9.00 – 23.00, Sary Tash (Kirgistan)
Nocowaliśmy jeszcze w Dolinie Bartang. Wieczorem przekraczaliśmy najtrudniejszy bród na trasie. Najczęściej możliwość przejazdu przez Bartang ogranicza rzeczka Tanimas w okolicach Kok Jar. Działając grupowo przekroczyliśmy rzeczkę i już bezpieczni rozłożyliśmy biwak. Za Kok Jar został nam już niewielki odcinek off-road do głównej M41, ale był niezwykle urzekający gdyż dolina pokazała swoje nowe oblicze. Zdecydowanie się poszerzyła i jechaliśmy teraz płaską wyżyną na wysokości 4 000 m.n.p.m poprzecinaną setkami mniejszych i większych potoków. W takich okolicznościach przyrody dojechaliśmy do wspomnianej M41. Do najwyższej przełęczy na naszej trasie Ak-Baytal musieliśmy się wrócić 26 km. Zrobiliśmy kilka pamiątkowych zdjęć na wysokości 4 655 m.n.p.m i ruszyliśmy w stronę granicy.
Jedyna miejscowość przed granicą to Karakul nad jeziorem o tej samej nazwie. Jedyne miejsce na posiłek i jedyny wybór posiłku; makaron z kostkami z barana (kostkami, bo mięso trudno było znaleźć). Takie są tutaj realia życia.
Wyjeżdżamy z Karakul i jedziemy do granicy na przełęczy Kyzyl-Art. Odprawa przebiega sprawnie, po 45 minutach jesteśmy wolni. Celnik w przeciwieństwie do poprzednich moich wizyt już nie wymusza kasy, ale w budynku obok jest tzw. kontrola sanitarna. Gość twierdzi, że musimy zapłacić, ponieważ nie mamy certyfikatu z wjazdu o jej przeprowadzeniu. Faktycznie taka kontrola miała miejsce i polegała na spryskaniu kół jakimś chemicznym środkiem, ale kwitów na to nie dostaliśmy. Nie pozostało nic jak trochę nakrzyczeć na gościa i odpuścił. Po kilku minutach przyszedł do mnie, przeszliśmy na „ty” i rozmawialiśmy jak kumple. Wśród tych społeczeństw istnieje taka zasada, aby nie rozstawać się w gniewie i jego zachowanie po próbie wyłudzenia kasy i moim uniesieniu właśnie tym było.
Z Kyzyl-Art zjeżdżamy około 20 km. do posterunku kirgiskiego; tutaj również wszystko szybko i sprawnie. Nie można tego powiedzieć o Tadżykach, których spotkaliśmy na granicy, ich samochód musiał być cały rozładowany, a celnik zaglądał nawet do zapakowanych pudełek z ciastkami. Niestety tak mogą wyglądać stosunki między sąsiadami. My już mamy ten etap za sobą, ale są tacy, którzy cały ten dorobek chcieliby zniszczyć.
Z granicy jedziemy do Sary Tash, gdzie w rodzinnym homestay’u zatrzymujemy się na nocleg.
Nocleg u rodziny (560 KGS).