7.30 – 6.00, Kalisz (Polska)
Ruszam z nadzieją dotarcia dzisiaj do domu. Dystans jest duży, ale nie warto się zatrzymywać na kilkaset kilometrów przed domem.
Przejazd przez Ukrainę przebiega bez problemów, Kijów udaje się szybko przejechać i wjeżdżam na ulubioną M07. Trasa jednopasmowa, ale zawsze pusta i w dużej części przebiegająca przez lasy. Po około 10 godzinach docieram do przejścia w Dorohusku.
Tutaj niestety niemiła niespodzianka. Jest spora kolejka samochodów z „mrówkami” i dodatkowo Ukraińcy nie wpuszczają na terminal. Przez godzinę próbuję rozmawiać, przekonywać, ale nic się nie udaje. Nikt nie zostaje wpuszczony. Podejmuję decyzję o pojechaniu na przejście w Zosinie. Po 80 km. okazuje się jednak, że tutaj też jest podobnie, a dodatkowo funkcjonuje system „zapisów kolejkowych”, z którego wynika, że realnie wjadę do Polski dopiero za 12 godzin. Można się trochę załamać; przejechałem kilkanaście granic, 14 000 km., a nie mogę wjechać do swojego kraju z powodu handlarzy granicznych.
Pogranicznik informuje mnie, że kilkadziesiąt kilometrów na południe jest nowo otwarte przejście w Ugriniwie – wspólne polsko-ukraińskie przedsięwzięcie. Bez wahania ruszam i gdy docieram jestem dziesiątym samochodem w kolejce. Mimo małej kolejki kontrola jest bardzo skrupulatna; najbardziej zainteresowanymi w znalezieniu kontrabandy okazują się Ukraińcy. Dlatego też jest tutaj pusto, a cały przemyt jedzie starymi przejściami. Cała procedura wjazdu z dość skrupulatną kontrolą celną trwa ponad godzinę (każdy z samochodów jest sprawdzany).
Jestem wreszcie w Polsce, ale jest już północ, a przede mną ponad 500 km. drogi. Uznaję, że dojadę do domu i przez następne 6 godzin pokonuję dystans.
O 6.00 docieram do domu; wyprawa jest zakończona.