10.30 – 19.30, 65 km. przed Boutilimit 556 km.
Po przeanalizowaniu naszej sytuacji rozważamy rezygnację z wjazdu do Mali. Wszystkie zsumowane opóźnienia odebrały nam kilka dni. Wjazd do Mali tylko dla samego postawienia tam stopy nie ma sensu. Na celowniku mamy jeszcze krokodyle w Matmacie i wówczas zobaczymy jaka będzie ostatecznie sytuacja. Dzisiaj żegnamy się z Grzegorzem, który po ekscesach będzie zdany tylko na siebie. Chłopaki z Toyoty rano jeszcze dokonują pewnych napraw, ale wobec prostej trasy po asfalcie wyjeżdżamy przed nimi.
Jedziemy monotonną trasą z Atar przez Akjoujt. Przez prawie 500 km. do Nouakchott mijamy tylko kilka osiedli ludzkich składających się z glinianych chatek i rozpadających się namiotów. Mamy zabójcze 43°C, wszystko się lepi i gotuje. W takim stanie docieramy do stolicy Mauretanii, którą tym razem omijamy (będziemy zwiedzali podczas powrotu). Na wylocie z Nouakchott na Kiffa (trasa zwana Drogą Nadziei) trafiamy na targ zwierząt. Niesamowite miejsce, w którym spędziliśmy trochę czasu. Droga Nadziei usłana jest cała zwłokami zwierząt, które nie zważając na ruch samochodów spędzają czas w okolicach trasy lub ją przecinają w najmniej odpowiednim momencie. Informacje, aby nie jeździć w Afryce po zmroku nabierają tutaj realnego kształtu. Nie jest przyjemne najechanie w nocy na wielbłąda, krowę lub osła. Mimo monotonii droga jest ciekawa, cały czas faluje wspinając się bądź zjeżdżając z wydm. Po około 90 km. gdzieś w wielkiej pustce zatrzymujemy się na posterunku żandarmerii i rozbijamy obozowisko.
Na tej szerokości geograficznej noc zapada szybko i kolację szykujemy już po ciemku.
Toyota również dojeżdża do nas po kilku godzinach.
Nocleg na posterunku.