie płacimy 5 000 IRR/litr ON (cena dla osób nie posiadających karty paliwowej, cena z kartą 2 500 IRR/litr ON).

W naszej obecnej sytuacji najważniejsze jest połykanie kilometrów więc ruszamy przed siebie i do późna w nocy jedziemy przez Iran. Na nocleg zatrzymujemy się przy trasie w okolicach miasta Saveh w miejscu, w którym nocowaliśmy podczas naszej poprzedniej podróży.

Nocleg przy trasie.

Iran, ZEA, Oman 2014 – dzień 8

27 grudzień 2014
0 km

Iran, ZEA, Oman 2014 – dzień 8

7.00 – 9.00, Bazargan 38 km.

Rano jedziemy do Bazargan, którego tak bardzo chciałem uniknąć. Ponownie wyjeżdżamy z Turcji i wjeżdżamy do Iranu. Sprawy paszportowe załatwiane są sprawnie, problemem są zawsze sprawy celne dla pojazdów. Oczywiście znajdują się „załatwiacze” i nie są oni bardzo natarczywi (ani szczególnie drodzy) ale denerwujące jest to, że urzędnicy celni nie wykonują żadnych prac oprócz składania podpisu na setkach kserowanych papierów. Wszystkie prace i przygotowywanie dokumentów należy właśnie do „załatwiaczy”. Jako, że nie władamy farsi „wpadamy w ręce” jednego „załatwiacza”. Gość biega od okienka do okienka, od znudzonego urzędnika do drugiego, wpłacamy wysoką opłatę za „diesla” (co ciekawe kasowana tylko w Bazargan, bo na innych przejściach ta opłata nie istnieje). Oczywiście wszystkie te czynności muszą trwać kilka godzin, bo to przecież Iran i urzędnik musi zgnębić petenta. Gdy zapytuję się o Toyotę i informuję, że mam dwa samochody słyszę, że wszystko ok. Jednak coś mi chodzi po głowie, że tylko zajmują się Land Roverem, a nie Toyotą. Około 15.00 możemy wjeżdżać i wtedy się okazuje, że załatwiony jest tylko Land Rover. Oczywiście jestem wkurzony, robię duży raban, krzyczę i przeklinam. To zawsze pomaga, bo wtedy znajduje się ktoś, kto wie o co chodzi i zabiera się za organizację dokumentów tranzytowych dla Toyoty. Około 17.00 papiery są przygotowane, problem jedynie w tym, że aby były aktualne należy wpłacić kaucję, a to możliwe jest dopiero jutro w banku. Pogodzeni z sytuacją wjeżdżamy Land Roverem do Bazargan (Toyota zostaje na przejściu granicznym), lokujemy się w hoteliku Sighora i idziemy na wieczorne dobre jedzonko do miejscowej knajpki.

Niestety zmarnowane dni się zbierają i mam obawy co do dotrzymania terminu przyjazdu do Dubaju tym bardziej, że wielka niewiadoma jest jeszcze przed nami – port w Bandar Abbas i przeprawa na Półwysep Arabski.

Nocleg w hotelu (166 000 IRR).

Iran, ZEA, Oman 2014 – dzień 7

26 grudzień 2014
0 km

Iran, ZEA, Oman 2014 – dzień 7

7.00 – 17.30, Dogubayazit 366 km.

Po godzinie dojeżdżamy do Kapikoy, Turcję opuszczamy szybko, wjazd do Iranu zabiera nam pół godziny. Wszystko idzie dobrze do momentu gdy okazuje się, że na Toyotę nie mam CPD. Mimo dużych chęci pomocy celnicy twierdzą, że dokumenty dla pojazdów bez CPD mogą być tylko wystawione w Bazargan. Totalnie wkurzeni wracamy z powrotem do Turcji. Ponownie pokonujemy drogę do Van i dalej do rozjazdu Agri/Dogubayazit. Kierujemy się na Dogubayazit. Pokonujemy kilka przełęczy na 2 000 i 2 600 m.n.p.m. W tych prawdziwie zimowych warunkach trudno jest jechać szybko i w konsekwencji do Dogubayazit docieramy o 17.30. Jest to już taka godzina, że nie ma sensu zmierzać na granicę. Do przejścia jest tylko 35 km. więc wystartujemy jutro rano. Pozostaje nam tylko poszukać taniego noclegu (temperatura -8ºC). Śpimy w hotelu Ortadogu.

Nocleg w hotelu (30 TRY).

Iran, ZEA, Oman 2014 – dzień 6

25 grudzień 2014
0 km

Iran, ZEA, Oman 2014 – dzień 6

16.00 – 22.00, Van 433 km.

O 8.00 meldujemy się w konsulacie. Z pewną obawą podajemy wnioski i spisane numery naszych kodów. Urzędnik specjalnie się nie interesuje kodami, otrzymujemy tylko informację, że wizy na jutro rano kosztują 50 EUR, a na popołudnie 75 EUR. Oczywiście bierzemy wersję popołudniową. Nie jestem w stanie definitywnie stwierdzić czy dostalibyśmy wizy bez kodów o to już się nie pytałem. Jedno jest pewne; gdy będę się ponownie wybierał do Iranu to załatwię sobie wizę w Polsce (tak jak w poprzednich wyjazdach) i na pewno nie będę wierzył w posty internetowe o „magicznym konsulacie w Trabzonie”.

Po powrocie do hotelu muszę jeszcze załatać dziurę w nowej oponie; na szczęście zakłady wulkanizacyjne w Turcji są często spotykane.

Po południu już spakowani jedziemy do konsulatu, odbieramy wizy i ruszamy w stronę przejścia granicznego w Kapikoy. Wybieram mniejsze przejście uznając je jako lepsze i szybsze do pokonania niż granica w Bazargan. Mimo tylko około 400 km. i dobrych dróg mamy do pokonania wysokie góry, śnieżną zimę i niskie temperatury. Wieczorem jesteśmy w Van i podejmujemy decyzję o noclegu w mieście. Zatrzymujemy się w One City Apart Otel.

Nocleg w hotelu (47 TRY).