Mongolia 2013 – dzień 12

8.30 – 21.10, Hotgor 266 km.

Rano stawiamy się pierwsi na przejściu. Do momentu otwarcia granicy dojeżdża jeszcze kilka samochodów osobowych i kilka ciężarówek. To przejście działa trochę odmiennie od innych rosyjskich, bo oprócz zwykłej kontroli na terminalu trzeba jeszcze się „odfajkować” u osobnika w baraku 500 m. przed terminalem. Po wizycie u tegoż gościa wjeżdżamy na terminal i przechodzimy normalną kontrolę paszportową i celną (dokumentów samochodu). Trochę to trwa, ale po godzinie możemy jechać. Od terminala jest jeszcze 20 km. do faktycznej granicy. Sama granica wygląda dość niesamowicie, bo jest to zwykła druciana siatka z taką samą bramą. Rosyjski żołnierz ostatni raz spogląda w nasze paszporty i otwiera bramę wjazdową do Mongolii, gdzie dokładnie kończy się asfalt. Zapowiadają się niezłe przygody. Po kilku kilometrach błota wjeżdżamy na terminal mongolski. Dostaję karteczkę do ostemplowania w kilku okienkach (sprawy celne samochodu), a pozostała część grupy przechodzi tylko kontrolę paszportową. Ja też po kilkunastu minutach mam wszystko załatwione. Wjeżdżamy do Mongolii, która wita nas deszczem i zimnem, które szczególnie nie dziwi, bo jesteśmy w Mongolskim Ałtaju i na wysokości ponad 2 600 m.n.p.m. Pierwsza smutna wioska to Tsagaannuur, w której muszę zakupić OC na pojazd i podatek drogowy (chyba za brak dróg). Tutaj też miejscowi informują nas o zerwanym moście na trasie do Ulaangom. Trochę nie chce nam się w to wierzyć, ale po sms-ie od Land Rovera jesteśmy utwierdzeni, że musimy jechać inną drogą. Ruszamy na południe do Olgii poprzez niesamowite krajobrazy, najwyższe góry Mongolii i całkowitą pustkę. Po 100 km. i 4 godzinach jazdy osiągamy 28 tysięczne Olgii, które wygląda dla nas jak metropolia (a co dopiero dla Mongoła). Po dobrym obiedzie i odpoczynku obieramy kierunek na Achit Nuur, a później jadąc tylko na azymut z nawigacji (brak określenia kierunku w inny sposób) dojeżdżamy do wioski Hotgor, gdzie zatrzymujemy się na nocleg.

Nocleg w stepie.