4.00 – 20.00, 5 km za granicą kazachską 475 km.
Rano krążymy wokół jeziora. Wjechaliśmy od strony północno-zachodniej, natomiast wyjeżdżaliśmy od północno-wschodniej. Objechaliśmy południowym łukiem prawie całe jezioro. Latem Kirgizi wypasają tutaj konie, krowy i owce. Sezon trwa przez 6 miesięcy. W jednej z jurt zostaliśmy ugoszczeni miejscowymi specjałami. Domowe podpłomyki, masło, jogurt, dziwny smalec i kumys. Śniadanie jak się patrzy. Bardziej „cywilizowana” jest północno-wschodnia część jeziora i tutaj rozlokowały się jurty dla turystów. My mieliśmy to szczęście zobaczyć bardziej dziką stronę Song-Kul gdzie nie dociera wielu turystów (których i tak jest niewielu ze względu na trudności logistyczne w dojechaniu w to miejsce). Wyjechaliśmy na A365 i zatrzymaliśmy się w Kockor, mieście słynącym z „szyrdaków”. W związku z niemożliwością przekroczenia granicy w Karkura (granica była zamknięta) rezygnujemy z Kanionu Charyn w Kazachstanie. Próbujemy więc dotrzeć nad Jezioro Issyk-Kul, ale mimo jego bliskości jest to trudne. Tak naprawdę nie mając zamiaru jechania na wschód dotykamy tylko małej części Issyk-Kul i niemożliwe jest wówczas znalezienie ciekawego miejsca na popas. Rezygnujemy i ruszamy do Biszkeku, który oglądamy z okien samochodu. Nie żałujemy, bo raczej nie jest wart dłuższej chwili. Odległości są niewielkie, jedzie się dobrze i 90 km. od Biszkeku do granicy w Caldyvar pokonujemy szybko.
Jest mała kolejka, ale tylko za sprawą Kazachów, którzy wpuszczają tylko po kilka samochodów na terminal.
Kirgizi odprawiają nas sprawnie, Kazachowie też wpuszczają nas do kontroli paszportowej bez kolejki. Jednak jest trochę „walki” z odprawą celną, bo jeden z celników chce łapówkę. Jestem jednak twardy i powoli wykładam torby na środku przejazdu, aż w końcu gość daje za wygraną i nas puszcza. Całość mimo wszystko zajęła nam prawie 3 godziny (jednak tylko za sprawą kolejki).
Nocleg kilka kilometrów za granicą na ściernisku.