18.30 – 21.30, Hammamet (Tunezja)
Po całonocnej jeździe i nerwowych ostatnich chwilach przed wjazdem na prom jesteśmy mocno zmęczeni, ale przed nami jeszcze Sylwester 2016. Impreza trwa do 1 w nocy; w końcu zmęczenie z nami wygrywa i kładziemy się spać.
Przybycie do Tunisu planowane jest na 18.00, ale już o 17.00 udaje nam się zjechać z promu. Okazuje się, że anulowanie naszego biletu było spowodowane względami ekonomicznymi, czyli brakiem klientów na rejs. Mimo odwołania naszego rejsu z 2 stycznia i tak prom nie był zapełniony i świecił pustkami.
Tunezyjskie służby graniczne działają raczej sprawnie więc odprawa graniczna trwała 2 godziny, co jest standardowym czasem. Dla wielu osób może się wydawać, że wspomniane 2 godziny to bardzo długi czas, ale znając standardy afrykańsko-azjatyckie uznaję to za sprint. Na razie mój rekord to 3 dni oczekiwania na odprawę celną samochodu w Iranie (co prawda ze względu na brak jednego z dokumentów, ale to i tak zapewne robi wrażenie).
Około 18.30 zjeżdżamy z terminala i parkujemy w centrum Tunisu. Najważniejsze zadania to wymiana waluty, tankowanie i zjedzenie dobrej kolacji. Z wymianą jest już o tej porze problem, bo kantory i banki są już zamknięte. Ratują nas bankomaty, które są tutaj normalką. W jednym z nich bankomat zjada kartę kumpla i mamy w takim razie już ustalone zadanie na jutro (wjechać do banku i odebrać kartę).
Później jeszcze znajdujemy ciekawą „kurczakownię” w bocznej uliczce i szczęśliwi z przejedzenia jedziemy tankować. Pozostaje nam do wykonania tylko jedno zadanie; musimy dotrzeć do kempingu w Hammamet, gdzie czeka na nas ekipa, która dotarła do Tunezji kilka dni wcześniej. Mamy dokładne namiary GPS i po 70 km. jesteśmy na miejscu.
Wieczór jest chłodny i nie wszystkim uśmiecha się rozbijanie namiotów; kemping oferuje również pokoje więc uczestnicy z radością z tego korzystają. Wieczorne rozmowy przeciągają się do później nocy, ale jutro nic nas nie goni więc spokojnie możemy rano dłużej pospać.
Nocleg na kempingu Jaśmin (6 TND).