7.50 – 23.00, za Tbilisi 673 km.
Wczoraj po burzliwych rozmowach przy apetycznych regionalnych trunkach ustaliliśmy, że chcemy spędzić w wybranym miejscu po drodze trochę więcej czasu. Odrzuciliśmy Tbilisi, bo można tutaj dotrzeć tanim lotem i jest to blisko od Baku. Wybór padł na Istambuł; dosyć oklepane miejsce, ale zawsze pasjonujące i warte pooglądania po raz kolejny.
Wyruszyliśmy rano z Baku, ale po drodze mieliśmy jeszcze do obejrzenia wioskę Lahic. Klimatyczne miejsce zachwalane w przewodnikach i relacjach polskich turystów. Dojazd do wioski trochę trwał, trasa w górach była malownicza jednak sama wioska to totalna porażka. Obecnie jest to miejsce turystyczne, ściąga tutaj masa miejscowych, zachwalane w opisach zakłady kowalskie to zwykłe sklepy z chińszczyzną i kosmicznie drogimi produktami niekoniecznie pochodzenia miejscowego. Próba zjedzenia czegoś rozsądnego na miejscu też spaliła na panewce.
Przyjazd do Lahic oprócz ciekawych krajobrazów po drodze był największą pomyłką i stratą czasu na naszym wyjeździe. Wszystkim, którzy cenią sobie ciekawe miejsca, kulturę i spotkania z ludźmi stanowczo odradzam Lahic; tutaj już tego nie ma, jest tylko komercja.
Z Lahic wróciliśmy na główną M27 i spokojnie zdążaliśmy do granicy z Gruzją. Po drodze w okolicach Qazax trafiliśmy na „sławny” posterunek z policjantami wymuszającymi łapówki. Oczywiście mnie zatrzymali i próbowali wmówić przewinienie, ale ostry tekst z powołaniem się na wyższego urzędnika z Baku skutecznie utemperował ich przestępcze zapędy. Dalszy wyjazd z Azerbejdżanu odbył się bez problemu, bez żadnych kontroli granicznych i opłat oprócz standardowych kontroli paszportów i zajrzenia do auta.
Przed nami Gruzja, najbardziej przyjazny Polsce kraj w tej części świata. Kontrola w iście europejskim charakterze. Paszporty podajemy ślicznej Gruzince, po minucie mamy stempelki i „welcome to Georgia”, celnicy również nie są zainteresowani naszymi samochodami, bo nawet nie zaglądają w kanistry. Piszę kanistry, bo do Gruzji nie wolno wwozić paliwa, a różnica cen między Azerbejdżanem, a Gruzją jest znacząca.
Po miłym powitaniu obieramy za cel Tbilisi. Miasto jest 65 km. przed nami i oglądamy je z okien samochodów, chcemy wyjechać za stolicę i rozlokować się gdzieś przy trasie. Jadąc autostradą znajdujemy w końcu rozsądne miejsce i rozbijamy biwak.
Nocleg przy trasie.