12.00 – 1.00, przed Saveh (Iran) 803 km.
Rano jesteśmy na granicy, ale jak to zwykle bywa umówiony Irańczyk się spóźnia. Dla ludzi z tego rejonu świata umówienie się na konkretną godzinę nic nie znaczy. Gość pojawia się o 9.00 i dalej biega z plikiem dokumentów zbierając podpisy. Celnicy standardowo nie wykonują żadnej pracy, najczęściej piją herbatę, oglądają filmiki na telefonach i spożywają różnego rodzaju ciasteczka zabrane osobom, które przekraczają granicę. O 10.00 zostaję zaproszony na śniadanie do celników, gdzie dalej czekając na biegającego „załatwiacza” przynajmniej mogę „zabić” głód. Ogólnie atmosfera miła, cała sprawa nie dotyczy celników (tranzyt to sprawa firm transportowych, które muszą przygotować stosowne dokumenty i opłacić wspomnianą wczoraj kaucję). Około południa zaczynam się zwyczajowo denerwować, aby wywołać poruszenie i jakąś reakcję w mojej sprawie. Wreszcie zdobyte są wszystkie podpisy, setki pieczątek i tony kserowanych dokumentów.
O 12.00 wjeżdżamy do Iranu. Pierwsze kroki kierujemy na stację paliw, gdzie płacimy 5 000 IRR/litr ON (cena dla osób nie posiadających karty paliwowej, cena z kartą 2 500 IRR/litr ON).
W naszej obecnej sytuacji najważniejsze jest połykanie kilometrów więc ruszamy przed siebie i do późna w nocy jedziemy przez Iran. Na nocleg zatrzymujemy się przy trasie w okolicach miasta Saveh w miejscu, w którym nocowaliśmy podczas naszej poprzedniej podróży.
Nocleg przy trasie.