14.00 – 19.00, Hirata (Japonia)
Do portu w Sakaiminato docieramy o 12.00. Najpierw przechodzimy odprawę paszportową, później wyprowadzamy z promu pojazdy. W Japonii nie mamy żadnych problemów z osobistym wyjechaniem z promu; razem z Holendrami wyjeżdżamy i ustawiamy pojazdy na terminalu. Odprawa celna jest ustalona na godzinę 14.00. Sprawami celnymi zajmuje się Rosjanka Tatiana, która po studiach w Japonii od 10 lat tutaj mieszka i pracuje jako przedstawiciel przewoźnika morskiego DBS.
Do 14.00 mamy jeszcze godzinę więc możemy nadrobić zaległości internetowe. Dzięki uprzejmości Tatiany korzystamy z szybkiego łącza DBS.
Odprawa rozpoczyna się dokładnie o 14.00, tutaj jest Japonia więc musimy się przyzwyczaić do punktualności co do sekundy.
Do kontroli celnej jednego samochodu i dwóch motocykli oddelegowano sześć osób. Celnicy dokładnie oglądają samochód z każdej strony, sprawdzają czy nie jest brudny, sprawdzają czy nie ma żadnych przecieków płynów eksploatacyjnych. Tatiana potwierdza, że pojazdy, z których coś wycieka lub są po prostu „spocone” nie są wpuszczane do Japonii. Ten sprawdzian udaje nam się zdać.
Następnym etapem było przejechanie przez celniczkę chusteczkami po różnych elementach wewnątrz samochodu. Nie wiedzieliśmy co to oznacza, ale Tatiana poinformowała nas, że jest to test narkotykowy. Celniczka zabiera chusteczki do analizy i po 10 minutach mamy odpowiedź, że wszystko jest ok. Co do siebie to nie miałem wątpliwości, ale uśmiałem się z Holendra, gdzie marihuana jest legalna i przecież może posiadać na motocyklu jakieś jej pozostałości. Jednak Peet twierdzi, że nie pali i faktycznie też test przechodzi.
Ostatni etap to sprawdzenie samochodu wewnątrz. W tym przypadku Holendrzy nie mają żadnych problemów, bo w motocyklach bagażu jest niewiele natomiast ja musiałem się trochę nagimnastykować. Mam swoje sposoby na ukierunkowanie celników na miejsca mało istotne. Wieloletnie doświadczenie, setki granic i psychologia pozwalają mi zminimalizować intensywność kontroli. Tak też się stało tym razem i spokojnie mogliśmy wwieźć do Japonii sporo zakazanych produktów.
Po 15 minutach celnicy nas pożegnali i pozostało mi tylko wpisanie wwozu Toyoty do paszportu czego dokonuje się w urzędzie celnym. Muszę tam się udać na piechotę co w 33°C i wilgotności 95% nie jest przyjemne. Na szczęście to tylko 10 minut drogi. Po powrocie już u Tatiany płacę jeszcze za fracht i ubezpieczenie i możemy już jechać. Japonia stoi przed nami otworem.
Ustalamy, że w Japonii już się nie spieszymy, ważny jest dla nas termin powrotu, ale mamy ustaloną marszrutę, która jest pętlą w południowej części Honsiu. Co prawda w Rosji też specjalnie się nie spieszyliśmy, ale jednak dystans i presja czasu były ogromne. Tutaj w praktyce nie ma żadnego dystansu więc możemy się skupić na zwiedzaniu.
Dzisiaj musimy się trochę nauczyć Japonii więc ustalamy, że szukamy tylko naszego pierwszego darmowego kempingu. Kemping taki znajduje się we wiosce Hirata. Spokojnie pokonuję pierwsze 160 km. lewostronnego ruchu w Japonii.
Jesteśmy w Hiracie i próbujemy porozumieć się w jakimś języku z Japończykami, niestety nikt nie mówi w innym niż japoński. Wiedziałem, że w Japonii nie uczą się żadnych języków obcych, ale nie myślałem, że to może być tak poważny problem. Spotkany na parkingu Japończyk wskazuje nam kemping, po kilkuset metrach faktycznie trafiamy na dobre miejsce. Gdy już powoli rozkładamy biwak znajomy Japończyk podjeżdża do nas i każe nam jechać za sobą. Okazuje się, że to nie jest właściwe miejsce. Po kilkunastu minutach kluczenia po okolicy i poszukiwania kempingu Japończyk wskazuje nam kemping.
W ten sposób po raz pierwszy poznajemy życzliwość Japończyków, której jeszcze nie raz doświadczymy.
Nocleg na kempingu.