Grecja, Albania, Kosowo 2010

Grecja, Albania, Kosowo 2010 – dzień 1

18 wrzesień 2010
0 km

Grecja, Albania, Kosowo 2010 – dzień 1

6.30 – 20.00, Lakitelek 768 km.

Dwa lata temu obiecałem sobie, że wrócę do Albanii. Jednak stwierdziłem, iż gdy zacznę roztaczać wspaniałe wizje spędzenia dwóch tygodni w Albanii to na pewno nie znajdę sojuszników do wyjazdu. Użyłem więc fortelu. Przedstawiłem sprytny plan wyjazdu do Grecji z drogą powrotną przez Albanię, a może także przez Kosowo, chociaż nie upierałem się przy tym ostatnim.

Plan wypalił, grupa znajomych przystała na opracowaną przeze mnie trasę.

Rano wyruszyliśmy z Kalisza kierując się na Węgry. Cały dzień toczyliśmy się przez Polskę, kawałeczek Czech, Słowację i Węgry.

Na Węgrzech jechaliśmy autostradą M5 i w okolicach Kecskemet blisko zjazdu nr 85 mieliśmy znaleźć kemping. Niestety informacje były już nieaktualne i musieliśmy przejechać jeszcze 30 kilometrów do miejscowości Lakitelek, gdzie znaleźliśmy nocleg w pensjonacie. Nie udało się rozbić na kempingu z dwóch powodów: po pierwsze brak kempingu, po drugie okropna ulewa. Rozpoczęliśmy z „grubszej rurki”, ale tak to czasem bywa na wyjazdach. Szczególnie na tych krótszych i również wtedy gdy jadą z nami dzieci nie zaprawione w podróżach jak mój syn. Ten wyjazd do takich należał.

Nocleg w pensjonacie (13,30 EUR).

Grecja, Albania, Kosowo 2010 – dzień 2

19 wrzesień 2010
0 km

Grecja, Albania, Kosowo 2010 – dzień 2

8.30 – 21.00, Katlanowskie Banie 761 km.

Dzisiaj nie przewiduję żadnych atrakcji poza trasą, którą mamy do pokonania. Wstajemy w miarę wcześnie i udaje nam się wyruszyć o 8.30. Szybko wjeżdżamy do Serbii. Jak to w każdym kraju bywa (z wyjątkiem Polski) poruszamy się po autostradach. W Serbii widać ogromne zaangażowanie w przebudowach dróg i budowaniu nowych odcinków autostrad. W takich warunkach szybko osiągamy granicę Macedonii.

Oczywiście również po autostradzie po około 44 kilometrach od granicy znajdujemy nocleg w Katlanowskich Baniach. Okazuje się, że trafiamy do bardzo popularnego sanatorium macedońskiego, na tyle znanego, że widać dużo pojazdów z rejestracjami z innych państw ościennych. Dostajemy bardzo przyzwoite pokoje za rozsądną cenę.

Nocleg w sanatorium (3 700 MKD).

Grecja, Albania, Kosowo 2010 – dzień 3, 4 i 5

20-22 wrzesień 2010
0 km

Grecja, Albania, Kosowo 2010 – dzień 3, 4 i 5

8.30 – 18.00, Plaka Litohoro 328 km.

Szybko dojeżdżamy do granicy w Bogorodica, tankujemy jeszcze tanie paliwo w Macedonii i przekraczamy granicę grecką. Pierwszy postój robimy w Salonikach.

Postanawiamy trochę pospacerować po mieście i odwiedzić Muzeum Archeologiczne. Po kilku godzinach jedziemy dalej na południe. W Plaka Litohoro rozbijamy się na kempingu i ustalamy, że zostajemy tutaj 3 dni.

Ze względu na to, że jesteśmy jedynymi turystami na kempingu wynegocjowaliśmy cenę 10 EUR od osoby łącznie za trzy dni. Ogólnie bardzo przyjemnie: 28 stopni z nieba, pusta plaża, pusty kemping, żadnego hałasu, całkowicie martwy sezon. Nam to bardzo odpowiada. Ustalamy sobie plany wypoczynkowe i turystyczne na najbliższe dni.

Nocleg na kempingu (3,33 EUR/dzień).

Grecja, Albania, Kosowo 2010 – dzień 6 i 7

23-24 wrzesień 2010
0 km

Grecja, Albania, Kosowo 2010 – dzień 6 i 7

9.00 – 20.00, Mourtos 366 km.

Po dwóch dniach „byczenia się” zwijamy obóz i jedziemy na drugą stronę Grecji nad Morze Jońskie. Po drodze spędzamy kilka godzin na zwiedzaniu niesamowitych „wiszących klasztorów” w Meteora. Jestem już drugi raz w tym miejscu, ale wrażenia z oglądania tego miejsca są tak samo wielkie jak za pierwszym razem. Po zwiedzeniu kilku monastyrów (ponieważ wszystkich nie można obejrzeć ze względu na różne dni tygodnia, w które klasztory są otwarte), jedziemy trasą w stronę Igoumenitsa. W okolicach Metsovo trafiamy na niedawno oddaną do użytku autostradę (wybudowaną za 617 milionów EUR). Trasa jeszcze jest bez opłat.

W szybkim tempie docieramy do Igoumenitsa. Tam też zaczynamy szukać kempingu. Oglądamy dwa kempingi na trasie do Patarii, jeden w Sivota, aż w końcu dojeżdżamy do odosobnionej plaży za wioską Mourtos.

Trafiamy na rewelacyjne miejsce z kempingiem, pustą plażą, dobrą restauracją i brakiem jakiegokolwiek zgiełku. Mamy zamiar zostać tutaj trochę czasu. Serwujemy sobie odpoczynek nad Morzem Jońskim, zajadamy się świetnymi bakłażanami z nadzieniem warzywnym, ośmiornicą, greckimi sałatkami i wszystko popijamy miejscowym winem.

Nocleg na kempingu (5 EUR/dzień).

Grecja, Albania, Kosowo 2010 – dzień 8

25 wrzesień 2010
0 km

Grecja, Albania, Kosowo 2010 – dzień 8

9.00 – 21.00, Igoumenitsa 60 km.

Całą noc była burza i padał potężny deszcz. Rano trochę się przejaśniło więc podejmujemy decyzję o wyruszeniu na Korfu. Manatki chowamy do namiotów, resztę przykrywamy dużą pałatką i jedziemy do portu w Igoumenitsa. Promy na Korfu pływają z częstotliwością co 45 minut więc nie czekamy zbyt długo. Kupujemy bilety w jedną stronę po 18 EUR od osoby dorosłej i 9 EUR od dziecka, zostawiamy samochody na nabrzeżu i w strugach deszczu płyniemy na Korfu.

Po godzinie jesteśmy na wyspie. Spacerujemy po niesamowitych uliczkach miasta. Co pewien czas spadają z nieba wiadra wody więc kamienne jasne uliczki błyszczą się w blasku słońca. Warto przyjechać na Kerkirę dla tej atmosfery, dla dobrego jedzenia, warto obejrzeć Stary i Nowy Fort. Po spędzeniu całego dnia na wyspie wracamy na stały ląd. Już po zapadnięciu zmierzchu dopływamy do Igoumenitsa i do naszego kempingu.

Niestety w związku z tym, że ciągle padało niektóre namioty nie wytrzymały, a czerwony grunt grecki zamienił się w niezłe bagienko.

Nocleg na kempingu (5 EUR).

Grecja, Albania, Kosowo 2010 – dzień 9

26 wrzesień 2010
0 km

Grecja, Albania, Kosowo 2010 – dzień 9

9.30 – 16.00, Sarande 124 km.

Dla mnie dzisiaj zaczyna się najbardziej wyczekiwana chwila wyjazdu. Po dwóch latach oczekiwania wracam do Albanii. Wyjeżdżamy o 9.30 z zamiarem dojechania do Sarande. Trasa do granicy albańskiej prowadzi po krętych i wąskich drogach, które nie istnieją na mapach Garmin, które są w moim posiadaniu. Tak naprawdę tylko z obserwacji mapy i porównywania z okolicą dojeżdżamy do nowo budowanego przejścia granicznego w Konispol.

Po stronie greckiej celnik przestrzega przed „straszną Albanią”. Kontrola albańska trochę się dłuży, ale gdy w końcu pojawia się pogranicznik i zabiera się za nasze paszporty to wszystko idzie płynnie.

Z granicy nowiutkim asfaltem jedziemy w stronę Butrint, ale po kilku kilometrach musimy zjechać na czuja w inną drogę, która jest także w niezłym stanie. Jedziemy do najsłynniejszego zabytku albańskiego, czyli Laguny Butrint na której od starożytności istniało osadnictwo. Pozostałości z okresu greckiego, rzymskiego, bizantyjskiego i czasów nam bliższych są bardzo ciekawie pokazane. Wszystko można zwiedzić podczas 1-2 godzinnego spaceru wśród ocienionych alejek, z mini przewodnikiem w ręce, który dobrze opisuje oglądane miejsca. Na koniec jest interesujące muzeum.

Dzięki spotkanym Polakom łącznie z konsulem polskim w Albanii dowiadujemy się, że warto pojechać do Kosowa i pozwiedzać tamtejsze zabytki. Pomysł ten daję pod rozwagę kolegi, który zaraża się chęcią odwiedzenia tego nowego państwa.

Droga z Butrint do Sarande jest w budowie więc jedziemy niezłym off road’em. W Sarande jesteśmy wczesnym popołudniem i po krótkich poszukiwaniach znajdujemy nocleg w hotelu na promenadzie za śmieszną cenę. W pobliskiej restauracji zaliczamy dobry obiad i kawę, a w kiosku można zakupić „z pod lady” litr rakii w przeliczeniu za 9 PLN. Wieczór na balkonie przy muzyce na żywo z widokiem na Morze Jońskie, z konsumpcją rakii – wrażenia bezcenne.

Nocleg w hotelu (8 EUR).

Grecja, Albania, Kosowo 2010 – dzień 10

27 wrzesień 2010
0 km

Grecja, Albania, Kosowo 2010 – dzień 10

10.00 – 18.00, Vuno 230 km.

Dobre jest to, że w takich małych krajach odległości są niewielkie. Wczoraj tylko 124 km, dzisiaj przed nami około 230 km. Po rewelacyjnym śniadaniu opuszczamy gościnną Sarande z zamiarem dojechania do Riwiery Albańskiej. Mam ochotę rozbić biwak gdzieś między Dhermi, a Palase. Jednak zanim tam dotrzemy musimy odwiedzić perełkę architektoniczną Albanii, miasto Gjirokaster. Ze względu na swój unikatowy charakter, położenie i dachy kryte grubym łupkiem miasto jest naprawdę urokliwe.

Za Gjirokaster myślę o przedarciu się na wybrzeże drogami, które niekoniecznie istnieją. W konsekwencji odradzają mi to autochtoni i świadomość, że kumpel jedzie tylko osobówką. Wracamy tą samą drogą do Sarande, po drodze spotykamy Polkę na motorze, która od kilku miesięcy porusza się po Bałkanach.

Za Sarande wjeżdżamy na nowiutki asfalt, który prowadzi nas wzdłuż wybrzeża. Poszukujemy dobrego miejsca na nocleg i w końcu w okolicach Vuno widzimy informację o kempingu. Są to domki do wynajęcia w niezłym standardzie. Zostajemy i śpimy domkach. Ogólnie bardzo fajne miejsce niestety bardzo brudne poza ogrodzonym obszarem domków.

Wygląda tak jakby duża powódź spłynęła z gór, zabrała cały syf i umieściła w okolicach rajskiej plaży. Jeszcze trochę Albańczycy muszą się pouczyć od Europy.

Nocleg w domkach (1 000 ALL).

Grecja, Albania, Kosowo 2010 – dzień 11

28 wrzesień 2010
0 km

Grecja, Albania, Kosowo 2010 – dzień 11

10.30 – 17.00, Kruje 243 km.

Standardowo zbieramy się dosyć długo i w końcu ruszamy o 10.30. Dzięki przewodnikowi udało nam się ustalić, że w Kruje znajduje się najlepsze miejsce na kupowanie pamiątek z Albanii.

Ruszyliśmy więc do Kruje. Najpierw minęliśmy plaże w Dhermi i Palase. Oczywiście było rewelacyjnie, ale my niestety nocowaliśmy w innym miejscu. Zaraz za Riwierą Albańską zaczęliśmy się wspinać na Przełęcz Llogarase (1 027 m.n.p.m). Za przełęczą szybki zjazd i obiadek z kawą już na wybrzeżu Morza Adriatyckiego.

Szybko mijamy Vlore i Fier. Za Fier wjeżdżamy na autostradę, która doprowadza nas do Durres i prowadzi w stronę Tirany, którą omijamy i jedziemy do Kruje.

Kruje znajduje się dosyć wysoko więc wspinamy się krętymi drogami. O 17.00 jesteśmy na miejscu. Nocleg znajdujemy w Hotelu Panorama. Pokoje są rewelacyjne, okna wychodzą na bazar i mamy z nich panoramę na miasto i zamek położony na wzgórzach.

Potwierdzam, że Kruje to bardzo dobre miejsce na zakupy. Nie ma tutaj komercji, jest za to prawdziwe rękodzieło i starocie przywiezione z terenu całej Albanii. Po udanych zakupach poszliśmy na dobry posiłek serwowany w hotelowej restauracji. Również było warto. Naprawdę udany dzień.

Nocleg w hotelu (1 586 ALL).

 

Grecja, Albania, Kosowo 2010 – dzień 12

29 wrzesień 2010
0 km

Grecja, Albania, Kosowo 2010 – dzień 12

10.30 – 18.00, Peje 258 km.

Wczoraj ostatecznie zapadła decyzja, że wjeżdżamy do Kosowa. Nie obyło się bez porannych zakupów więc wyruszyliśmy trochę później. Po 40 kilometrach za Kruje trafiamy na nowiuteńką autostradę, która prowadzi nas do Kukes przed granicą Kosowa. Jedziemy przez bardzo niedostępne miejsca, które kiedyś były niemożliwe do obejrzenia, a obecnie prowadzi do nich nowa autostrada. Jedyny postój mamy przed 7 kilometrowym tunelem, który na razie jest wykonany tylko jedną nitką i ruch jest wahadłowy. Kilka kilometrów przed granicą autostrada się kończy i jedziemy dawną trasą E851, chociaż jest w bardzo dobrym stanie. Przed samą granicą w przydrożnej knajpie wypijamy kawę i wymieniamy resztki leków na euro (waluta obowiązująca w Kosowie).

Musimy wykupić ubezpieczenie komunikacyjne w kwocie 40 EUR. Kosowo nie jest jeszcze uznanym państwem przez ONZ więc nie może podpisywać międzynarodowych umów. Dlatego jest problem z uznaniem naszego OC. Wewnętrzne porozumienia podpisały tylko Albania, Macedonia i Czarnogóra.

Po wykupieniu OC spokojnie wjeżdżamy do Kosowa. Kierujemy się do Prizren. Po 18 kilometrach od granicy jesteśmy w mieście. Z lekkim kłopotem, ale znajdujemy miejsca do parkowania w pewnym oddaleniu od centrum. Chcemy trochę pospacerować i obejrzeć Monastyr Matki Boskiej z Levisa. Jednak mimo naszych starań nie udało nam się u nikogo dowiedzieć, ani znaleźć żadnej informacji o tym, gdzie monastyr się znajduje.

Specjalnie nas to nie dziwiło, przecież Kosowianie do niedawna niszczyli zabytki serbskie i nie pałają do Serbów miłością. Gdy jedliśmy rewelacyjny posiłek siedząc w jednej z wielu knajpek, widzieliśmy na wzgórzu monastyr pilnowany przez włoskich żołnierzy KFOR. To na pewno był ten monastyr. Ok., stwierdziliśmy, że tutaj odpuszczamy i jedziemy do Decan.

Około 17.00 dotarliśmy do Monastyru Visoki Decani. Oddaliśmy paszporty pilnującym żołnierzom włoskim i poszliśmy na zwiedzanie. Później dojechaliśmy tylko do Peje, gdzie znaleźliśmy nocleg w hotelu. Na jutro zostawiliśmy sobie perełkę architektoniczno-duchową Serbii, czyli Monastyr Patriarsija.

Nocleg w hotelu (7,50 EUR).

Grecja, Albania, Kosowo 2010 – dzień 13

30 wrzesień 2010
0 km

Grecja, Albania, Kosowo 2010 – dzień 13

8.00 – 21.00, Stary Slankamen 508 km.

Mimo skonsumowania wczoraj przedniego albańskiego trunku o nazwie „Skanderberg” musieliśmy wcześniej wyruszyć. Przed nami 1 500 km do Kalisza, ale tylko 2 dni, bo ustaliliśmy, że chcemy pojawić się w Polsce w sobotę. Na celowniku mamy jeszcze najwspanialszy zabytek serbski w Kosowie – Monastyr Patriarsija w Peć.

Gdy podjeżdżamy pod główne wejście okazuje się, że włoscy żołnierze KFOR nie chcą nas wpuścić ze względu na toczące się wewnątrz jakieś „prace”. Nie zniechęceni jedziemy wzdłuż ogrodzenia i znajdujemy następną bramę. Parkuję Defendera w pobliżu i wchodzimy na teren monastyru. Żołnierz pilnujący bramy czyta akurat gazetę i nie zauważa naszego wejścia. Przez nikogo nie niepokojeni zwiedzamy kompleks. Faktycznie trwają tam intensywne prace porządkowe. Pozwiedzaliśmy i wyszliśmy. Dopiero po powrocie w Polsce dowiedzieliśmy się, że 3 października odbyła się tutaj intronizacja 45 patriarchy prawosławnego kościoła serbskiego Irineja. Patriarcha był wyniesiony w styczniu w Belgradzie, ale zgodnie z kanonem prawosławnego kościoła serbskiego wymaga powtórzenia intronizacji w monastyrze w Peć, który od średniowiecza jest duchowym centrum i siedzibą serbskiego patriarchatu. Na terenie monastyru faktycznie było dużo duchownych, żołnierzy i facetów wyglądających na ochroniarzy. Także w kraju wyczytaliśmy, że było obecnych kilka tysięcy wiernych łącznie z Prezydentem Serbii. Po naszym wyjściu brama została ostatecznie zamknięta.

Ruszyliśmy na dobre w stronę Polski. Jeszcze tylko, aby nie mieć problemów z nie uznawaną granicą kosowsko-serbską (przez Serbów) wyjechaliśmy z Kosowa do Czarnogóry i z Czarnogóry po kilkunastu kilometrach wjechaliśmy do Serbii. Okazało się, że Serbowie skrupulatnie przejrzeli nasze paszporty i doszukali się pieczątek pograniczników kosowskich. Zabrali paszporty i w miejscu pieczątek z Kosowa wbili pieczątki anulujące. Popatrzeliśmy po sobie i jednoznacznie uznaliśmy to za farsę. Cóż, jedyny sposób walki z Kosowem to pieczątki i Rosja, która póki nie uzna Kosowa póty Serbia będzie czuła się silna.

Jechaliśmy przez centralną Serbię, gdzie znajdują się najważniejsze monastyry. Studenicę i Sopocani oglądaliśmy dwa lata temu, ale wjechaliśmy do Gradac. Zwiedziliśmy monastyr i po obiedzie ruszyliśmy dalej.

Minęliśmy Kraljevo i Kragujevac i wjechaliśmy na autostradę. Na nocleg wjechaliśmy do Starego Slankamena, wsi w rozwidleniu Dunaju i Cisy. Dwa lata temu nocowałem tutaj podczas powrotu z Bliskiego Wschodu. Miejsce się nie zmieniło, było tak samo przyjemne i miłe. Jedynie cena trochę podskoczyła; ale tak to już jest w życiu.

Nocleg w hotelu (12,50 EUR ze śniadaniem).

Grecja, Albania, Kosowo 2010 – dzień 14 i 15

1-2 październik 2010
0 km

Grecja, Albania, Kosowo 2010 – dzień 14 i 15

9.40 – 2.30, Kalisz 1 018 km.

Długa droga przed nami, trasa prowadzi serbskimi autostradami, węgierskimi autostradami, później telepiemy się drogami na Słowacji, odcinek 30 kilometrów w Czechach i jesteśmy w Polsce. Mocna kawa w Cieszynie i twardo jadę do Kalisza. O godzinie 2.30 meldujemy się w domu.

 

4 664
przejechanych kilometrów
15
dni w podróży