Turcja, Syria, Jordania 2008 – dzień 8

9.00 – 21.00, Olukbasi 620 km.

Po spakowaniu do Defendera wszystkich gratów okazuje się, że jakimś sposobem immobiliser zablokował zapłon. Mimo mojej nikłej wiedzy technicznej znajduję problem i zagłębiając się w instrukcję próbuję go rozwikłać. Jedyną szansą jest telefon do serwisu, który przekazuje mi dane do rozkodowania, o których nigdy bym nie pomyślał, że będą niezbędne, a których serwis też mi nie przekazał. Wprowadzam odpowiednią sekwencję liczb i rzeczywiście problem znika.

Mamy ogromne szczęście; po pierwsze, że się dodzwoniliśmy (w tym miejscu łapał tylko Orange), po drugie, że był 2 maja, a nie wolny 1 lub 3. Przykre w tym wszystkim jest to, że samochody z dużą ilością elektroniki są po prostu bardziej awaryjne niż prymitywne konstrukcje, ale i tak mój Defender jest w miarę prostą konstrukcją.

Na całą operację tracimy cenne 2 godziny, ale dzisiaj chcemy przejechać dłuższy kawałek więc jakoś to przebolejemy. Bez zatrzymywania mijamy Antalye, Alanye i Anamur. To miejsca znane „wyżeraczom wycieczkowym” dla nas bez wyrazu i znaczenia. Jeden wielki ciąg hotelowy. Jak mijam samochodem takie miejsca to zawsze wydaje mi się, że za płotem hotelowym są ludzie zamknięci w klatkach jak zwierzęta, a my po drugiej stronie jesteśmy wolnymi ludźmi. Jest to moje subiektywne odczucie, ale chyba wielu mnie zrozumie.

Nie mam nic do luksusu i wypoczynku, ale dwa tygodnie w takim hotelu to ogromna męczarnia.

Zatrzymujemy się tylko przy Zamku Kalesi, gdzie robimy kilka zdjęć. Jedziemy cały czas wybrzeżem i docieramy do Olukbasi (kilka kilometrów za Silifke). Przy głównej drodze znajdujemy zakamuflowany hotel. Jest to bowiem blok mieszkalny cały zaadoptowany na hotel i niezbyt rzucający się w oczy. Lokujemy się w tym hotelu, a raczej mieszkaniu. Dosłownie za grosze mamy do dyspozycji 130 metrowe mieszkanie z trzema sypialniami, w pełni wyposażoną kuchnią i wszystkimi innymi wygodami jakie miewamy w naszych mieszkaniach. Ogólnie jesteśmy zaszokowani.

Nocleg w hotelu (22 PLN).