Iran, Armenia, Gruzja 2010 – dzień 7

7.30 – 22.00, Khoy 237 km.

Dzisiaj zaczyna się gehenna z wjazdem. Spotykam się z „załatwiaczami granicznymi”, którzy mają przygotować dokumenty tranzytowe. Tranzytowe, gdyż nie mając CPD musimy wyjechać w innym miejscu niż wjeżdżamy, a dla nas najodpowiedniejszy jest kierunek do Armenii. W tempie „irańskim” czyli od 8.00 do 12.00 za stosownie duże pieniądze wszystko zostaje przygotowane. Gdy już dokumenty są gotowe „cwaniaki” informują mnie, że do Armenii jest 250 km i tranzyt może trwać tylko 2 dni i w dodatku z asystą jednego z nich. Oczywiście wszystko ponoć według zaleceń celników (co okazało się nieprawdą).

Reaguję na to jak płachta na byka. Wyzywam ich od oszustów i złodziei. Rzucam papierami i stwierdzam, że wracam do Turcji. Gdy przed szlabanem zbiera się grupa ludzi ciekawych co się dzieje „cwaniacy” stwierdzają, że musimy pogadać z szefem celników. Tak też robię. Na szczęście znajduje się tam również facet z biura turystycznego, który mówi dobrze po angielsku. Pomaga w całej sprawie i po następnych 2.5 godzinie ruszamy z granicy. Opis tych zdarzeń jest krótki, ale naprawdę było gorąco i bardzo głośno krzyczałem w grupie 20 osób wsłuchujących się w moje narzekania.

W końcu ruszamy, jest dosyć późno więc decydujemy się na dotarcie do Khoy i szukanie tam noclegu.

Na trasie zwiedzamy kościół Św. Tadeusza w Qarach Kelisa. W miejscowości Qarach Ziya’oddin widząc ciężarówkę na stacji wjeżdżam zatankować diesla. Sprawa wygląda następująco: kierowcy ciężarówek mają specjalne karty z limitami maksymalnie do 300 litrów, dystrybutor uruchamia się po włożeniu karty. Ustaliłem następujący system tankowania: wpadam na stacje gdy widzę ciężarówki i rzucam do kierowcy „diesel, no card”. Oczywiście w tym wspaniałym i gościnnym kraju każdy mi pomagał i przez cały czas miałem pełny bak często spotykając się z odmową przyjęcia zapłaty.

Podobnie było w Qarach Ziya’oddin, ale kierowca już skończył tankowanie i nie mógł ponownie wlać. Wobec tego kazał nam pojechać za sobą do domu. Tam wlał mi 60 litrów, poczęstował w domu ciastkami, herbatą i zaproponował nocleg. Oczywiście nie chciał żadnych pieniędzy za tą pomoc. Tak to jest w Iranie; pozytywne wrażenia przyćmiewają wszystkie złe doświadczenia.

Mogliśmy tylko podziękować i ruszyliśmy do Khoy.

Nocleg w hotelu (6 USD).