7.30 – 18.20, 120 km. przed Dakhla 602 km.
Dzisiaj też przed nami długi odcinek asfaltowy. Start o 7.30 i ostra jazda pod wiatr. Jedziemy w sporych odległościach od siebie. Pierwsza Toyota Krzyśka, potem Grzegorz na motorze, a ja na końcu. Jechałem na końcu, ze względu na ciągłe problemy z turbo i poruszanie się z różnymi prędkościami. Pokonywanie takich pustych i jednostajnych przestrzeni powoduje, że człowiek zapomina o pewnych niebezpieczeństwach. Tak też się stało z Grzegorzem (motocyklistą). Gdy wyjechaliśmy zza wydmy i kilku zakrętów zauważyliśmy Grzegorza na poboczu; grzebał coś przy motorze. Gdy się zatrzymaliśmy okazało się, że miał poważną wywrotkę. Po prostu nie ocenił poprawnie zakrętu i wyrzuciło go na piasek. Trzymał się jeszcze trochę, ale w końcu zaliczył upadek. Na szczęście zwichnął tylko kostkę. Jednak konsekwencje dla motoru były poważniejsze.
Po takich emocjach nie pozostało nam nic innego jak znaleźć miejsce na nocleg. Udało się wyszukać bardzo ładny punkt kilometr od miejsca wypadku Grzegorza. Podjechaliśmy Defenderem i przepchaliśmy motor (niestety nie chciał odpalić).
My zabraliśmy się za przygotowanie posiłku i rozbijanie namiotów, natomiast Grzegorz rozpoczął mozolne rozbieranie motoru na czynniki pierwsze i próbę jego naprawienia.
W związku ze zdarzeniem pokonaliśmy dzisiaj niewielki odcinek (jak na warunki pustynne).
Nocleg na pustyni.