6.00 – 23.00, granica turkmeńska 730 km.
W nocy zaczął padać deszcz i lało przez dobre 6 godzin. Ekipa walczyła z wodą przelewającą się przez namioty, natomiast ja myślałem czy nie utkniemy w stepie i czy uda nam się dotrzeć do asfaltu. Rano okazało się, że woda wsiąknęła w step, ale drogi dojazdowe były niezłymi bagienkami. Obyło się jednakże bez kopania i wyciągania samochodów.
Jadąc dwa lata temu do „stanów” znałem jakość drogi do Beyneu, jednak moja wiedza kończyła się na rozjeździe Uzbekistan – Aktay. Od skrętu na Aktay jechaliśmy odcinkami budowanych dróg (a w zasadzie brakiem dróg) przeplatanymi oddanymi do użytku nowymi asfaltami. Twardo postanowiliśmy dotrzeć do granicy turkmeńskiej, aby rano „zaatakować” posterunki graniczne. Ostatnie 50 km. do granicy było najgorszym koszmarem, ale w końcu podjechaliśmy pod kazachski posterunek.
Granica otwiera się od 8.00 więc ustaliliśmy pobudkę na 7.00 i ustawienie się w kolejce.
Nocleg na granicy.