Uzbekistan, Tadżykistan, Afganistan, Kirgistan, Kazachstan 2018 – dzień 23

8.00 – 18.00, Khandud (Afganistan)

Rano musieliśmy trochę powalczyć z wyjazdem z noclegu, ale po kilku próbach udało się wspiąć na drogę.

Kilkanaście minut po ósmej podjechaliśmy pod graniczny most. Żołnierz upewnił się, że mamy afgańskie wizy w paszportach, porozumiał z pogranicznikami i wpuścił nas na tzw. „terminal graniczny”. W tym przypadku słowo terminal jest dużą przesadą, ponieważ jest to jeden budynek i kanał do sprawdzania samochodów. Następuje normalna procedura sprawdzenia paszportów, ale Tadżykowie upewniają się, że mamy wyrobione drugie wizy tadżyckie. Istotne jest to o tyle, że dzięki nim będziemy mogli wjechać ponownie do Tadżykistanu, a ewentualne internetowe wyrabianie i drukowanie ich w Afganistanie mogłoby być niemożliwe.

Po 20 minutach cała procedura za nami, pogranicznik otwiera bramę i woła Afgańczyków. Zaczyna się dla nas całkowicie nowa przygoda, w nieznanym kraju lub znanym, ale tylko z jednostronnych przekazów medialnych. Mam nadzieję, że doświadczymy tutaj zupełnie innych wrażeń niż powszechnie nam słyszane.

Afgańczycy przystępują do kontroli paszportowej i jednocześnie przygotowują dokument opłaty celnej za samochody. Kasują 75 USD za każdy pojazd, stemplują paszporty i trochę zaglądają do samochodów. Pytają się i szukają przede wszystkim papierosów i alkoholu. My nie palimy więc fajek u nas nie ma i oczywiście nie pijemy :) więc alkoholu Afgańczycy nie potrafili znaleźć. Podczas kontroli cały czas trwa miła rozmowa z Afgańczykami; mają problem z angielskim, czasem coś rozumieją po rosyjsku. Po 25 minutach otwierają bramę i wjeżdżamy do Afganistanu.

Jedziemy w stronę Sultan Ishkashim, stolicy regionu. Żadna droga nie istnieje, jedziemy po rozjechanej drodze gruntowej, szutrze lub kamieniach. Sultan Ishkashim to mieścina z jedną drogą i kramami po dwóch stronach rozciągająca się na długości 500 m. Po chwili skręcamy w lewo i miejscowość zostaje za nami. Wszędzie widać ogromną biedę, brak elektryczności, gliniane domostwa, ludzi, którzy z braku środków transportu wędrują pieszo. Kilka kilometrów za Sultan Ishkashim zabraliśmy starszego człowieka, który pokazał nam lekarstwa, które zakupił w mieście. Teraz wraca na pieszo do domu. Jedziemy z nim przez pół dnia, a że średnia przejazdu to raptem 20 km./h to mamy wrażenie, że gość wraca do domu na koniec świata. Gdy dojechaliśmy okazało się, że pokonaliśmy 70 km. Afgańczyk zaprosił nas do domu, rodzina przygotowała herbatę, lawasz i kwaśne mleko. Poczęstowali nas tym czym na co dzień się żywią. Było bardzo miło, ale musimy ruszać dalej.

Na całej trasie przejazdu do Khandud wybudowanych jest tylko kilka mostów (przez organizacje pomocowe lub ze środków finansowych różnych państw), pozostałe przeprawy przez rozlewiska Panju i jego dopływy pokonujemy brodami. Jedno z największych rozlewisk jest przed Khandud i tylko dzięki temu, że wody było mało udało nam się przejechać względnie łatwo.

W tych warunkach dojeżdżamy przed Khandud. Wjeżdżamy samochodami najbliżej Panju jak to możliwe i rozkładamy biwak. Nasza pierwsza noc w Afganistanie.

Nocleg na trasie.