Rano cały czas trwały przygotowania do wieczornych uroczystości. Zjeżdżały się setki samochodów z celebrantami. My obraliśmy inny kierunek i wyjechaliśmy z Akry. Uznaliśmy, że warto się pokręcić po okolicy i jeszcze coś pooglądać, a później na wieczór wrócić na imprezę. Parkowaliśmy z dala od centrum i ewentualnie jeden mniejszy pojazd by się gdzieś wcisnął, ale mój i tak nie miał szans.
Ruszyliśmy do Kanionu Dore – cudowne miejsce z zapierającym dech kanionem nad rzeką Bradost, nazywaną po kurdyjsku Sidekan. Po sesjach fotograficznych pojechaliśmy do Barzan – miasta z którego pochodzi założyciel rodu Barzanich Ahmed Barzani oraz Mustafa Barzani – przywódca Kurdów, założyciel Demokratycznej Partii Kurdystanu i bojownik o niepodległość Kurdystanu.
Mimo niedużych dystansów tutaj w górach czas nam szybko minął i musieliśmy wracać do Akry. Do miasta wjechaliśmy gdy już było zamknięte centrum. Toyota jeszcze się wcisnęła w okolice niedalekie centrum, z moimi gabarytami nie miałem szans. Pozostał mi tylko transport taksówką, który okazał się bardzo korzystny. Kierowca informując, że wiezie turystów został wpuszczony do ścisłego centrum i nie musieliśmy robić kilometrów, aby dostać się do dobrych puntów obserwacyjnych. Niestety pogoda była nieciekawa, cały czas lało i było bardzo zimno. Miejscowi opowiadali, że od 20 lat nie było tak niesprzyjających warunków. Największe atrakcje tej imprezy, czyli pokazy pirotechniczne i ogólnie związane z ogniem zdecydowanie nie wypaliły. Po godzinie 20.00 większość uczestników zaczęła wracać do samochodów. My również uznaliśmy, że wracamy. Po dobrym posiłku zrobiliśmy „burzę mózgów” i uznaliśmy, że ruszamy w drogę powrotną. W drodze powrotnej było jeszcze trochę atrakcji, ale ze względu, że byliśmy w Akrze to nie były one po naszej trasie. Nie ma problemu, jeszcze tutaj wrócimy.
O 21.00 wystartowaliśmy w stronę tureckiej granicy. Wszystko przebiegało bez problemu z wyjątkiem bardzo trudnego spotkania z jednym policjantem, który był prawdziwym służbistą i musieliśmy długo negocjować, aby nas puścił. Co ciekawe była to sytuacja związana z naszym złamaniem przepisów i nie było żadnych kwestii łapówkarskich. Ostatecznie się udało i o 3.00 nad ranem wjechaliśmy na przejście graniczne. Granica sprawnie i bez problemów, jedynie Turcy jak zwykle mieli dylemat z wpuszczeniem moich dwóch pojazdów. Te problemy Turcy mają zawsze na granicach wschodnich gdyż od strony Bułgarii wjeżdżanie więcej niż jednego pojazdu zarejestrowanego na tą samą osobę jest płynne. Od strony Iranu, Iraku i Gruzji potrzebne są dodatkowe papiery, ale są one do ogarnięcia na bieżąco.
Wjeżdżamy do Turcji i o 5.00 rano wykończeni zatrzymujemy się w Silopi na nocleg.
Nocleg w Silopi.