Iran, ZEA, Oman 2014 – dzień 30

18 styczeń 2015
0 km

Iran, ZEA, Oman 2014 – dzień 30

15.00 – 5.00, Robat Tork 1 020 km.

Na trzeci dzień sprawy ponownie toczą się w swoim tempie i w końcu o 15.00 możemy wyjechać z portu i ze strefy celnej.

Po trzydniowej walce doznaję niesamowitego uczucia ulgi mogąc odpalić samochód i mając przed sobą ponad 2 000 km. spokojnej jazdy. Pisząc spokojnej jazdy mam na myśli terytorium Iranu do granicy z Turcją, gdzie znów trzeba będzie powalczyć z biurokratami.

Ekipa z Land Rovera wystartowała 24 godziny temu więc mam dużo do odrobienia. Oczywiście nie mam szans ich dogonić, ale i tak musimy razem przekroczyć granicę Iranu. Oznacza to, że nie ma „zmiłuj się” i dzisiaj twardo jadę.

Udało mi się jechać 14 godzin i pokonać ponad 1 000 km. Dłużej nie było sensu. Zatrzymaliśmy się gdzieś przy trasie i postanowiliśmy zdrzemnąć kilka godzin.

Nocleg przy trasie.

Iran, ZEA, Oman 2014 – dzień 28 i 29

16-17 styczeń 2015

Iran, ZEA, Oman 2014 – dzień 28 i 29

Pobyt w Bandar Abbas.

O 10.00 bez zakłóceń dopływamy do Iranu. Znając już podejście urzędników irańskich oczekuję problemów dopiero w porcie. Zjeżdżamy z promu i rozpoczynamy nierówną walkę z irańską biurokracją.

Procedura trwa cały dzień, a w zasadzie tylko kilka godzin, bo w Iranie urzędnik się nie przepracowuje i o 14.00 już kończy pracę. Oczywiście słowo pracę należy brać w cudzysłów, bo nie robi nic przez cały dzień.

Zostawiamy Land Rovera i Toyotę w porcie i ruszamy do hotelu.

Na drugi dzień sprawami moich samochodów zajmuje się Irańczyk, który wykonuje tysiące czynności, opłat, odwiedzin różnych okienek i wizyt w różnych miejscach (często oddalonych od siebie o kilka kilometrów). Po całodziennej walce o godzinie 17.00 Land Rover może ruszyć w dalszą drogę. Z Land Roverem udało się w tak „błyskawicznym” tempie, ponieważ posiadałem na niego CPD. Toyota niestety zostaje do jutra.

Zostawiam Toyotę w porcie i ruszamy do hotelu. Irańczyk widząc naszą całkowitą dezaprobatę funkcjonującego systemu zaprasza nas na obiad do najlepszej restauracji w Bandar Abbas. Tak naprawdę to nie on jest winny tylko irańscy urzędnicy, ale przecież nie istnieje na świecie urzędnik, który by uznał, że jest czemuś winny.

Kolacja jest wyśmienita i w lepszych humorach kończymy dzień.

Nocleg w hotelu (500 000 IRR/dzień)

Iran, ZEA, Oman 2014 – dzień 27

15 styczeń 2015
0 km

Iran, ZEA, Oman 2014 – dzień 27

8.30 – 14.00, Sharjah 47 km.

Dzisiaj kończy się nasza przygoda z Półwyspem Arabskim. Odstawiamy 4 osoby z ekipy do hotelu w dzielnicy Deira (odlatują jutro do Polski), a my jedziemy do portu załadować się na prom.

Pojawiamy się w porcie około południa, ale okazuje się, że formalności musimy załatwić gdzieś w Sharjah u agenta celnego. Wracamy do miasta, znajdujemy biuro agenta i ruszamy z biurokracją. Pierwsza informacja jest taka, że dzisiaj już nam się nie uda wjechać na prom. Zupełnie się z tym nie zgadzamy; rozpoczynają się nerwowe i głośne pertraktacje. Po dłuższej konwersacji udaje się nam być „dopisanym” do listy pasażerów. Ponoć należało się zgłosić do agenta już wczoraj, aby nie było problemów. Niestety mimo, że ZEA pretendują do bycia bardziej europejskimi niż my na starym kontynencie to biurokracja jest tutaj potężna i uniemożliwiająca normalne działanie. Jeszcze daleko im do nas.

Po godzinie mam odpowiednie papiery i wracamy do portu. Tutaj rozpoczyna się następna walka z urzędnikami i kolejne opłaty, które zbierają się w pokaźną sumkę. Okienko, stempelek, opłata, okienko, opłata, stempelek, stempelek okienko itd, itp. Ostatecznie o 17.00 wjeżdżamy na prom i szczęśliwi, że uda nam się wypłynąć w czwartek (następny rejs był w niedzielę) idziemy na ostatni posiłek do pobliskiego lokalu.

Prom wyrusza o 20.00. Irański kapitan wskazuje nam osobiście miejsca do spania. Przed nami ponad 12 godzin rejsu do Bandar Abbas.

Nocleg na promie.

Iran, ZEA, Oman 2014 – dzień 26

14 styczeń 2015
0 km

Iran, ZEA, Oman 2014 – dzień 26

9.00 – 19.00, Dubai 124 km.

Dzisiaj mamy dzień pobytu w Dubaju. Rano jedziemy do Ambasady Iranu i załatwiamy sobie wizy. Cała procedura trwa około 2 godzin, a paszporty z wizami możemy odebrać jutro.

Dubaj już zwiedzaliśmy przed wjazdem do Omanu; w zasadzie w tym mieście nie ma zbyt dużo do oglądania. Jedziemy na targ „rozmaitości” czyli Global Village. Jest to faktycznie wielkie targowisko podzielone na sektory, w których prezentują się różne państwa świata z produktami ze swoich stron. Jednak po bliższym przyjrzeniu się sprawie widać, że produkty nie są regionalne, a króluje wszechobecna chińszczyzna. W niektórych sektorach z regionu Półwyspu Arabskiego (Oman, Jemen, Arabia Saudyjska, Katar) można dojrzeć trochę regionalnych i prawdziwych produktów, ale trzeba faktycznie mocno szukać. Całkowitą porażką jest strefa europejska, w której wietnamscy sprzedawcy ubrani są w regionalne stroje z różnych krajów Europy. Wygląda to naprawdę śmiesznie, ale tylko dla nas, bo przeciętny obywatel Emiratów i tak nie wie gdzie jest Hiszpania, Holandia bądź Francja. Tak to już jest w tym kraju, że jeśli nie można pojechać do Europy to Europa przyjedzie do nich.

Po powrocie na plażę spotykamy się z Salehem, który bardzo nam pomógł podczas naszej wyprawy. Wieczorne spotkanie trwa do późna. Wspaniałe jest to, że będąc na końcu świata znajdują się ludzie, którzy pomagają nam w trudnych chwilach. Polecam Saleha wszystkim podróżnikom.

Nocleg na plaży.

Iran, ZEA, Oman 2014 – dzień 25

13 styczeń 2015
0 km

Iran, ZEA, Oman 2014 – dzień 25

8.00 – 21.30, Dubai 451 km.

Ostatni dzień w Omanie przeznaczamy na zakupy w suku Mutrah i obejrzenie Starego Miasta. Po zwiedzaniu wjeżdżamy jeszcze do miejscowego marketu Lulu, gdzie zaopatrujemy się w lokalne produkty spożywcze niedostępne w naszych okolicach.

Oman jest wspaniałym krajem, godnym dłuższego pobytu, ale czas biegnie nieubłaganie i musimy powoli wracać. Część ekipy leci do Polski samolotem, część musi pokonać trasę powrotną pojazdami.

Do Dubaju wracamy trasą nadmorską, cały czas jedziemy autostradą nr 01, dopiero za Shinas wjeżdżamy na drogę 05 i zmierzamy w kierunku granicy.

Wyjazd z Omanu jest bezproblemowy i polega tylko na okazaniu paszportu i wbiciu stempla wyjazdowego. Kontrola celna pojazdu jest kilka kilometrów dalej, ale nikt nie jest nami zainteresowany. Podobnie wjazd do ZEA to tylko stemple w paszporcie i zakup ubezpieczenia OC dla pojazdu. Przed nami tylko prosta droga do Dubaju. Wieczorem dojeżdżamy do naszej znajomej plaży przy Palmie Jumeirah i rozkładamy biwak.

Nocleg na plaży.

Iran, ZEA, Oman 2014 – dzień 24

12 styczeń 2015
0 km

Iran, ZEA, Oman 2014 – dzień 24

12.00 – 21.00, Maskat 281 km.

Rano znajomy Omańczyk zabiera nas na poszukiwanie delfinów. Krążymy szybką łodzią po akwenie, ale niestety delfiny nie raczą się pokazać. Po nieudanych poszukiwaniach płyniemy na okoliczną rafę. Jest to raczej mini rafa wśród nabrzeżnych skał, ale wrażenia też są fajne i trochę rybek można pooglądać.

Po atrakcjach ruszamy do Maskatu. Zatrzymujemy się tylko w Bamah, gdzie oglądamy „sinkhole” – dziurę w ziemi, która zapewne powstała podczas zapadnięcia się gruntu. Dziura jest wypełniona wodą, prowadzą do niej schody i można zażyć kąpieli. Nic szczególnego, ale można zaliczyć.

Po południu dojeżdżamy do Maskatu. Z trudem, ale znajdujemy miejsca do zaparkowania na deptaku w Mutrah. O tej porze to miejsce tętni życiem i w przeciwieństwie do Omanu, który do tej pory obejrzeliśmy jest tutaj niesamowity zgiełk i hałas.

Dajemy sobie wolny czas i zagłębiamy się w suk. Dzisiaj spędzamy czas tylko w okolicach suku, na jutro zostawiamy zwiedzanie innych okolic starego miasta.

Nocleg znajdujemy na jednej z okolicznych plaż

Nocleg na plaży.

Iran, ZEA, Oman 2014 – dzień 23

11 styczeń 2015
0 km

Iran, ZEA, Oman 2014 – dzień 23

8.00 – 16.00, Ras al-Hadd 248 km.

Ruszamy do Qihayd, brniemy głębokim piaskiem przez 18 km., a następnie dalsze 20 km. do drogi asfaltowej. Na szczęście wyjazd na drogę nie jest niebezpieczny i spokojnie docieramy do wioski. Pompujemy koła i jedziemy zjeść coś dobrego, zatankować i naprawić oponę. Po kilkunastu kilometrach trafiamy na dobre miejsce w Qurun. Załatwiamy tam wszystkie wspomniane sprawy i możemy spokojnie ruszać dalej. Po pustynnych przygodach postanowiliśmy dzisiaj odpocząć na plaży i obejrzeć żółwie. Pierwsze najbardziej popularne miejsce ich oglądania to Ras al-Jinz. Znajduje się tutaj rezerwat, hotel i oglądanie żółwi związane jest z wcześniejszą rezerwacją. Podjechaliśmy pod bramę wjazdową, ale ze względu na brak dostępu do plaży i niemożność rozbicia biwaku miejsce to nie przypadło nam do gustu. Okres lęgowy żółwi zielonych przypada od czerwca do września, ale mieliśmy informacje, że w każdym okresie mamy szansę na obejrzenie tych gadów. Jedziemy dalej na północ do Ras al-Hadd, parkujemy na pustej plaży i idziemy zażyć kąpieli w Oceanie Indyjskim.

Rejon, w którym jesteśmy obfituje w przypływające żółwie i chętni do ich pokazania sami się znajdują. Podczas obiadu pojawia się miejscowy Omańczyk i umawiamy się z nim na wieczór. Cena jest stała, około 3 OMR od osoby z możliwością targowania przy większej grupie.

Wieczorem Omańczyk przyjeżdża swoim samochodem i zabiera nas na poszukiwanie żółwi. Poszukiwanie polega na jechaniu wzdłuż plaży i wypatrywaniu charakterystycznych śladów jakie zostawiają żółwie (coś w rodzaju śladów opon ciągnika rolniczego). W końcu udaje nam się namierzyć żółwie składające jaja. Oglądanie jest pasjonujące jednak po wszystkim pozostaje nam niesmak. Nasza obecność i obserwacja żółwi była jednak ingerencją w naturalny porządek trwający od milionów lat. Być może wrażenia byłby inne gdybyśmy trafili w czas gdy żółwie wychodzą tysiącami na brzeg; my trafiliśmy tylko na kilka sztuk i na nich skupiła się nasza uwaga. Veni, vidi, vici, cóż – trochę pasuje, ale nie było w tym zwycięstwa.

Późnym wieczorem docieramy do obozu i umawiamy się jeszcze na rano na oglądanie delfinów i nurkowanie w pobliskiej rafie.

Nocleg na plaży.