Turcja, Syria, Jordania 2008 – dzień 15

8.30 – 21.00, Der Mar Musa 360 km.

Dzisiaj mamy zamiar wyjechać z Jordanii, zwiedzić Damaszek i dotrzeć do klasztoru Der Mar Musa.

Z Jordanii wyjeżdżamy szybko i bez problemów, płacimy tylko opłatę wyjazdową 6,25 JOD. Podobnie wjazd do Syrii też jest bezproblemowy. Pomimo opłat wjazdowych w kwocie 199 USD wszystko przebiega szybko i jest załatwiane przez jednego urzędnika. Na granicy faktycznie nie ma prawie żadnego ruchu.

Jedziemy pustą autostradą i docieramy na przedmieścia Damaszku. Podejmujemy decyzję, że zostawiamy Defendera na jednej z uliczek i jedziemy do centrum taksówką. Ustalamy z taksówkarzem śmieszną stawkę 50 SYP. Dowozi nas pod suki, które prowadzą do Meczetu Umajjadów. Jak to podczas wyjazdów bywa czasami nie trafia się we właściwe momenty. Tak było u nas. Przyjechaliśmy w piątek czyli wolny dzień dla muzułmanów i suki były zamknięte. W spokoju szliśmy uliczkami suku, a z góry słońce prześwitywało z zadaszeń przestrzelonych przez żołnierzy Legii Cudzoziemskiej. Pustki w suku, ale tłum w Meczecie Umajjadów, w którym spędziliśmy trochę czasu rozkoszując się obserwowaniem życia i odpoczynku muzułmanów.

Po meczecie czas na dobry miejscowy posiłek i wracamy do zaparkowanego Defendera. Niestety już nam się nie udaje wrócić za taką niską kwotę jak poprzednio, taksówkarz mimo wcześniejszych ustaleń ewidentnie nas oszukał. Pozostało mi tylko nazwać go właściwym określeniem i rzucić pieniądze lewą ręką. To był pierwszy i jedyny taki przypadek podczas całej naszej trasy. I nie chodzi o kwotę tylko o zasady.

Wsiadamy do Defendera i wracamy kilka kilometrów, aby trafić na autostradę omijającą Damaszek.

Posługujemy się mapą Freytag&Berndt, która nie jest zbyt dokładna. Teoretycznie 85 km. za Damaszkiem jest Der Mar Musa. W końcu znajdujemy drogę do klasztoru. Dojeżdżamy gdy zaczyna się robić ciemno, ale jeszcze pozwala to nam zauważyć, że nie ma możliwości dojechania do klasztoru. Zostawiamy samochód na dole, zabieramy tylko śpiwory, przybory toaletowe, sprzęt fotograficzny i wspinamy się dobre 20 minut na górę.

Zostajemy tam przywitani przez swoistą społeczność osób, które w Der Mar Musa zaszywają się w celu kontemplacji, odizolowania od społeczeństwa lub w innych celach. Trafiamy na moment przygotowywania kolacji, pomagamy jak możemy. Podczas kolacji poznajemy mieszkańców klasztoru.

Kilka osób przebywa tutaj już od dłuższego czasu, a więc Szwajcar, małżeństwo z Anglii, Hiszpan, kilka dni temu przybyła turystka z Niemiec, a także pewna Francuzka, żona Francuza pracującego dla koncernu Total w Syrii. Pojawiają się tutaj ludzie z całego świata, korzystając z darmowego pobytu, ale oczywiście wnosząc jako zapłatę swoją pracę dla klasztoru. Notabene obecnie funkcjonuje tutaj tylko jeden zakonnik.

Po kolacji otrzymaliśmy dwie cele do spania. Pobyt w Der Mar Musa był naprawdę bardzo ciekawym i pouczającym elementem wyprawy.

Nocleg w klasztorze.