Cały czas przemy na zachód. Każdego dnia udaje się pokonać około tysiąca kilometrów. Teoretycznie nie jest to dużo, gdyż dla każdego postronnego obserwatora nasz dystans podzielony przez czas jazdy daje nam średnią około 60 km/h. Faktycznie nie jest to dużo, ale trzeba wziąć pod uwagę kilka zmiennych.
Po pierwsze w Rosji nie jeździ się z reguły szybciej niż 100km/h. Dopuszczalne jest 90 km/h, ale w wielu miejscach lubią się rozkładać ludzie z przenośnymi radarami. Zapewne są to emerytowani policjanci, którzy dorabiają łapiąc co szybszych kierowców. Na szczęście Rosjanie zawsze ostrzegają się mruganiem przed takimi radarami i przed policją więc można uniknąć „pamiątkowej fotografii”.
Po drugie zawsze staram się trzymać zasady, że wyprawa trwa od startu do powrotu do domu. Nie ma jakiegoś określonego celu lub miejsca. Wszystko co się dzieje po drodze jest ciekawe i ważne. Mimo, że przed nami długa droga mamy zawsze czas na spotkanie się z ciekawymi ludźmi, czas na sesje fotograficzne i video, czas na zwiedzanie, czas na dobre jedzenie. Presja szybszego powrotu do domu jest niewątpliwie kusząca, ale kolejne 100 km i bycie zbyt zmęczonym nie ma sensu.
Pierwszego dnia pokonaliśmy 947 km, ale mieliśmy sporo kłopotów ze znalezieniem odpowiedniego miejsca na nocleg. Szukaliśmy czegoś spokojnego, bez ciągłego szumu przejeżdżających ciężarówek. W końcu zjechaliśmy kilka kilometrów z trasy i we wiosce Kalinovka rozbiliśmy biwak na ściernisku.
Drugiego dnia wybraliśmy miejsce kultowe – umowna granica Europy i Azji. Na jednej z przełęczy na trasie Czelabińsk-Ufa pośrodku gór Ural znajduje się umowna granica Europy i Azji. Stoi tutaj informujący o tym monument, jest stacja paliw, punkty z pamiątkami i kilka jadłodajni. Wieczorem to miejsce jest zupełnie puste i nadaje się na nocleg.