6.00 – 11.00, Manantali (Mali)
Stoimy na samym nabrzeżu i rano po błyskawicznej pobudce i zwinięciu biwaku pierwsi wjeżdżamy na prom. Rzekę przekraczają z nami jeszcze dodatkowo 2 samochody więc tłoku nie ma. Ku mojemu zdziwieniu prom przepływa na drugą stronę Bafingu, a nie Bakoya. Może to dziwnie zabrzmi, iż nie przepłynęliśmy na drugą stronę rzeki, ale Bakoy razem z Bafingiem tworzą w tym miejscu rzekę Senegal i prom krąży między tymi trzema rzekami. Okazuje się jednak, że najczęściej pływa do Bafoulabe, które jest nad Bafingiem, ale po stronie, która nam nie odpowiada. Przeprawa jest bardzo szybka, po kilkunastu minutach zjeżdżamy z promu i gdyby nie spojrzenie na nawigację uważałbym, że wszystko jest ok. Szybko orientuję się, że teraz musimy dostać się na drugi brzeg Bafinga, a prom tam nie kursuje. Ratuje nas kierowca samochodu, który z nami płynął; każe za sobą jechać i po kilku kilometrach doprowadza nas do Mahiny. Mahina, wioska z kolejowym mostem, który przekraczamy o świcie. Przejazd po torach kolejowych ze świadomością, że coś może pojechać z naprzeciwka jest niewątpliwie ekscytujące. Wszystko kończy się dobrze i po wjechaniu na asfalt mamy przed sobą 90 km. pięknych krajobrazów i malowniczych wiosek. Wszystko to okraszone wschodem słońca.
Przed południem docieramy na Cool Camp w Manantali. Właściciel, Caspar z Holandii po objechaniu dużej części świata właśnie w Manantali znalazł zakątek, w którym osiadł. Stworzył tutaj wspaniałe miejsce do wypoczynku, całkowicie bezpieczne z kempingowymi udogodnieniami, których nie znajdzie się w okolicy.
Postanowiliśmy zostać w tym przyjemnym miejscu przez dwa dni. Po ostatnich trudach wypoczynek zdecydowanie się nam należał.
Nocleg na kempingu (2 000 XOF).