7.00 – 21.30, Erzurum 551 km.
Rano zrywamy się szybko i jedziemy do Trabzonu do „magicznego konsulatu” wydającego wizy irańskie bez kodów. Mamy tylko 270 km więc trasa szybko mija. Dojeżdżamy około południa więc zgodnie z informacjami krążącymi o tym konsulacie wizy zamówimy dzisiaj i odbierzemy jutro do południa. Konsulaty irańskie działają w dwóch turach; z reguły od 8.00 do 11.00 i później od 13.00 do 16.00. Wchodzimy na drugą turę, prosimy o wnioski i dowiadujemy się, że kody są potrzebne. Oczywiście traktujemy to jako taki mały żart, mówimy, że przecież my z Polski i tranzytem. Później jeszcze przeprowadzam dwie rozmowy z konsulem, które i tak kończą się fiaskiem. Przejechaliśmy 3 000 km. i odbijamy się od ściany, plany się walą i cała podróż może nie dojść do skutku.
Otrzymujemy adresy mailowe do firm pośredniczących w załatwianiu kodów. Podczas poprzednich moich wizyt w Iranie w taki sposób organizowałem wizy, ale zawsze w kraju i z dużym zapasem czasu. Tutaj nie mamy czasu. Trzeba działać szybko.
Po znalezieniu kafejki z netem dzwonię do www.touranzamin.com, mówią, że zabiorą się od ręki za nasze wnioski. Wypełniamy i z trudem (zabrakło prądu w kafejce) wysyłamy. Zrobiliśmy wszystko co można było wykonać, nic po nas w Trabzonie więc jedziemy do Erzurum, aby zbliżyć się chociaż trochę do granicy irańskiej (w Erzurum też znajduje się konsulat irański).
Wieczorem dojeżdżamy do Erzurum, wkraczamy w prawdziwą zimę, bo jakby nie było Erzurum to turecka stolica sportów zimowych. Lokujemy się w hotelu Dilaver. Po odpaleniu komputera mamy już informację o naszych wnioskach, które czekają tylko na wpłatę. Zdecydowanie nam to nie pasuje, ale ze względu na brak czasu pozostaje nam tylko opcja ekspresowego załatwienia kodów w cenie 100 EUR. Płacimy i idziemy w miasto dobrze zjeść i odpocząć po dniu pełnym wrażeń.
Nocleg w hotelu (60 TRY).