9.00 – 20.30, za In Amenas (Algieria)
Po pierwszych dwóch dniach, a w zasadzie tylko jednym wczorajszym mamy opóźnienie w stosunku do planu przedstawionego przez tuareskiego przewodnika. Wczoraj powinniśmy nocować w Tin Fouye – małym posterunku żandarmerii na trasie do Djanet. Posterunek ten jest jednak 450 km przed nami.
Przeprowadzam z przewodnikiem poważną rozmowę telefoniczną i mam zapewnienie, iż uda nam się nadrobić stracony czas i nasza pustynna przygoda rozpocznie się zgodnie z planem. Piszę o rozmowie telefonicznej, ponieważ wszystkie ustalenia były z właścicielem agencji turystycznej, który jest obecnie w Djanet, a na czas przeprowadzenia naszej grupy od Taleb Larbi do Djanet został oddelegowany jego syn z pomocnikiem. Jadą oni swoją Toyotą i przy każdej zmianie eskorty przekazują plik dokumentów z nieodłączną listą uczestników.
Dziś również wyruszamy z opóźnieniem; z godziny 7.00 robi się 9.00. Przy bliższym przyjrzeniu się sytuacji widać, że również nasz przewodnik jest traktowany z lekkim lekceważeniem przez żandarmów. Niestety Tuaregowie nie są traktowani na równych prawach w Algierii. Grupą „rządzącą” są Arabowie z północnej części Algierii, później mamy Berberów i na południu Tuaregów. Ze względu na trudności ekonomiczne Tuaregowie musieli porzucić swoje tradycyjne zawody, przenieść się do miast i zająć się organizacją wycieczek i przewodnictwem na pustyni. Cóż jednak z tego, że są dobrymi przewodnikami skoro zamyka się bądź mocno ogranicza wizyty turystów w Algierii.
Dzisiaj cała trasa wiedzie przez praktycznie niezamieszkałe rejony. Mijamy tylko posterunki wojskowe i dziesiątki drogowskazów z oznaczonymi skrętami na pola naftowe i gazowe. Wokół nas tylko pustynia. Jedziemy w dobrym tempie, z niektórymi patrolami osiągamy nawet po 120 km/h. W takim oto tempie mijamy osadę Bel Guebbour, mijamy również wspomniane Tin Fouye. Dzień jest jeszcze w pełni i nadal jedziemy. Udaje nam się dotrzeć do In Amenas. Znajduje się tutaj również duże nagromadzenie przemysłu wydobywczego i widzimy także niechęć żandarmów do ulokowania nas w mieście. Po dłuższym postoju przy posterunku żandarmerii ruszamy dalej na południe i ostatecznie po kilkunastu kilometrach zatrzymujemy się przy następnym posterunku na nocleg.
Sytuacja nam nie odpowiada, jest zimno, cały dzień poruszamy się bez konkretnego posiłku, ale po minie przewodnika widać, że nic już dzisiaj nie zmienimy. W całej tej sytuacji mamy przynajmniej duży postęp w pokonanej trasie; przebyliśmy 754 km. i realne staje się jutro dotarcie do Djanet. W takim przypadku nasz pobyt na pustyni odbyłby się zgodnie z planem.
Po całym dniu zmęczenie wzięło nad nami górę. Kolacja, chwila rozmowy przy kieliszku i szybko byliśmy w śpiworach.
Nocleg przy posterunku żandarmerii.