8.00 – 18.00, Taleb Larbi (Algieria)
Rano okazało się, że jedyną rzeczą jaka się sprawdziła w 100% było dobre hotelowe śniadanie. Gdy już mieliśmy startować zastrajkował alternator w jednej z Toyot. Z przewodnikiem jesteśmy umówieni na godzinę 11.00 więc ustaliliśmy, że cześć grupy jedzie na granicę załatwiać formalności i spotkać się z przewodnikiem, a część organizuje wymianę alternatora. Na szczęście sprawa była łatwa, bo mieliśmy zapasowy alternator i tylko należało znaleźć warsztat. W Afryce sprawy łatwe i szybkie często zamieniają się w skomplikowane i długotrwałe więc mimo powszechności Toyot wymiana mogła trwać dłużej.
Po 2 godzinach część ekipy podjechała na granicę tunezyjską w Hazoua. Sprawy celne trwały szybko i po pół godzinie wyjechaliśmy z Tunezji. Przed nami wielka niewiadoma – Algieria. Przejeżdżamy kilka kilometrów do posterunku algierskiego; witają nas pogranicznicy, wręczają fiszki do wypełnienia. Uporaliśmy się z tym szybko i z paszportami przekazaliśmy wszystko do kontroli. Po jakimś czasie pojawił się też nasz przewodnik i wtedy okazało się, że całą procedurę można rozpocząć gdy cała grupa będzie w komplecie.
Reszta ekipy już z wymienionym alternatorem dotarła po 3 godzinach i wtedy ponownie ruszyliśmy z procedurą. Stemplowanie paszportów, papiery celne i kontrola celna pojazdów, zakup ubezpieczenia i wymiana waluty zabrała nam ponad 2 godziny. Dodając do tego spóźnienie uczestników z powodu awarii z ustalonej godziny 11.00, zrobiła się 16.00. Spóźnienie spowodowało niemożność wyruszenia w dalszą drogę i zmusiło nas do obowiązkowego noclegu w Taleb Larbi.
Podróżowanie po saharyjskiej części Algierii własnym samochodem wiąże się z obowiązkiem posiadania licencjonowanego przewodnika i dodatkowo eskorty żandarmerii od granicy tunezyjskiej do Djanet. Dopiero tam eskorta nas opuszcza i możemy swobodnie poruszać się po Saharze razem z przewodnikiem.
Nasze spóźnienie spowodowało, iż eskorta już nie wyruszyła i musieliśmy pozostać w Taleb Larbi. Zdecydowanie ta sytuacja nam nie odpowiadała, bo traciliśmy jeden dzień z eskapady saharyjskiej. Oprócz tego zamknięto nas na terenie schroniska i nie pozwolono na samodzielne spacery po okolicy. Pogadałem z żandarmami, zabrali mnie do miasteczka i w jedynym czynnym lokalu udało kupić się kolację dla grupy. Trochę śmiesznie i dziwnie; żandarmi posłużyli jako taksi i tragarze, ale musimy się przystosować do nowych warunków.
Algieria powitała nas dziwnie, ale jedzenie było bardzo smaczne.
W przypadku noclegu też powtórzyła się wczorajsza sytuacja; nie wszystkim chciało się rozkładać namioty więc rozlokowali się w schronisku, pozostali twardo spali w samochodach lub namiotach.
Nocleg w schronisku młodzieżowym i samochodach.