Hiszpania, Maroko 2011 – dzień 15

11.00 – 1.00, okolice Grenady 356 km.

Na zwiedzanie wychodzimy dopiero o 11.00 po późnym śniadaniu i spakowaniu gratów. Parkujemy w centrum i wchodzimy w zabytkową medynę. Oglądanie wąskich uliczek z płynącym w arabskim stylu życiem dostarcza wielu miłych chwil. Cała medyna jest malowana w różne odcienie koloru niebieskiego, a usytuowanie na różnych poziomach jeszcze bardziej podkreśla jej urok. Chefchaouen jest bardzo ciekawym miastem i pokusiłbym się o stwierdzenie, że jednym z najładniejszych, ale wydaje mi się, że chyba jeszcze nie do końca odkrytym przez turystów co nam bardzo odpowiadało. Na koniec zrealizowaliśmy jeszcze małe zakupy targując się z okolicznymi sprzedawcami i wypiliśmy kawę odpoczywając w miłych 27°C.

Z Chefchaouen droga prowadzi do Tatawinu, który omijamy obwodnicą, tankujemy na znajomej stacji Afryka i jeszcze przed dotarciem do Ceuty raczymy się dobrym, ale ostatnim obiadkiem marokańskim w Cabo Negro nad Morzem Śródziemnym.

Wyjazd z Maroka jest płynny. Wypełniamy fiszki, oddaję jeden egzemplarz dokumentu dotyczącego samochodu, który wypełniałem przy wjeździe. Cała procedura trwa 20 minut i po chwili wjeżdżamy do hiszpańskiej Ceuty. Szybko przejeżdżamy przez miasto i  wpadamy do portu. Mamy szansę załapać się na prom odpływający za 15 minut, ale tempo pracy sprzedawczyni biletów było takie powolne, że niestety nie udaje się nawet odebrać biletów. Udaję bardzo zdenerwowanego i tym sposobem dostajemy 15% rabat na następny prom, niestety odpływający za półtorej godziny. Ok i tak nie mamy innego wyjścia.

Przy wjeździe na terminal zaczyna się normalna procedura przeszukiwania pojazdów przez psy węszące za narkotykami. Na promie spędzamy dwie nudne godziny i w końcu jesteśmy na kontynencie europejskim.

Tutaj stoimy w długiej kolejce i ponownie trwa procedura obwąchiwania pojazdów przez dwa owczarki niemieckie swobodnie biegające między samochodami. I faktycznie trzy pojazdy przed nami psy zdecydowanie natarczywiej reagowały na jeden z samochodów, w konsekwencji zostały do środka wpuszczone i coś wywąchały. Natychmiast kierowca został skuty kajdankami, pojazd odstawiony przez celników i wjazd zamknięty. Po 5 minutach wszystko wróciło do normy i ruszyliśmy.

Ustaliliśmy, że jedziemy w okolice Grenady, aby jutro móc od rana stawić się na zwiedzanie Alhambry. Oznaczało to, że śpimy gdzieś po drodze.

Nocleg na parkingu.