9.00 – 20.00, Bou Lanouar 548 km.
Po całonocnych naprawach Grzegorzowi udało się wystartować o 9.00. Ruszyliśmy razem i wzdłuż Atlantyku połykaliśmy kilometry. Po około 120 km. mijamy małą atrakcję na trasie czyli Zwrotnik Raka. Jest on zaznaczony małą zardzewiałą tabliczką i nic nie sugeruje iż jest to jakiś szczególny punkt. Oczywiście dla nas jest on następnym osiągnięciem w historii wyprawowej. Trochę zdjęć i jedziemy dalej. W okolicach Ain Berda jedziemy blisko wybrzeża i korzystając z okazji kąpiemy się w oceanie. Woda jest przeraźliwie zimna. Ja mam kłopoty z zamoczeniem nóg, natomiast syn wskakuje od razu do wody.
Zamierzamy dzisiaj przekroczyć granicę i wjechać do Mauretanii. Zbieramy się szybko i jedziemy.
Około 17.00 jesteśmy na granicy. Ostatnie tankowanie i wjeżdżamy na terminal. Tutaj zwykła procedura marokańska, która trwa około pół godziny. Oprócz standardowych procedur jest jeszcze wpis do księgi prowadzonej przez marokańskich żołnierzy i otwiera się szlaban.
Wyjeżdżamy z Sahary Zachodniej na ziemię niczyją. Teren faktycznie wygląda jak po ataku bombowym i prawdą jest, iż jest zaminowany. Najrozsądniej poruszać się wyjeżdżonymi traktami, a jest ich kilka. Prowadzą do majaczących w oddali budynków mauretańskich służb granicznych.
Po drodze mijamy dziesiątki wraków samochodów i porzuconego sprzętu różnej maści. Przyciskamy trochę gaz, bo o 18.00 zamykają granicę, a zostało nam niewiele czasu.
W końcu docieramy do budynków. Wjeżdżamy, parkujemy, miły żołnierz kieruje mnie do odpowiedniego pokoju po fiszki. Wypełnione zostawiamy u żołnierza i przenosimy się do odprawy celnej. Na razie poszło bardzo sprawnie. Żołnierz dostaje ode mnie talię kart i jest bardzo zadowolony.
Odprawa polega na wypełnieniu odpowiedniego dokumentu, zapłaceniu 10 EUR (nawet nie było mowy o targowaniu się) i otrzymaniu pieczątki z wpisanymi danymi samochodu. Dłużej trochę trwa podanie danych każdej osoby wjeżdżającej, ale także uwijamy się z tym szybko. W końcu dostajemy pieczątki wjazdowe i formalnie jesteśmy w Mauretanii.
Ostatnim etapem było wykupienie ubezpieczenia na pojazd i wymiana EUR na MRO.
Z terminala granicznego (wielkie słowo jak na te kilka budynków) wyjeżdżamy już po ciemku. Ogarnia nas totalna ciemność. Trasa na szczęście jest prosta, gdyż po przejechaniu linii kolejowej mamy skrzyżowanie, na którym musimy się udać w stronę Nouakchott. Tak też robimy. Mijamy kilka posterunków wojskowych, na których dajemy przygotowane wcześniej fiszki i szukamy miejsca na nocleg. Zatrzymujemy się w Bou Lanouar i przy linii kolejowej rozbijamy biwak. Gdy wszystko już mamy rozłożone przyjeżdżają miejscowi i każą nam się przenieść w okolice hoteliku. Miejsce to jest oddalone od nas zaledwie 1 km. i mimo naszych nalegań nie udaje się ich przekonać. Twierdzą, że jest to dla naszego bezpieczeństwa, bo w tych okolicach Al Kaida ma też „szeroko otwarte oczy”.
Zniesmaczeni i zdenerwowani takim powitaniem przenosimy się pod hotelik i tam rozbijamy biwak.
Nocleg na pustyni.