Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Chiny 2015

Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Chiny 2015 – wstęp

Przed wyjazdem

Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Chiny 2015 – wstęp

W Azji Centralnej byłem już kilka razy. Pierwszy raz w 2012 roku. Przejechaliśmy wówczas przez Kazachstan, Uzbekistan, Tadżykistan i Kirgistan. Wyprawa trwała 35 dni, udało nam się bez pośpiechu obejrzeć Uzbekistan i Tadżykistan, ale niestety nie starczyło zupełnie czasu na Kirgistan ze względu na kończącą się nieubłaganie rosyjską wizę.

W 2014 roku ponownie jechaliśmy przez Kazachstan w drodze do Turkmenistanu i dalej wokół Morza Kaspijskiego. Tutaj priorytetem był Turkmenistan i Iran.

W tym roku chciałbym nadrobić zaległości z poprzednich wypraw. Poświęcić więcej czasu Kirgistanowi i Kazachstanowi, ale najmocniej skupić się na Tadżykistanie. Na jego surowej przyrodzie, mało zaludnionych przestrzeniach i miejscowej ludności. Chcemy przejechać trasami mniej uczęszczanymi, spędzić więcej czasu wśród Pamirców i Tadżyków.

Jako „wisienkę na torcie” mam nadzieję zrealizować wjazd w afgański Korytarz Wachański oraz spędzić kilka dni w chińskiej prowincji Xinjiang oglądając Kashgar i Karakorum Highway.

Na wszystkie te atrakcje przeznaczam 44 dni, co przy założeniu ostrego tranzytowego tempa przez Rosję i północny Kazachstan wydaje się być realne.

Sprawy wizowe rozpoczynamy już w kwietniu załatwiając dwukrotną turystyczną wizę kazachską (50 EUR). Na jej podstawie otrzymujemy rosyjską wizę tranzytową (254 PLN), ale niestety tylko jednokrotną, gdyż długość wyjazdu ogranicza możliwość uzyskania podwójnej. Planuję uzyskanie wizy powrotnej w Almaty. W okolicach stolicy jest dużo atrakcji więc ewentualne oczekiwanie na wizę dobrze spożytkujemy.

Dwukrotną wizę tadżycką (316 PLN) i jednokrotną chińską (269 PLN) załatwiamy za pośrednictwem Wizaserwis.

Wizę afgańską będziemy organizowali podczas podróży w Khorog gdzie znajduje się konsulat afgański.

Na miesiąc przed wyjazdem mamy już wszystkie paszporty z wizami. Samochody czekają przygotowane, ekwipunek spakowany. Mam nadzieję, że nie wydarzy się nic co mogłoby pokrzyżować plany wyjazdowe. Termin wyjazdu zbliża się wielkim krokami; na kilka dni przed startem wszystko mamy w samochodach; sprawy zawodowe opanowane; jesteśmy zwarci i gotowi – wielka przygoda przed nami.

Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Chiny 2015 – dzień 1

11 lipiec 2015
0 km

Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Chiny 2015 – dzień 1

9.30 – 1.00, Ozerne (Ukraina)

Rano wyruszamy bez pośpiechu, jedziemy w stronę Lublina gdzie umówiliśmy się na spotkanie z Januszem z Białegostoku, który dołącza do nas swoim Defenderem. Po kilku godzinach jesteśmy na miejscu i razem ruszamy do przejścia granicznego w Dorohusku. Tutaj pierwsza niemiła niespodzianka w podróży; kolejka jest gigantyczna i nie ma żadnych szans na szybsze opuszczenie Polski.

Cała procedura wyjazdu z Polski, a następnie wjazdu do Ukrainy zabiera nam 4,5 h. Niestety w związku z takim opóźnieniem nie mamy szansy na przejechanie większego dystansu i kilkanaście kilometrów za Kowlem zjeżdżamy na leśną polanę we wsi Ozerne gdzie zatrzymujemy się na nocleg.

Nocleg w lesie.

Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Chiny 2015 – dzień 2

12 lipiec 2015
0 km

Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Chiny 2015 – dzień 2

9.30 –20.00, okolice Królewca (Ukraina)

Dzisiaj typowy dzień tranzytowy; nie mamy żadnych planów z wyjątkiem pokonania rozsądnego odcinka drogi. Samochody nasze nie są demonami szybkości, ponadto warto się stosować do ograniczeń prędkości, bo spotkania z drogówką nie należą do rzadkości.

Tak też stosując się do przepisów i tocząc 90 km/h osiągamy pod wieczór Królewiec.

Będąc w podróży stosuję zasadę rozkładania biwaku na godzinę przed zachodem słońca. Gdy mamy ważny powód, aby jechać do późna w nocy oczywiście tą zasadę możemy naginać.

Dzisiaj nie było takich powodów więc za Królewcem wjechaliśmy głębiej w las i w urokliwym miejscu zatrzymaliśmy się na nocleg.

Nocleg w lesie.

Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Chiny 2015 – dzień 3

13 lipiec 2015
0 km

Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Chiny 2015 – dzień 3

8.00 – 20.00, Wasiliewka (Rosja)

Wczoraj zatrzymaliśmy się 40 km. przed rosyjską granicą, aby rano ją pokonać i ruszyć w dalszą drogę. Mieliśmy pomysł na nocne przekroczenie granicy, ale po porannych doświadczeniach okazało się, że wczoraj podjęliśmy rozsądną decyzję.

Wyjazd z Ukrainy był sprawny; tradycyjnie żołnierz wpuszczający na terminal prosi o „upominek”, my udajemy, że nie rozumiemy i jedziemy dalej. Stemple w paszporcie, rozmowa z celnikiem i wyjeżdżamy z Ukrainy.

Wjeżdżamy na terminal rosyjski, wypełniamy karteczki imigracyjne, dostajemy stemple w paszportach. Sprawy celne samochodu też są załatwiane w zwykłym tempie. Dużą zmianą jest natomiast drobiazgowa kontrola celna samochodu i jego zawartości związana z wojną jaka panuje w południowo-wschodniej Ukrainie.

Niestety w samochodach terenowych mamy zawsze dużo bagażu, różnego rodzaju sprzętu, wyposażenia kempingowego. Wszystkie bagaże musieliśmy wyciągnąć na zewnątrz. Celnik spojrzał na każdy bagaż i pobieżnie zajrzał do środka. Wszystko było w porządku do momentu odkrycia drona (oczywiście nie był on nigdzie chowany). Rozpoczęło się oczekiwanie na decyzje, próba zrozumienia instrukcji i dopuszczenia do cywilnego użytkowania (niestety po angielsku więc w języku niezrozumiałym dla celnika). Pakujemy graty do samochodu i blokujemy całą kolejkę. W takiej niepewności czekamy jeszcze ponad godzinę i gdy w pewnym momencie pytam się celniczki co dalej słyszę cicho wypowiedziane słowa: „jedź, jedź, jedź”. Wobec tego cicho i sprawnie ruszamy z granicy; jeszcze tylko ostatni szlaban i witamy w Rosji. Cała procedura trwała 2,5 h i dlatego wybór porannego przekraczania granicy był rozsądniejszy niż nocnego. W nocy wszystko mogłoby trwać dłużej ze względu na brak samochodów, musielibyśmy szukać noclegu po ciemku, a rano szybko obudziłoby nas poranne słońce.

Wszyscy, którzy chcą przekraczać lądowe granice Rosji muszą być przygotowani obecnie na drobiazgową i czasochłonną kontrolę pojazdu; niestety mieszanie się w wojnę z sąsiadem powoduje nerwowe podejście celników i innych służb mundurowych w stosunku do wjeżdżających do Rosji.

Zjadamy śniadanie i ruszamy w drogę. Mijamy Kursk, w Woroneżu wypłacamy trochę gotówki z bankomatu i jedziemy dalej. Wjeżdżamy na trasę P193 na Tambow i udaje nam się dotrzeć w okolice wsi Wasiliewka gdzie na okolicznych ogromnych połaciach pól uprawnych znajdujemy spokojne miejsce na nocleg. Oczywiście zatrzymujemy się na długo przed zmrokiem mając czas na przygotowanie kolacji i konsumpcję domowej miodówki z Polski.

Nocleg w polu.

Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Chiny 2015 – dzień 4

14 lipiec 2015
0 km

Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Chiny 2015 – dzień 4

7.15 – 20.00, za Kuznieckiem (Rosja)

Staramy się od razu przyzwyczaić do zmiany czasu i trzymamy się porannych godzin pobudki. Jedziemy na wschód i niestety dzień zaczyna się wcześniej i kończy szybciej (oczywiście w porównaniu do naszego polskiego czasu). Wobec tego wstajemy coraz wcześniej, aby nie tracić cennego dnia. Dzisiaj też udało się wystartować o rozsądnej porze. Jechaliśmy przez Tambow i Penzę; dobry obiad zjedliśmy za Penzą w „gostinicy” dla kierowców ciężarówek. Rosję przejeżdżałem już kilkakrotnie i polecam takie miejsca na odpoczynek i dobre jedzenie (w bardzo niskich cenach).

Gdy dojechaliśmy do Kuzniecka nie było już sensu dalej jechać, bo rozpoczynały się zurbanizowane tereny Togliatti, Żiguli i Samary. Nie pokonaliśmy oszałamiającego dystansu, ale przecież to są wakacje, a nie wyścig. Formuła, którą przyjęliśmy jest rozsądna; jedziemy spokojnie, zgodnie z przepisami, zatrzymujemy się gdy chcemy robić zdjęcia i filmy, stołujemy się w knajpkach po drodze, nigdzie się nie spieszymy.

Zatrzymaliśmy się w lesie kilka kilometrów za Kuznieckiem. Miejsce było spokojne i przyjemne jednak byliśmy już w rejonach gdzie komary występowały w dużej ilości i nie dane nam było wieczorem zbyt długo posiedzieć.

Nocleg w lesie.

Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Chiny 2015 – dzień 5

15 lipiec 2015
0 km

Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Chiny 2015 – dzień 5

7.15 – 22.00, za Ufą (Rosja)

Ruszamy dalej przez Rosję. Janusz na chwilę się zapomina i rozpoczyna wyprzedzanie na ciągłej linii; policja tylko na to czeka. Po przyjacielskiej rozmowie i wpłaceniu 20 USD możemy jechać dalej.

Wjeżdżamy w nieciekawe rejony miast Syzrań, Togliatti i Samary. Zawsze kiedy tutaj jadę to tkwię w korku. Tak samo było i tym razem. Gdy zostawiamy w tyle Samarę rozpoczyna się spokojniejsza i mniej zatłoczona droga. W wielu miejscach Rosjanie wyremontowali długie odcinki głównej M5 i jazda jest szybka i wygodna. Mijamy Ufę, wjeżdżamy daleko w pole i zatrzymujemy się na nocleg. Dzień bez większych wrażeń, ale udaje nam się pokonać całkiem niezły odcinek drogi.

Nocleg w polu.

Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Chiny 2015 – dzień 6

16 lipiec 2015
0 km

Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Chiny 2015 – dzień 6

7.00 – 21.30, Qarabalyq (Kazachstan)

Przed nami Ural. Jak sięgam pamięcią zawsze trasa się tutaj korkuje, ponieważ jest trochę podjazdów i wiele rosyjskich ciężarówek dramatycznie zwalnia.

Zanim jednak dojechaliśmy do pierwszych wzniesień wjechaliśmy do „gostinicy” jedząc śniadanie i korzystając z prysznica.

Około południa docieramy do Uralu i faktycznie zgodnie z przewidywaniem stoimy w korku jednak jest on spowodowany remontem drogi, a nie żółwim tempem Kamazów. Rosjanie przebudowali większość głównych tras, drogi są poszerzone i w newralgicznych punktach mają dodatkowe pasy dla wolniejszych pojazdów. Jedzie się zdecydowanie sprawniej niż w latach poprzednich.

Stojąc w korku rozmawiam z wczasowiczem, który wraca po urlopie do domu. Był w odwiedzinach u rodziny w Woroneżu. Posiedział tam kilka dni i wraca do Władywostoku. Polega to na tym, że mając 21 dni urlopu około 16 dni spędza na dojazd i powrót, a kilka dni na właściwy odpoczynek. Nasi urlopowicze, którzy twierdzą, że spędzają dużo czasu w korkach jadąc do Międzyzdrojów powinni przeczytać ten tekst.

Za Uralem pozostaje nam tylko Czelabińsk i po następnych 150 km. dojeżdżamy do granicy w Troicku.

Jako, że jest to wewnętrzna granica państw należących do unii celnej wyjazd z Rosji przebiega bardzo sprawnie; tylko rutynowe otwarcie wszystkich drzwi, pytanie o broń i inne nielegalne przedmioty i wyjeżdżamy z Rosji. Wjazd do Kazachstanu też bez problemu; stempel w paszporcie i żadnej kontroli celnej.

Po stronie kazachskiej najważniejszą rzeczą jest zakup ubezpieczenia obowiązkowego dla pojazdu. Policja skrupulatnie to kontroluje. Po zakupie ubezpieczenia i kazachskiej waluty – tenge, ruszamy dalej.

Kazachstan wita mnie niezbyt miło, bo po kilku kilometrach z mijającego mnie pojazdu wylatuje kamień, który uszkadza mi przednią szybę. Rysa niestety powoli się przesuwa więc potrzebna będzie wizyta u specjalisty. To już zostawiam na jutro, bo najbliższy warsztat będzie dopiero w Qostanai.

Zgodnie z przewidywaniem zostajemy zatrzymani na najbliższym posterunku policji gdzie sprawdzono nasze dokumenty. Wszystko jest ok. Powoli zbliża się zmrok więc zjeżdżamy trochę z drogi i w okolicy miejscowości Qarabalyq mamy dobrą miejscówkę. Zaletą Kazachstanu jest to, że wystarczy zjechać w prawo lub lewo i już jest się w świetnym miejscu noclegowym.

Nocleg w stepie.

Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Chiny 2015 – dzień 7

17 lipiec 2015
0 km

Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Chiny 2015 – dzień 7

8.30 – 20.30, za Atbasar (Kazachstan)

Dzisiaj najważniejsza jest naprawa szyby. Jedziemy jeszcze około 120 km. i docieramy do Qostanai. Miejscowy kierowca doprowadza nas do warsztatu gdzie Rosjanin (obywatel Kazachstanu) sprawnie zakleja pęknięcie. Szyba wygląda jak nowa i możemy ruszać dalej.

Kazachstan poczynił ogromne postępy w budowaniu i remontowaniu dróg. Wszystkie główne trasy są pokryte wyśmienitym asfaltem i często są trasami dwupasmowymi mimo, że ruch nie jest duży. Niewątpliwie działania takie podyktowane są logicznym spoglądaniem w przyszłość czego brakuje polskim budowniczym dróg.

Wjeżdżamy w środek kazachskiego stepu i temperatura robi się zabójcza; 42ºC w cieniu to nasza codzienna dawka. Monotonny krajobraz, ciągła myśl o wypiciu zimnego napoju i schowaniu się w cieniu. W takich warunkach pokonujemy kilometry.

Na jednej ze stacji paliw gdzie zaopatrujemy się w napoje podchodzi do mnie Kazach i pokazuje mi, że nie mam tylnej tablicy rejestracyjnej. Nagle na początku podróży i gdzieś w środku stepu zgubiłem tablicę i pojawia się problem. Być może brak tablicy nie spowoduje problemów na przejściu granicznym, ale pewności co do tego nie mam. Szybko obmyślamy jakiś plan, ale od ostatniego postoju gdzie tablica chyba jeszcze była przejechaliśmy 150 km. Nikt z nas nie notuje sobie w pamięci czy tablica jest na miejscu więc nawet nie wiem czy nie przejechałem bez niej dłuższego dystansu. Rozważam, aby wrócić i szukać jej po drodze, ale to też jest bez sensu, bo powiew powietrza mógł ją zwiać gdzieś dalej od trasy.

Zachowanie Kazacha jest trochę dziwne, bo pokazał mi brak tablicy i zaraz zniknął na stacji. Wraca w trakcie naszej ożywionej rozmowy i wyciąga z auta moje blachy. Trudno opisać jak się ucieszyłem, nie było słów jakimi można było mu podziękować. Ogromnie wdzięczni podarowaliśmy Kazachowi nasze polskie trunki i radośnie pojechaliśmy dalej.

W tych stepowych warunkach dojechaliśmy za miejscowość Atbasar, zjechaliśmy głębiej w step i rozbiliśmy biwak.

Wieczorem odwiedza nas jeszcze Kazach na koniu z pytaniem czy nie widzieliśmy jego dwóch klaczy, które poszukuje od dwóch dni. Niestety nie widzieliśmy jego zguby, ale wizyta była miła i jakże egzotyczna dla nas Europejczyków.

Nocleg w stepie.

Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Chiny 2015 – dzień 8

18 lipiec 2015
0 km

Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Chiny 2015 – dzień 8

9.00 – 20.00, za Karagandą (Kazachstan)

Po śniadaniu wyruszyliśmy w dalszą drogę. Dojeżdżamy do Astany gdzie odwiedzamy centrum handlowe, w którym korzystamy z internetu i dobrej kawy. Nie mieliśmy planów zwiedzania stolicy Kazachstanu więc przejechaliśmy tylko przez centrum i z powrotem wkroczyliśmy w bezkresny step.

W centrum Kazachstanu dopadły nas najwyższe temperatury; termometr wskazywał 43ºC. W samochodzie z klimatyzacją i z zapasami wody taka temperatura jest do zniesienia, ale po drodze spotkaliśmy rowerzystę z Japonii, który jechał przez Rosję, Kazachstan i Kirgistan do Tadżykistanu. Widziałem już wielu rowerzystów w Kirgistanie i Tadżykistanie, ale oni dolatywali samolotem do Biszkeku lub Duszanbe i stamtąd odbywali wyprawy. Prawdziwym twardzielem okazał się jednak ten Japończyk pokonujący tysiące kilometrów na rowerze w niesamowitym skwarze, mając problemy ze znalezieniem wody lub chociażby miejsca w cieniu. Prawdziwy szacunek dla takich podróżników.

Taka temperatura odbiera chęci do żwawszej jazdy, mimowolnie poszukuje się miejsca na relaks, co my też często czyniliśmy. Co kilkadziesiąt kilometrów można spotkać jadłodajnie oferujące dobre jedzenie i miejsce na odpoczynek. Jadąc w tych warunkach nie pokonaliśmy długiego dystansu i za Karagandą zjechaliśmy w step.

Nocleg w stepie.

Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Chiny 2015 – dzień 9

19 lipiec 2015
0 km

Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Chiny 2015 – dzień 9

8.45 – 17.00, nad Jeziorem Bałchasz (Kazachstan)

Dzisiaj naszym celem jest dotarcie nad Jezioro Bałchasz, odpoczynek i zmycie z siebie stepowego kurzu.

Droga do miejscowości Bałchasz jest tak samo monotonna jak nasze ostatnie dni. Co kilkadziesiąt kilometrów spotykamy przydrożne knajpy i stacje benzynowe. Docieramy do Bałchaszu – przemysłowego miasta, dobrego tylko na spożycie posiłku. Dużo dobrych knajpek znajduje się na wlocie od Karagandy więc nawet nie ma potrzeby na wjeżdżanie do miasta.

Ruszamy dalej wzdłuż północno-zachodniego brzegu jeziora z zamiarem znalezienia dobrego punktu na nocleg. Pierwsza okazja trafia się w Chubar-Tubek miejscu wyglądającym dokładnie jak nasze Międzyzdroje lub inna wypoczynkowa mieścina nad Bałtykiem w okresie lata. Nocleg i przebywanie w takim miejscu nie należy do przyjemności. Pokręciliśmy się tutaj chwilę i ruszyliśmy dalej wzdłuż brzegu. Określenie wzdłuż brzegu nie jest dokładne, bo w linii prostej od asfaltu mieliśmy od 10 do 15 km. Dla naszych samochodów pokonanie takiego odcinka „na szagę” to żaden problem. Patrząc na nawigację wybieramy w pewnym momencie najkrótszy odcinek i skręcamy w lewo. Przejechaliśmy 12 km. po prostym stepie i oczom naszym ukazało się wspaniałe i puste miejsce nad brzegiem jeziora. Lepiej nie mogliśmy trafić. Samochody ustawiamy nad pagórkiem ostro schodzącym do jeziora. Wysoka temperatura, ciepła, słodka woda, brak komarów i brak ludzi to idealna kompozycja. Nad Bałchaszem spędzamy bardzo przyjemny wieczór.

Nocleg nad jeziorem.

Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Chiny 2015 – dzień 10

20 lipiec 2015
0 km

Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Chiny 2015 – dzień 10

8.30 – 18.30, przed Almaty (Kazachstan)

Na dzisiaj nie mieliśmy szczególnych planów. Rozważaliśmy dotarcie do Almaty lub ewentualnie gdzieś w jej okolice. Już w Polsce ustaliliśmy, że w Almatach będziemy starali się o powrotną wizę rosyjską. W pobliżu dawnej stolicy jest bardzo dużo atrakcji i dobrze spożytkujemy czas oczekiwania na wizę. Z takim przeświadczeniem jechaliśmy do Almaty.

Po drodze trochę fotografowaliśmy i nagrywaliśmy filmów więc średniej nie mieliśmy zawrotnej. Gdy byliśmy 60 km. przed miastem uznaliśmy, że lepiej rozłożyć tutaj biwak, a jutro rano wystartować z załatwianiem wiz.

Nocleg w stepie.

Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Chiny 2015 – dzień 11

21 lipiec 2015
0 km

Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Chiny 2015 – dzień 11

7.30 – 20.30, Kanion Szaryń (Kazachstan)

Rano zwijamy szybko obóz, wpisujemy w nawigację konsulat rosyjski i ruszamy. Konsulat znajduje się w południowo-wschodniej części miasta więc musimy się trochę przebić przez plątaninę uliczek. Zupełnie nie mamy pojęcia w jakich dniach placówka pracuje i jak uda nam się zorganizować wizy. Pewne jest to, że musimy mieć dostęp do internetu, aby wypełnić wnioski wizowe.

O 10.00 jesteśmy pod konsulatem i okazuje się, że dzisiejszy wtorek jest dniem składania wniosków i odbierania wiz. Niestety złą informacją jest to, że po złożeniu wniosków musimy czekać na wizy do przyszłego wtorku. Mimo, że w okolicy jest dużo atrakcji to siedmiodniowe oczekiwanie jest dla nas zbyt długie. Po krótkiej naradzie uznajemy, że lepsza jest dalsza jazda i organizacja wiz w innym miejscu.

Zasiadamy w dobrej restauracji odpalamy komputer i wypełniamy wnioski. Okazuje się, że konsulaty rosyjskie w Kirgistanie mamy w Biszkeku i Osz, a w Kazachstanie jeszcze jeden w Oralu (po naszej drodze powrotnej). Drukujemy od razu wszystkie 3 wnioski dla każdego z konsulatów i w miarę rozwoju sytuacji ustalimy gdzie będziemy aplikowali.

Co prawda bez wiz, ale zadowoleni ruszamy w dalszą przygodę. Przed nami jedna z większych atrakcji Kazachstanu – Kanion Szaryń. Jedziemy w najdalszy południowo-wschodni kraniec Kazachstanu; stąd już rzut kamieniem do Chin i Kirgistanu. Kanion znajduje się 10 km. od głównej drogi na Kegen; zjazd jest dobrze oznaczony, droga szutrowa i prosta. Po 10 km. witają nas strażnicy parku narodowego.

Wejście dla osób jest płatne, płatny jest również wjazd samochodem na teren parku. Pojazd można zostawić na szczycie kanionu, ale później czeka nas dłuższa wędrówka do przygotowanego miejsca noclegu. Mamy cały sprzęt w samochodach i na samochodach więc opłacamy komplet i jedziemy w dół.

Wsiada z nami strażnik, pokazuje ciekawsze formacje skalne i dużo opowiada. Przejazd jest rewelacyjny i zdecydowanie warto było zapłacić. Na dole nad samą rzeką Szaryń zostały przygotowane miejsca odpoczynku, zadaszone szałasy, stoły, miejsca na rozpalanie ognisk i kosze na śmieci. Oprócz miejsc biwakowych postawiono kilka jurt z możliwością wynajęcia.

Rozkładamy biwak, szykujemy kolację. Wieczorem dołączają jeszcze do nas Słowacy i w międzynarodowym towarzystwie potwierdzamy przyjaźń polsko-kazachsko-słowacką.

Nocleg nad rzeką Szaryń.

Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Chiny 2015 – dzień 12

22 lipiec 2015
0 km

Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Chiny 2015 – dzień 12

13.00 – 16.30, Jezioro Kaindy (Kazachstan)

Można powiedzieć, że wczoraj rozpoczęła się krajoznawcza część wyprawy. Do tej pory nie spieszyliśmy się zbytnio, ale też nie poświęcaliśmy czasu na turystyczne atrakcje; po prostu powoli jechaliśmy. Wczoraj wjechaliśmy w Kanion Szaryń, a dzisiaj wyruszyliśmy na jego pieszą eksplorację. Zaopatrzeni w odpowiedni sprzęt fotograficzny poświęciliśmy kilka godzin na przejście i fotografowanie całego kanionu. Miejsce jest niesamowite i warte każdej poświęconej chwili.

Po południu ruszyliśmy do następnego miejsca na naszej liście – Jezioro Kaindy. Kaindy jest mniej popularne niż Kolsai i znajduje się bliżej. Wybór był oczywisty. Mimo, że mieliśmy do przejechania tylko 100 km. nie spodziewaliśmy się, że przez większą część trasy będzie to wymagająca droga off-road z kilkoma brodami przez rzeczki i trudniejszymi podjazdami. Cały przejazd trwał około 3 godzin, wjazd do parku był tradycyjnie płatny i dodatkowa opłata była również za pojazdy. W praktyce nie ma możliwości wejścia bez samochodu ponieważ Jezioro Kaindy i główna „baza” znajdują się kilkanaście kilometrów od bramy wjazdowej do parku. Tak już sobie to Kazachowie obmyślili, że mimo szczerych chęci wjazd samochodem jest bezwzględnie konieczny.

Podobnie jak w Kanionie Szaryń również tutaj są miejsca biwakowe i jurta dla odwiedzających. Można zamówić kilka potraw, które są przygotowywane na miejscu; do wyboru pilaw lub „kartoszka z miasem” + wódeczka. Oczywiście skwapliwie korzystamy z posiłku i napitku.

Wieczór przy ognisku jest bardzo przyjemny więc spacer do jeziora zostawiamy sobie na jutro.

Nocleg nad jeziorem.

Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Chiny 2015 – dzień 13

23 lipiec 2015
0 km

Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Chiny 2015 – dzień 13

10.00 – 20.00, Taldy-Suu (Kirgistan)

Rano wyruszyliśmy na spacer do jeziora. Powstało ono na początku XX wieku w wyniku trzęsienia ziemi. Woda zalała rosnący wokół las i obecnie tworzy urocze jezioro z krystaliczną wodą i kikutami drzew wystającymi z toni. Po sesji fotograficznej wracamy do samochodów i ruszamy w stronę granicy kirgiskiej.

Krótka część trasy przebiega wczorajszym off-road’owym odcinkiem. Później wynajdujemy „skrót” do Kegen, który może nie jest żadnym terenowym wyzwaniem, ale bardzo nas spowalnia. Za każdym wzniesieniem i zakrętem oczekujemy pojawienia się asfaltu lecz niestety nasze nadzieje są płonne. Całe 80 km. skrótu to szutry, piach i pył.

Po posiłku i tankowaniu w Kegen jedziemy do przejścia granicznego w Karakara. Ponownie przed przejściem kończy się asfalt i ostatnie 10 km. jest szutrowe.

Na granicy wszystko przebiega w normalnym tempie. Wyjeżdżamy z „unii celnej”; kilkanaście minut zabierają formalności celne związane z autem i kontrola bagażu. Celnicy bez większego zaangażowania zaglądają do samochodu i przeglądają kilka toreb.

Po stronie kirgiskiej kontrola celna praktycznie nie istnieje, a czas zabiera tylko wypełnienie dokumentów wjazdowych dla pojazdów. W najbliższych dniach Kirgistan wstępuje do „unii celnej” i wzór dokumentu jest identyczny z powszechnie dotąd używanym. Od 2015 roku organizacja nosi nazwę Euroazjatycka Unia Celna i zrzesza Rosję, Kazachstan, Białoruś, Armenię i Kirgistan. Dla turystycznego ruchu samochodowego taka organizacja ma ogromne znaczenie, bo zdecydowanie usprawnia pokonywanie wewnętrznych granic. W konsekwencji udało nam się zjechać z przejścia granicznego po 45 minutach – bardzo dobry wynik.

Mimo szybkiej odprawy nie mamy szansy na dotarcie do Issyk-Kul przed zmrokiem. Jedziemy główną A363 i we wsi Taldy-Suu zjeżdżamy w boczną drogę na nocleg.

Mocno spowolniła nas trasa w Kazachstanie; z całych dzisiejszych 199 km. 150 km. to były szutry. Na takiej nawierzchni i w dodatku w górach rzadko można jechać szybciej niż „czterdziestką”.

Nocleg na trasie.

Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Chiny 2015 – dzień 14

24 lipiec 2015
0 km

Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Chiny 2015 – dzień 14

8.30 – 19.00, Kara-Talaa (Kirgistan)

Kirgistan z tej strony nie robi wrażenia. Od granicy w Karakara droga prowadzi w szerokiej dolinie; okoliczne wioski nie różnią się niczym od wiosek w Rosji lub Ukrainie. Góry są w dużej odległości od głównej drogi i tylko wygląd ludzi i mijające samochody przypominają, że już dawno wyjechaliśmy z Europy.

W takich warunkach dojeżdżamy do Karakol gdzie w restauracji „Karawana”  zjadamy dobre śniadanie i korzystamy z wi-fi. Ceny jedzenia w knajpach jak i zakupów w sklepach są śmiesznie niskie.

Wyruszamy w dalszą drogę, jedziemy południowym brzegiem Issyk-Kul, które jest dużo bardziej dzikie i  mniej zagospodarowane niż północny brzeg. W wielu miejscach można znaleźć dróżki zjazdowe do jeziora, chociaż dużo już jest terenów ogrodzonych i z brakiem dostępu do wody. Tutaj też dociera powoli komercja i za jakiś czas cisza i spokój ustąpią miejsca „Międzyzdrojom” pokroju Cholpon-Ata. Udaje nam się zjechać w puste miejsce i zażyć kąpieli w przyjemnie chłodnej wodzie jeziora.

Pierwotnie planowałem dostać się do Narynia drogą za Tosor jednak uznałem, iż ponowna wizyta nad Jeziorem Song-Kul też może być ciekawa. Nikt oprócz mnie z grupy nie był nad Song-Kul więc zapadła decyzja i pojechaliśmy dalej wzdłuż Issyk-Kul. W okolicach miejscowości Tong zjedliśmy wyśmienitą rybę w warzywach z grilla, popiliśmy dobrą kawą i oczywiście zapłaciliśmy za to jakieś grosze.

W dobrych humorach zaczęliśmy szukać miejsca na nocleg; oczywiście nad jeziorem. Koło Kara-Talaa dzięki pojazdom 4×4 udało nam się zjechać nad brzeg i trafiliśmy na rewelacyjną miejscówkę.

Ponownie przyjemna woda i miły wieczór przy kirgiskich koniakach. I jak tutaj nie pokochać Kirgistanu.

Nocleg nad jeziorem.

Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Chiny 2015 – dzień 15

25 lipiec 2015
0 km

Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Chiny 2015 – dzień 15

8.30 – 19.30, Ugut (Kirgistan)

Dzisiaj żegnamy się z Issyk-Kul. Nie wjeżdżamy do Balykchy tylko skręcamy skrótem na Kochkor. Trafiamy w środek targu, zjadamy dobre śniadanie, robimy zakupy i jedziemy w stronę Jeziora Song-Kul. Zupełnie nie mam świadomości, że przez następne 2 dni będziemy prawie całkowicie poza cywilizacją, a Kochkor to ostatnie „wielkie” miasto przed Jalal-Abad.

Jeszcze tylko 20 km. i zjeżdżamy w szutrową drogę do Song-Kul. Asfaltu nie zobaczymy do wspomnianego Jalal-Abad. Jak to zwykle bywa w Kirgistanie spotykamy dwie ekipy Polaków w samochodach wypożyczonych na miejscu i kilku rowerzystów również z Polski.

Jestem tutaj drugi raz, ale piękno tego miejsca jest tak niesamowite, że warto tutaj przyjeżdżać częściej. Poprzednio dotarłem tutaj od strony Chaek; wjechałem od północnego-zachodu i wyjechałem na północnym-wschodzie jeziora. Tym razem objechaliśmy jezioro od południa z zamiarem dotarcia do drogi na Kazarman. Jedziemy powoli, zatrzymujemy się na sesje fotograficzne, mieszkańcy jednej z mijanych jurt zapraszają nas na „drugie śniadanie”.

Łapiemy właściwy rytm podróży, najważniejsza jest bieżąca chwila, kontakt z mieszkańcami, piękno otaczającej nas przyrody. Już nie myślimy gdzie dzisiaj dojedziemy i nie mamy w tej kwestii żadnych planów. Wiemy tylko, że zdążamy w stronę Osz.

Po herbatce jedziemy dalej, Song-Kul zostawiamy w tyle i zaczynamy ostrą wspinaczkę na przełęcz Moldo-Ashu (3 346 m.n.p.m.). Widoki są niesamowite i dodatkowo trafiamy na kirgiską imprezę na przełęczy. Miejscową tradycją jest, że dotarcie na większą przełęcz celebruje się wypiciem kumysu lub wódki jednak my trafiliśmy na duże spotkanie rodzinne. Muzyka, tańce, duże ilości alkoholu, kumysu i jedzenia. Nie ma znaczenia, że ktoś jest kierowcą lub nie trawi kumysu. Niestety musiałem wypić jedną czarkę kumysu, ale każdą następną pozwolili mi zamienić na wódeczkę (odmowa nie wchodziła w rachubę). Po godzinie musimy się ewakuować, a impreza trwa dalej. Kirgizi są nadzwyczaj gościnni i nie raz jeszcze tego doświadczymy.

Zjeżdżamy z Moldo-Ashu, trakt prowadzi nas na południe i gdzieś w okolicach Ak-Tal wbijamy się w trasę na Kazarman. Wedle mapy na razie większe wspinaczki się skończyły (oczywiście wg standardów kirgiskich). Mijane tereny nie są gęsto zamieszkane, małe miejscowości co kilkanaście kilometrów. Przy średniej 25 km/h nie spotykamy zbyt wiele osób, a miejsc do noclegu jest bez liku. Dobrą miejscówkę znajdujemy w okolicach Ugut.

Nocleg na trasie.

Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Chiny 2015 – dzień 16

26 lipiec 2015
0 km

Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Chiny 2015 – dzień 16

8.45 – 19.30, Kok-Art (Kirgistan)

Dzienne przebiegi na poziomie 200 km. stają się normą. Po pierwsze nie ma sensu jechać szybciej, po drugie poruszamy się tylko drogami szutrowymi w wysokich górach więc średnia nie jest imponująca.

Dzisiaj dzień był naprawdę ciężki. Nie było nawet skrawka asfaltu, średnia 29 km/h. Cały dzień to wspinaczki i zjazdy z bezimiennych przełęczy, upał 42ºC, a do tego wszechobecny kurz i pył.

W takich warunkach docieramy do Kazarman – największej miejscowości na trasie. Zjadamy tutaj dobry obiad, odpoczywamy i ruszamy dalej.

Za Kazarman rozpoczyna się wspinaczka na ostatnią przełęcz Kaldama (3 062 m.n.p.m.). Po drodze spotykamy oczywiście rowerzystów, znajomego Angola (IanC) na motocyklu BMW z forum podróżniczego, Słoweńców w Toyocie i szaloną parę Czechów w VW Passacie. Piszę szaloną, bo mijane brody zdecydowanie nie był na niskie zawieszenie Volkswagena.

Cały dzień zabrały nam wspinaczki i zjazdy więc gdy dojechaliśmy do wioski Kok-Art nie było sensu jechać dalej. Gdy rozglądaliśmy się za miejscem na biwak miejscowy pasterz wskazał nam płaski teren koło swojej jurty. Wieczorem zostaliśmy zaproszeni na kolację jednak grzecznie odmówiliśmy i zaprosiliśmy gospodarzy do nas. Wieczór zakończył się miło przy wspólnych rozmowach.

Nocleg na trasie

Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Chiny 2015 – dzień 17

27 lipiec 2015
0 km

Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Chiny 2015 – dzień 17

9.30 – 19.30, przed przełęczą Taldyk (Kirgistan)

Rano zostajemy obudzeni klaksonem. Podjechali Kirgizi z uszkodzonymi oponami z nadzieją napompowania moim kompresorem. Jest to bardzo częsta praktyka; miejscowi widząc obcy pojazd korzystają z możliwości napompowania opon. Kirgizi używają chińskich kompresorów (praktycznie jednorazówek) dobrych do pompowania małych piłek plażowych. Pompowanie jednego koła może trwać nawet pół godziny; moim kompresorem pompowanie dwóch opon trwało 5 minut. Kirgizi w podziękowaniu chcą nam podarować żywego świstaka, z którego możemy sobie przyrządzić obiad. Mimo, że lubimy konsumować regionalne potrawy jakoś nie mamy ochoty na świstaka (w dodatku jeszcze żywego). Dziękujemy i idziemy na śniadanie do naszych gospodarzy, którzy pilnują nas od rana i nie chcą wypuścić bez posiłku.

Jesteśmy w gościnie u Państwa Karaew – pasterzy z Jalal-Abad. Przez letnie miesiące wypasają swoje stada owiec, koni i bydła w górach na dzierżawionych działkach. Jesienią wracają ze stadami do miasta. Zostaliśmy poczęstowani zwykłym codziennym posiłkiem jaki jada się w tych stronach; lawasz, ser, pilaw i zielona herbata.

Po śniadaniu ruszamy dalej. Po kilkunastu kilometrach zaczyna się asfalt i w lepszych warunkach docieramy do Jalal-Abad. Miasto objeżdżamy bokiem i rozpoczynamy również objazd terytorium Uzbekistanu, które wcina się w Kirgistan. Niestety konflikty etniczne między Kirgizami, a Uzbekami nie pozwalają na przejechanie przez terytorium Uzbekistanu. Zupełnie odrębną sprawą jest wiza uzbecka, która i tak byłaby potrzebna. Dla nas 80 km. objazd jest bez znaczenia, ale dla ludzi tutaj mieszkających to poważny problem. Napięcia wybuchają co pewien czas i granice wyglądają jak posterunki z czasów wojny. Długo jeszcze trzeba będzie czekać na kirgisko-uzbecką „strefę Schengen”.

W godzinach popołudniowych dojeżdżamy do Osz i kierujemy się od razu do konsulatu rosyjskiego. W szybkim odnalezieniu konsulatu pomaga nam Akramon; spotkany przypadkiem Kirgiz. Sprawnie prowadzi nas swoim autem pod konsulat.

Konsulat pracuje w poniedziałek, czwartek i piątek. To zdecydowanie lepiej niż w Almaty. Dzisiaj jest poniedziałek, ale nie zdążymy już złożyć wniosków więc ustalamy, że ruszamy do Tadżykistanu i wszystko załatwimy po powrocie.

Akramon okazał się przedsiębiorczym człowiekiem; jest właścicielem restauracji, sklepu i serwisu RTV. W restauracji zjadamy pyszny obiad, a w sklepie Akramon udostępnia nam szybkie łącze internetowe. Po raz kolejny doświadczamy wielkiej gościnności i uczynności Kirgizów.

Po obiedzie szybko realizujemy plan dotarcia do Tadżykistanu. Musimy podjechać jak najbliżej granicy, aby jutro ją przekroczyć. Udaje nam się dotrzeć pod przełęcz Taldyk na 50 km. przed granicą tadżycką.

Zjeżdżamy tylko z drogi na prawo i rozkładamy biwak.

Nocleg na trasie.

Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Chiny 2015 – dzień 18

28 lipiec 2015
0 km

Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Chiny 2015 – dzień 18

7.00 – 19.00, Murgab (Tadżykistan)

Rano szybko startujemy, mijamy Sary-Tash – ważną osadę na skrzyżowaniu Jedwabnego Szlaku i zaczynamy ostrą wspinaczkę na pierwszą czterotysięczną przełęcz. Przed nami Kyzył-Art (4 280 m.n.p.m.). Podjeżdżamy pod kirgiski posterunek graniczny; szlaban zamknięty i trwa odprawa kilku samochodów przed nami. Z reguły na takich przejściach nie ma kolejek, celnicy załatwiają sprawy szybko, opóźnienia zdarzają się tylko gdy podjeżdża nagle większa ilość samochodów. Tak było właśnie przed nami, bo odprawiana była większa grupa Amerykanów. Musieliśmy się uzbroić w cierpliwość; po 45 minutach otwiera się szlaban i wjeżdżamy. Tak jak myślałem cała odprawa w naszym przypadku trwała 10 minut.

Do przejścia tadżyckiego jest jeszcze trochę kilometrów i przede wszystkim ostra wspinaczka na wspomnianą przełęcz Kyzył-Art. Udaje mi się wyprzedzić samochody z Amerykanami. Właściwa granica przebiega przełęczą i zaraz za nią stoją tadżyckie budynki graniczne. Szybka kontrola paszportów, a później wizyta u celników.

Okazuje się, że rozpoznaje mnie szef celników; ten sam gość, który odprawiał mnie 3 lata temu. Znajomości pozwalają na szybsze załatwienie spraw. Opłacamy opłaty wjazdowe, kontrolę sanitarną i zostawiamy parę groszy dla znajomego. Dzień dobry Tadżykistan.

Zjeżdżamy trochę z przełęczy, mijamy Karakol z jeziorem o tej samej nazwie. Często zatrzymujemy się na sesje zdjęciowe. Wspinamy się na najwyższą przełęcz na całej naszej trasie – Akbajtal (4 655 m.n.p.m.). Przez ostatnie kilka godzin bardzo szybko wspięliśmy się na duże wysokości, brak aklimatyzacji spowodował lekki ból głowy, który towarzyszył mi do końca dnia.

Do wieczora udaje nam się dojechać jeszcze do Murgabu, gdzie za miastem zatrzymujemy się na nocleg.

W pierwszym dniu na takiej wysokości samopoczucie nie jest najlepsze więc szybko idziemy spać.

Nocleg na trasie.

Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Chiny 2015 – dzień 19

29 lipiec 2015
0 km

Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Chiny 2015 – dzień 19

9.30 – 19.00, Langar (Tadżykistan)

Jesteśmy w Tadżykistanie, a dokładnie w Pamirze i nagle zmieniło się wiele rzeczy. Zauważalna jest przede wszystkim zmiana otaczającej przyrody. Zielone wzgórza z widokiem wypasających się stad nagle znikają. Pojawiają się wysokie i surowe góry, zielona i soczysta trawa została za granicą. Od momentu przekroczenia granicy jesteśmy na średniej wysokości 4 000 m.n.p.m. i stąd taka diametralna zmiana.

Inną zmianą jest zdecydowane zmniejszenie sklepów i knajpek. W Kirgistanie nie ma problemu z zakupami lub zjedzeniem czegoś po drodze, tutaj odległości między miejscowościami są większe, drogi gorsze, a w małych wioskach po drodze nie spotka się knajpki.

Realizacja naszego śniadania była właśnie podyktowana powyższą sytuacją. Murgab jest większym miastem więc nie było problemów z podstawowymi zakupami. Śniadanie przygotowaliśmy przed sklepem i ruszyliśmy dalej.

Pierwotny plan zakładał przejazd Pamir Highway (M41) do Khorog i później przejazd doliną Bartang. Niestety w związku z ogromnym osuwiskiem gruntu przed Khorog droga była zamknięta i musieliśmy wjechać w Korytarz Wachański. Jechałem już Korytarzem Wachańskim w 2012 roku, ale tak jak z Jeziorem Song-Kul ponowna wizyta w tym samym miejscu nie stanowiła żadnego problemu. Na razie Bartang jest „niezagrożony” i tylko dotrzemy tam inną drogą.

W Murgabie dołączają do nas Polacy, których spotkaliśmy nad Song-Kul w Kirgistanie i w Korytarz Wachański wjeżdżamy razem. Wspinamy się na przełęcz Khargush ( 4 344 m.n.p.m.), za przełęczą na jedynym posterunku wojskowym spisują nasze paszporty i wjeżdżamy w korytarz.

Zjeżdżamy nad rzekę Pamir – granicę z Afganistanem, wokół nas zapierające dech w piersi krajobrazy. Przed nami Hindukusz, za nami Karakorum, po prawej Pamir, po lewej Afganistan. W tych warunkach wzdłuż granicznej rzeki Pamir jedziemy do miejscowości Langar. Tutaj Pamir łączy się z Wakhanem tworząc Panj. Uznałem, że Langar jest najlepszym miejscem na nocleg; kilka lat temu spałem w tym samym miejscu (przy moście granicznym). Od tamtego czasu nie zmieniło się w tym miejscu zbyt wiele, chociaż trwa budowa przejścia granicznego z Afganistanem i jest szansa, że za 2-3 lata będzie można tutaj wjechać do Afganistanu na eksplorację tej części korytarza.

Nocleg nad mostem w Langar.

Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Chiny 2015 – dzień 20

30 lipiec 2015
0 km

Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Chiny 2015 – dzień 20

9.00 – 19.30, Garmchasma (Tadżykistan)

Dzisiaj dalszy ciąg wrażeń z Korytarza Wachańskiego. Od Langar jedziemy już wzdłuż granicznej rzeki Panj. Rozważałem możliwość wjechania do Afganistanu i pokręcenia się w okolicach afgańskiej strony korytarza, ale widzę, że większość dróg jest pozalewana. W ostatnim czasie były tutaj duże upały, a następnie opady deszczu. W tych rejonach to bardzo niebezpieczna mieszanka ponieważ powoduje obsunięcia ziemi. Bardzo nagrzany i mało zwięzły grunt (w zasadzie piasek z kamieniami) jest bardzo podatny na spływy błotne. Właśnie takie obsunięcie ziemi zamknęło nam Pamir Highway, a teraz po stronie afgańskiej może spowodować niemożność przejechania. Na razie jednak jedziemy dalej, fotografujemy, podziwiamy widoki. Spokojnym tempem dojeżdżamy do Iskhashim – największej miejscowości na trasie (około 6 500 mieszkańców). Jest akurat pora obiadu więc w mini knajpce zamawiamy zupkę (coś w rodzaju wołowego rosołu z ziemniakiem) z somsą. Oczywiście jest to jedyny dostępny zestaw obiadowy; w tych rejonach świata nie można być wybrednym.

Być może uda nam się jeszcze tutaj zawitać więc zbieramy się szybko i jedziemy dalej. Obserwując drogę po stronie afgańskiej już wiemy, że nie mamy szans na przejechanie tego odcinka. W wielu miejscach woda wymyła drogę, nieprzejezdne odcinki mają nawet po 100 metrów. Widzimy Afgańczyków przenoszących pakunki na plecach we wodzie z samochodów stojących po obu stronach zalanych odcinków. Takich nieprzejezdnych odcinków jest jeszcze kilka. Zdajemy sobie sprawę, że w tym roku nie ma szans na wjechanie do Afganistanu. Zobaczymy jak będzie dalej z doliną Bartang. Na razie skręcamy do Garmchasma aby zażyć relaksu w tadżyckim najważniejszym spa i zarazem sanatorium.

Podobnie jak w roku 2012 odwiedzamy Pana Malika – dyrektora szkoły w Garmchasma. Poprzednio część naszej grupy nocowała u niego w domu, tym razem nie chcieliśmy nadużywać jego gościnności i rozbiliśmy biwak na terenie szkoły.

Wieczorem obowiązkowo udaliśmy się do gorących źródeł i skorzystaliśmy z dobrego posiłku serwowanego w sanatoryjnej restauracji i miejscowych produktów fermentacji zbożowej.

Nocleg w szkole w Garmchasma.

Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Chiny 2015 – dzień 21

31 lipiec 2015
0 km

Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Chiny 2015 – dzień 21

7.30 – 18.30, Jarshan Grosh (Tadżykistan)

Żegnamy się z gościnnym dyrektorem szkoły i zmierzamy do Khorog. Jeszcze rozważamy zdobycie wizy afgańskiej i chociaż krótkie odwiedziny w tym kraju. Niestety widoki po drugiej stronie Panju nie napawają optymizmem. Bardzo długie odcinki drogi są zmyte i niemożliwe do pokonania. Teoretycznie gdybyśmy otrzymali wizę to pozostaje nam tylko wizyta w granicznej wiosce lub ponowna droga do Iskhashim i również tylko wizyta w tym mieście. Takie odwiedziny Afganistanu nie mają sensu.

W Khorog odwiedzamy jeszcze afgański konsulat, który jest zamknięty – przecież jest piątek, wolny dzień dla muzułmanów. Wszystko już jasne, Afganistan odwiedzimy innym razem.

W mieście trafiliśmy na dzień odwiedzin nieśmiertelnego prezydenta Tadżykistanu – Emomali Rahmona. Można krytykować go jako autorytarnego władcę, ale dopóki sprawuje rządy to w tym państwie jest spokój, a ekstremiści islamscy są traktowani jako przestępcy. Od początku sprawowania władzy walczy z ekstremizmem i efekty tego są widoczne. Mimo, że Tadżykistan jest najbardziej muzułmańskim krajem regionu to islam nie przenika tak każdej sfery życia jak w innych krajach.

Oprócz „spotkania” z prezydentem zasięgnąłem również języka o dolinie Bartang. Tutaj nowiny nie były dobre. Trasa jest zalana i mamy małe prawdopodobieństwo jej przejechania.

Rzut oka na mapę i już wiem którędy pojedziemy; jest Droga Roshtqala. Przebiega na południe od zasypanej Pamir Highway i wypada na nią w okolicach Jelandy.

Początkowy czterdziestokilometrowy odcinek jest asfaltowy, ale później na szczęście zmienia się w to co lubię. Trasa jest niesamowicie piękna i urozmaicona. W początkowym odcinku w miarę prosta, przebiega doliną rzeki Shakhdaria, później wspina się na przełęcze, pokonujemy kilka większych brodów. W takich rewelacyjnych okolicznościach natury dojeżdżamy do sioła Jarshan Grosh. Za wioską zatrzymujemy się na biwak, ale nie jest nam dane rozłożyć namiotów ponieważ pojawia się miejscowy gospodarz i zaprasza nas do siebie.

Pan Ahwaz częstuje nas kolacją; rozmowy trwają do późnego wieczora. Warto pokonywać tysiące kilometrów dla takich wspaniałych chwil. Gospodarz sposobi również dla nas miejsca noclegowe. Osobne pomieszczenie z wygodnymi materacami. Kończy się fascynujący dzień.

Nocleg u Pana Ahwaza.

Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Chiny 2015 – dzień 22

1 sierpień 2015
0 km

Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Chiny 2015 – dzień 22

7.30 – 19.30, Murgab (Tadżykistan)

Gospodarz nie wypuszcza nas bez śniadania. Zawsze w takich sytuacjach czuję się niezręcznie, bo nikt nie chce przyjąć od nas zapłaty, a zwykle też nie mamy czego zostawić. Jestem przeciwnikiem picia, jedzenia i spania na „krzywy ryj”. Wielka gościnność tych ludzi nie usprawiedliwia skąpstwa jakie uprawiają niektórzy pseudo-turyści. Zgodnie ustaliliśmy pewną kwotę i zostawiliśmy ją gospodarzowi. Żegnamy się z Panem Ahwazem i jego rodziną i jedziemy dalej.

Trasa robi się coraz bardziej off-road’owa, brody, długie błotniste podjazdy. Jedzie się świetnie, widoki wspaniałe. Kulminacyjny punkt zostaje nam „podarowany” na końcu trasy. Zjazd do asfaltowego Pamir Highway jest usiany głazami, z dużą ilością błota i ostatnim dziurawym mostem, który musimy uzupełniać trapami. Po zmaganiach z mostkiem wyjeżdżamy na asfalt. Koniec szlaku wypada w okolicach wioski Jelandy; mamy tylko około 20 kilometrów i wjeżdżamy do miejscowych gorących źródeł. Płacimy śmieszne 2 TJS i do woli możemy siedzieć w basenie z gorącą wodą. Najprzyjemniejsze jest to, że na tym pustkowiu jesteśmy tylko my i przyroda wokół nas. Po ablucjach posilamy się w miejscowej stołówce i jak to bywa w Tadżykistanie jest tylko jedno danie do wyboru – rosół wołowy z ziemniakiem.

Wracamy Pamir Highway w stronę Murgabu; asfalt na tym odcinku jest koszmarny i przejazd ciągnie się niemiłosiernie długo. Za zjazdem w Korytarz Wachański nawierzchnia się poprawia. Po małej zupce w Jelandy zjadamy konkretny obiad w Alichur.

Najrozsądniejszym miejscem na nocleg jest Murgab i tam chcemy dotrzeć. Sytuacja trochę się komplikuje ponieważ zaczyna mocno padać i spływają duże fragmenty gruntu na drogę. Na szczęście to początkowa faza deszczu i udaje nam się bez problemu dotrzeć do Murgabu i rozlokować biwak w tym samym miejscu gdzie poprzednio. Kirgiskie koniaki zdecydowanie pomagają przetrwać deszczową i chłodną noc.

Nocleg na trasie.

Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Chiny 2015 – dzień 23

2 sierpień 2015
0 km

Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Chiny 2015 – dzień 23

8.00 – 19.00, przed Gulcha (Kirgistan)

Rano zwijamy obóz i podjeżdżamy do miasta na śniadanie. Jak zwykle bywa, wyboru nie ma i są tylko jajka. Czyli zaserwowane mamy dobre europejskie aczkolwiek skromne śniadanko: jajka, chleb i herbata.

Gdy w sklepie pozbywamy się naszych ostatnich somoni widzimy kręcących się turystów koło naszych samochodów. Okazuje się, że grupa trzech Francuzów utknęła w Murgabie i próbują się jakoś dostać do Osz. Po rozmowie zabieram do samochodu jedną osobę, a reszcie udaje się zorganizować miejscowy transport do granicy. Wsiada do mnie miła Marie – urzędniczka pracująca w unijnej komisji d/s uchodźców w Brukseli. Gdy już dobrze się rozkręcamy w różnych politycznych rozmowach nagle urywa się droga.

Wczorajsze opady deszczu spowodowały duże podtopienia i zerwania asfaltu, ale droga była cały czas przejezdna. Dotarliśmy jednak do miejsca z zerwanym mostem i brakiem kilkuset metrów asfaltu. Przed przeszkodą czekało już kilka samochodów osobowych. Właściciele prosili nas o przeciągnięcie na drugą stronę, ale nie było jeszcze nikogo przed nimi kto przejechał i mógł pokazać właściwą trasę. Pozostało nam przespacerować się po brzegu i wyszukać odpowiedniego miejsca do przejazdu. Przecięliśmy rzeczkę długim skosem i wszystko udało się dobrze.

Dojechaliśmy do granicy, gdzie niestety nie było mojego znajomego celnika i zostaliśmy przez innego zmuszeni do zapłacenia kilkunastu dolarów za załatwienie sprawy. W Tadżykistanie funkcjonuje złodziejska zasada opłaty za każdy dzień pobytu, ale nie jest ona pobierana przy wjeździe tylko podróżny jest zaskakiwany przy wyjeździe i zmuszany do wnoszenia tych opłat. Wygląda to o tyle dziwnie, że nie dotyczy poszczególnych turystów tylko pojazdów. Zdecydowanie nie zgadzam się z taką formułą i wielu innych turystów też z tym walczy. W zależności od chęci walki i samozaparcia takie rozmowy na granicy kończą się różnymi kwotami. Szybko uporaliśmy się z problemem i ruszyliśmy na granicę kirgiską.

Tutaj odprawa poszła w europejskim tempie i mogliśmy powitać Kirgistan.

W Sary-Tash uzupełniliśmy zapasy kirgiskich koniaków i ustaliliśmy, że gdzieś po drodze szukamy dobrego miejsca na nocleg. Do Osz mamy 190 km. więc za dnia nie dojedziemy. Udało nam się dotrzeć do Gulcha i nad rzeką o tej samej nazwie rozkładamy biwak.

Do późna w nocy trwały intensywne międzynarodowe rozmowy.

Nocleg nad rzeką Gulcha.

Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Chiny 2015 – dzień 24

3 sierpień 2015
0 km

Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Chiny 2015 – dzień 24

7.30 – 9.00, Osz (Kirgistan)

Dzisiaj priorytetem są sprawy wizowe. Startujemy więc bez śniadania i po godzinie jesteśmy w Osz. Francuzkę zostawiamy w centrum miasta, a my jedziemy do konsulatu rosyjskiego.

Przed konsulatem jest mała kolejka miejscowych po wizę do „ziemi obiecanej”, ale my jesteśmy obsłużeni bez kolejki w innym miejscu i przez oddelegowanego pracownika. Okazuje się, że urzędnik mówi dobrze po polsku, bo spędził jakiś czas w placówce w Warszawie. Dopiero od niego dowiadujemy się o niedawnym wypadku Polaka, który podczas wspinaczki zginął w okolicznych górach. Stało się to na tyle niedawno, iż Rosjanie myśleli, że jesteśmy osobami z tej grupy. Złożenie dokumentów było sprawne i szybkie. Termin odbioru wiz ustalony na czwartek był zgodny z harmonogramem pracy konsulatu. W sumie okazało się, że konsulat w Osz jest najbardziej przyjazny turystom i funkcjonujący w najszerszym zakresie czasu co pozwala na swobodniejsze kształtowanie podróży.

Największy problem i „ciężar” spadł nam z serca więc przyszedł czas na dobre śniadanie. Udaliśmy się do restauracji znajomego Akramona.

Później ruszyliśmy na poszukiwanie rozsądnego cenowo noclegu, bo w Osz musimy spędzić 3 dni. W centrum miasta, przy głównym bazarze trafiliśmy na Hotel Alay.

Dzięki szerokim kontaktom Janusza spotykamy się z Kirgizem Shahruhem, pracownikiem różnych międzynarodowych organizacji pomocowych dla uchodźców. Shahruh aktualnie spędzający urlop był na miejscu i mogliśmy wspólnie powymieniać poglądy.

Wieczorem do naszej grupy dołączają również Francuzi i miło spędzamy pierwszy wieczór w Osz.

Nocleg w hotelu (500 KGS).

Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Chiny 2015 – dzień 25 i 26

4-5 sierpień 2015

Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Chiny 2015 – dzień 25 i 26

Pobyt w Osz.

Wolne dni przeznaczamy na spacery po mieście, kosztowanie lokalnych przysmaków w miejscowych knajpkach, zakupy i odpoczynek przed wjazdem do Chin.

Wieczorem mamy spotkanie z Shahruhem. Rozmowy toczą się na różne tematy, jest miło i wesoło.

Wybieramy się wspólnie na miejscowy basen będący zarazem dyskoteką i drogą restauracją. Oczywiście drogą w rozumieniu Kirgizów, a nie Europejczyków. Atmosfera była tam na tyle luźna, że można było zażywać kąpieli, tańczyć i zajadać się dobrymi potrawami w kolejności dowolnej i powtarzalnej.

Oprócz nas była też duża rodzina Kirgizów celebrująca rocznicę ślubu. Tutaj też nie obyło się bez okazania wielkiej gościnności. Zostaliśmy zaproszeni do suto zastawionego stołu i wspólnej biesiady.

Długim toastom, tańcom i rozmowom nie było końca. W takiej oto atmosferze skończył się dzień, a właściwie zaczął nowy, bo chyba wróciliśmy już za dnia.

Nocleg w hotelu (500 KGS/dzień)

Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Chiny 2015 – dzień 27

6 sierpień 2015
0 km

Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Chiny 2015 – dzień 27

9.00 – 17.00, Irkeshtam (granica chińska).

Podczas planowania wyprawy zakładałem wjazd samochodem do Chin. Pół roku temu rozpocząłem rozmowy z chińskim przewodnikiem, który organizuje tego typu wjazdy. Chiny są otwarte na każdy rodzaj turystyki z wyjątkiem turystów zmotoryzowanych, którzy muszą mieć wcześniej przygotowane odpowiednie dokumenty i ciągłą obecność przewodnika w samochodzie. Przewodnik nie jest uciążliwy, gdyż jego obecność nie wpływa na naszą trasę, a zakaz odwiedzania niektórych części Chin obowiązuje wszystkich turystów.

Rozmowy były już bardzo zaawansowane jednak wszystko rozbijało się o koszty, które dla wjazdu małej ilości samochodów (i osób) i na krótki czas były astronomicznie wysokie. Dość powiedzieć, że dla naszej 4 osobowej grupy w 2 samochodach minimalna propozycja oscylowała na poziomie 4 000 EUR. Nasz pobyt miał obejmować około 10 dni co dawało kwotę 100 EUR na dzień dla osoby. Jest to zdecydowanie zbyt wysoka kwota, nie mająca żadnego uzasadnienia i odniesienia do realiów chińskich. Ewidentnie wygląda to na nabijanie kabzy partyjnym kacykom. Przy krótkich wjazdach wprowadzenie własnego samochodu na razie nie ma sensu. Oczywiście przy długich pobytach w Chinach również te pieniądze wędrują do kieszeni nie tych, do których powinny dotrzeć, ale stawki potrafią obniżać się do 10 EUR lub mniej za dzień pobytu.

Wobec takiej sytuacji uzgodniliśmy, że pozostawimy samochody u Sahruha w Osz i wyskoczymy do Chin z plecakami. Zorganizowaliśmy sobie transport do granicy w Irkeshtam (i z powrotem) u miejscowego kierowcy.

Po dobrym śniadaniu w dzielnicy muzułmańskiej (bardziej muzułmańskiej niż inne części Osz) i odebraniu paszportów z wizami rosyjskimi (sprawnie i bez problemu) pojechaliśmy znaną już trasą do Sary-Tash, a następnie dalej na wschód do posterunku granicznego w Irkeshtam. Miejscowy „pirat drogowy” dystans 250 km. pokonał w 4 godziny.

O godzinie 16.00 rozpoczynamy przekraczanie granicy. Opuszczenie Kirgistanu to tylko formalność, później wkraczamy na kilkukilometrowy pas chińskiej ziemi, który można pokonać tylko w samochodzie. Na szczęście do Chin jadą również kierowcy ciężarówek, którzy za parę groszy zabierają nas do swoich samochodów. Docieramy pod chiński terminal, następuje pobieżna kontrola bagażu wraz z dołującą informacją. Okazuje się, że właściwy terminal graniczny znajduje się w Uluqat – około 120 km. od granicy i już dzisiaj nie zdążymy do niego dojechać (kwestia różnicy czasu). Zgodnie z zasadą musimy poczekać do rana. Nasze paszporty zostały zdeponowane, a my zostaliśmy wrzuceni w post-apokaliptyczny krajobraz. Miejsce jest obrzydliwe, rozwalające się budynki, jeden sklep, kilka tanich noclegowni i biegające wokół brudne dzieciaki. Lokujemy się w jednej z noclegowni, obok mamy jadłodajnię. Dobre chińskie jedzonko poprawia nam humory, a odpowiednie zakupy 42 procentowych trunków w sklepiku całkowicie tłumią wcześniejsze złe informacje.

W identycznej jak my sytuacji jest spotkany po drodze Austriak, z którym snujemy wieczorne opowieści.

Nocleg na granicy (200 KGS).

Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Chiny 2015 – dzień 28

7 sierpień 2015
0 km

Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Chiny 2015 – dzień 28

8.00 – 16.00, Kashgar (Chiny).

Rano idziemy po nasze paszporty i rozpoczynamy nierówną walkę z chińskim pogranicznikiem. Narzuca nam swojego prywatnego przewoźnika i nie daje nam żadnego wyboru. Jedziemy z jego człowiekiem, albo możemy wracać do Kirgistanu. Zauważyłem, że brak własnego samochodu sprowadza turystę do rangi „skarbonki”, którą można potrząsać kiedy się chce i dyktować swoje warunki.

Niestety nic nie możemy zrobić i wsiadamy do chińskiego pick-upa. Za 1 200 KGS od osoby jedziemy do Uluqat gdzie znajduje się właściwy posterunek kontroli granicznej.

Na dystansie 120 km. do Uluqat jest jeszcze jeden posterunek wojskowy, a później wjeżdżamy na duży terminal kontroli granicznej.

Przechodzimy kontrolę paszportową oraz celną. Kontrola bagażu ogranicza się do prześwietlenia plecaków i pobieżnego spojrzenia do ich wnętrza. Wychodzimy z terminala i dopiero wtedy możemy powiedzieć, że jesteśmy w Chinach.

Pierwszą czynnością jest wymiana waluty na yuany. Następnie mamy szczęście i łapiemy taksówkę z Kashgar, która przywiozła kogoś na granicę. Za 50 CNY od osoby jedziemy następne 120 km. do największego miasta regionu – Kashgar. Kierowca zostawia nas w centrum starego miasta; stąd mamy kilka kroków do hostelu. Od dawna już nie korzystałem z różnego rodzaju hosteli i pensjonatów więc zaskoczył mnie tłum i harmider panujący w hostelu. Podróżowanie swoim samochodem nie jest może najłatwiejszą i najtańszą formą turystyki, ale gwarantuje możliwość unikania niechcianych lub niebezpiecznych miejsc i dowolność w wybieraniu miejsc noclegowych. Do Chin dotarliśmy z plecakami i byliśmy zdani na to co oferuje nam miasto.

Wybrany przez nas Kashgar Old Town Youth Hostel był kompletnie zapełniony, ale udało nam się znaleźć 3 miejsca w pokoju dwuosobowym (i tak nie miało to znaczenia, bo posłania były na podłodze) i jedno wolne łóżko w sali wieloosobowej. Odetchnęliśmy z ulgą i mogliśmy myśleć o dalszych planach działania.

Na wieczór pozostał nam tylko spacer po mieście i zajadanie się miejscowymi potrawami.

Nocleg w hostelu (50 CNY).

Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Chiny 2015 – dzień 29

8 sierpień 2015

Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Chiny 2015 – dzień 29

9.00 – 18.00, Kasghar – Karakorum Highway (Chiny).

Jedna z większych atrakcji w rejonie Kasghar to przejazd Karakorum Highway do granicy pakistańskiej. Niestety nie mamy swoich środków transportu, ale udało nam się wczoraj zorganizować miejscowy transport i możemy odbyć tą wycieczkę.

Rano podjeżdża po nas taksówka i ruszamy w trasę. Początkowo droga jest łatwa i jedziemy asfaltem. W miejscowości Shufu zatrzymujemy się na śniadanie. Później powoli wkraczamy w wysokie partie Pamiru, a nawierzchnia staje się zdecydowanie gorsza. Ten odcinek drogi pokonuje sporo ciężarówek i samochodów terenowych, ale osobówek nie widziałem zbyt wielu. Nasz kierowca natomiast wiezie nas autem osobowym. Jedzie jak pirat i już po krótkim czasie daje się odczuć konkretne uderzenia kamieni w podwozie i ogólnie niemiłe odgłosy dobiegające z okolic podwozia samochodu.

Trasa jest niesamowita, poprowadzona wąskim paskiem drogi wśród wysokich szczytów nad którymi królują siedmiotysięczniki Kongur Shan i Muztagata. Na całej trasie widać zaangażowanie Chin w budowę nowej drogi. Karakorum Highway budowana jest z wielkim rozmachem; w wielu miejscach droga prowadzona jest na wysokich estakadach powyżej niebezpiecznego i ciągle zmieniającego się nurtu rzek.

W takich oto rewelacyjnych warunkach dojeżdżamy do Jeziora Kala Kul przed masywem Muztagaty. W tym miejscu chwilę odpoczywamy i zawracamy. Mogliśmy dotrzeć do Taxkorgan, ale nie było sensu jechać jeszcze dwóch godzin, bo największe atrakcje były właśnie do rejonu Kala Kul.

W drodze powrotnej doświadczamy potęgi natury; woda przerwała drogę i zatrzymujemy się w małym korku. Trudno jest ocenić głębokość przeprawy i dno, ale znajduje się jeden śmiałek w terenowym Mitsubishi. Po chwili okazuje się, że źle ocenił swoje możliwości, bo topi samochód, a cała reszta oczekujących już wie, że trzeba będzie uzbroić się w cierpliwość. Najpierw udaje się wyratować Mitsubishi, które po wyciągnięciu wygląda niczym akwarium, a później do akcji wkracza ciężki sprzęt, który zaczyna regulować koryto rzeki. Wszystko odbywa się sprawnie, bo koparki i spychacze znajdują się na miejscu (ze względu na budowę drogi). Po godzinie woda zostaje skierowana w inne koryto i najpierw ciężarówki, potem auta terenowe, a na końcu nasza taksówka może przejechać bród.

Z jednej strony to dobrze, że po skończeniu budowy będzie można przebyć ten odcinek wygodnym asfaltem, ale z drugiej strony to wielki żal, że świat staje się betonowo-asfaltowy i zatraca swoją naturalność. Chyba jesteśmy jednymi z ostatnich, którzy jadą lichymi drogami na KKH i muszą używać rozumu do jej przebycia. Przyszłość to asfalt i szybki bolid z niskim zawieszeniem, ale niestety taka jest kolej rzeczy.

Wieczorem już bez przeszkód docieramy do Kasghar. Cała wycieczka trwała 12 godzin i zapłaciliśmy po 200 CNY od osoby.

Kolację serwujemy sobie w knajpce z kurczakami, a późny wieczór spędzamy w lokalnej kawiarni. Udało nam się znaleźć lokal serwujący prawdziwą kawę z ekspresu. Czas mija nam na sączeniu doskonalej kawy i oglądaniu życia codziennego w Kasghar.

Nocleg w hostelu (50 CNY).

Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Chiny 2015 – dzień 30

9 sierpień 2015

Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Chiny 2015 – dzień 30

Pobyt w Kasghar (Chiny).

Dzisiaj też jedziemy obejrzeć jedną z większych miejscowych atrakcji – targ zwierzęcy w Kasghar.

Na szczęście nie jest to już taki problem jak z wyjazdem na KKH. W pierwszej kolejności zaliczamy dobre śniadanko w postaci smakowitych chińskich zup, których nazw nie potrafię przytoczyć.

Później w okropnym upale idziemy na duży bazar, na którym można kupić i sprzedać wszystko. Po ciekawostkach bazaru wsiadamy do taksówki i jedziemy na opłotki miasta na targ zwierzęcy. Za kurs płacimy śmieszne 15 CNY.

Targ zwierzęcy jest niesamowity i mimo bytności na różnych targach w różnych częściach świata mogę potwierdzić, że warto przyjechać do Kasghar. Atmosfera jest tutaj naturalna, handel prawdziwy i nic co się dzieje nie jest skierowane na potrzeby turystów (których i tak naliczyliśmy kilku, razem z nami).

Owce, krowy, jaki i wielbłądy zmieniają w dynamiczny sposób właścicieli, pokrzykiwania sprzedających mieszają się z głosami zwierząt. Dominujący w gorącym południowym powietrzu zapach zwierząt miesza się z zapachem smażonego mięsa oferowanego z wielu straganów. Ludzie ładują kupione zwierzęta na miejscowe akumulatorowe tuk tuki lub nawet spętane wrzucają na skutery. Kilka godzin spędzonych na targu daje nam dużą dawkę ogromnych wrażeń. Tutaj warto było przyjechać.

Powrót okazał się zdecydowanie trudniejszy, bo żadna taksówka nie przejeżdżała w okolicy. Przejście na piechotę w tym skwarze nie wchodziło w rachubę, ale udało się „złapać” tuk tuka (wersja do przewozu ludzi) i dotrzeć do centrum miasta. W tym przypadku za kurs zapłaciliśmy 25 CNY.

Po powrocie serwujemy sobie odpoczynek w cieniu. Temperatura 44ºC zdecydowanie odbiera chęci do intensywniejszych spacerów.

Dzień zaliczamy do bardzo udanych.

Nocleg w hostelu (50 CNY).

Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Chiny 2015 – dzień 31

10 sierpień 2015
0 km

Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Chiny 2015 – dzień 31

18.00 – 20.00, za Jalal-Abad (Kirgistan)

Dzisiaj żegnamy się z Chinami. Po kilkudniowym pobycie i „liźnięciu” małego kawałeczka tego ogromnego kraju już wiem, że trzeba będzie tutaj jeszcze wiele razy przyjechać i pozwiedzać inne rejony Chin.

Wczoraj umówiliśmy przejazd do Irkestham, rano o 8.30 wyruszyliśmy spod schroniska do Uluqat. Razem z nami jechali turyści z Anglii i Japonii.

W Uluqat przeszliśmy standardową odprawę celną, stemple w paszporcie i podstawionym pick-upem dowieziono nas do przejścia granicznego. Tutaj już bez kontroli celnej było tylko spojrzenie na paszporty i jedziemy dalej do posterunków kirgiskich. Przejazd też odbył się w ciężarówkach, które przewiozły nas przez pas ziemi pomiędzy posterunkami. Następnie wysiadka i kawałek trasy na piechotę.

W Kirgistanie jak w Europie tylko kontrola paszportów. Umówiony wcześniej kierowca (ten, który dowoził nas poprzednio) czekał na nas i ruszyliśmy do Osz.

Wyjazd z Chin i ostateczne dotarcie do Osz zabrało nam około 11 godzin. Kierowca dowiózł nas do domu Sahruha, gdzie zostawiliśmy samochody.

Zrobiliśmy porządki w autach, przepakowaliśmy się i po pożegnaniu z rodziną Sahruha pojechaliśmy w stronę Jalal-Abad.

Do zmroku nie mogliśmy pokonać dużego odcinka drogi więc po dwóch godzinach za Jalal-Abad znaleźliśmy na wzgórzach rewelacyjną miejscówkę na nocleg.

Nocleg na trasie.

Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Chiny 2015 – dzień 32

11 sierpień 2015
0 km

Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Chiny 2015 – dzień 32

7.30 – 22.00, za Taraz (Kazachstan)

Dzisiaj rozchodzą się nasze drogi z Januszem. Ja wracam powoli do Polski przez Kazachstan, Rosję i Ukrainę, a Janusz obiera drogę południową przez Uzbekistan, Kazachstan, Azerbejdżan i Turcję. Mimo, że czas szczególnie mnie nie goni to chciałbym szybko dotrzeć do domu natomiast Janusz przeznacza na podróż jeszcze 2 miesiące.

Ruszamy z miejsca naszego noclegu i jedziemy trasą M41 na Karakol i Toktogul. Powoli wspinamy się na przełęcz Ala Bel (3 184 m.n.p.m.) i dojeżdżamy do skrzyżowania w Otmok. W tym miejscu Janusz wraca do Bishkeku, gdzie będzie organizował wizę uzbecką, a ja ruszam do kazachskiego Taraz.

Niestety ponownie muszę się wspinać na przełęcz Otmok (3 330 m.n.p.m.), droga jest kiepskiej jakości i dłuży się niesamowicie. Za miejscowością Kyzyl Adyr zauważam marnej jakości znak, a w zasadzie „znaczek” drogowy informujący o skręcie na odprawę celną. Trochę mnie to dziwi, ale dalej jadę główną drogą do właściwego przejścia granicznego (zaznaczonego na mapie). Jednak na ostatnich kilometrach widać wyraźnie, że droga nie jest zbyt uczęszczana i faktycznie przejście zostało przeniesione w inne miejsce. Właśnie w to, które wskazywał rachityczny „znaczek”. Na szczęście przelatuję 10 km. wzdłuż granicy i docieram do przejścia.

Na granicy odprawa kirgiska to tylko formalność natomiast Kazachowie każą mi trochę poczekać przed wjazdem na terminal, a później dosyć drobiazgowo spoglądają na bagaże. Gdy okazuje się, że gratów jest sporo decydują się na rentgen. Po rentgenie i formalnościach celnych mogę jechać dalej.

Za terminalem należy tylko wykupić ubezpieczenie OC, gdyż policja kazachska sprawdza to dokładnie.

Taraz jest sporym (400 000 mieszkańców) miastem i oczywiście jadąc jak zwykle bez nawigacji tradycyjnie zabłądziłem. Po konsultacjach z miejscowymi udało mi się w końcu namierzyć wylotową M39 i rozpocząłem poszukiwania miejsca na nocleg.

Było już ciemno więc znalezienie dobrego miejsca było trudne. W pewnym momencie należy zjechać w ciemny step i po około kilometrze zatrzymać. Z reguły takie miejsce jest dobre.

Nocleg w stepie

Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Chiny 2015 – dzień 33

12 sierpień 2015
0 km

Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Chiny 2015 – dzień 33

7.30 – 20.30, Maylybas (Kazachstan)

Za Tarazem zaczyna się ogromny kazachski step. Do Szymkentu jest już pociągnięty dwupasmowy odcinek trasy. Jazda jest komfortowa, ale także monotonna. W okolicach większym miast trzeba być przygotowanym na kontrole radarowe, ale gdy nie przekraczam dozwolonych 100-110 km/h to nikt mnie nie zatrzymuje.

Obwodnicą mijam Szymkent, również nie zatrzymuję się w Turkistanie (zwiedzałem go kilka lat temu).

Podobnie omijam Kyzylordę. Za Bajkonurem szukam odpowiedniego miejsca na nocleg, ale w tych stepowych warunkach nie jest to żaden problem. Zjeżdżam w okolicach Maylybas i znajduję przyjemne miejsce. Dzisiaj udało się pokonać dobry odcinek drogi.

Nocleg w stepie.

Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Chiny 2015 – dzień 34

13 sierpień 2015
0 km

Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Chiny 2015 – dzień 34

7.00 – 21.30, Qobda (Kazachstan)

W sytuacji gdy należy szybko dotrzeć do kraju nie pozostaje nic innego jak tylko zwiększanie ilości przejeżdżanych kilometrów. Podczas moich podróży staram się łączyć powroty z normalnym trybem zwiedzania, poznawania ludzi i miejsc. W większości przypadków udaje się to realizować, ale czasami zdarzają się przeszkody. Bywa, że wizy są zbyt krótkie, bywa, że z przyczyn osobistych musimy wracać szybciej.

W tym roku otrzymaliśmy rosyjskie wizy powrotne na 10 dni i już w planach była Moskwa, ale jednak się nie udało. W związku z tym starałem się codziennie przejechać jak najwięcej kilometrów.

Dzisiaj udało się pokonać duży odcinek Kazachstanu bez żadnych niespodzianek. Jedyną atrakcją były ptaki „samobójcy” (niestety nie znany mi gatunek), które widząc nadjeżdżający samochód wlatywały przed maskę i niestety marnie kończyły. Często widywałem ptaki zjadające owady po uderzeniach pojazdów, ale pierwszy raz widziałem ptaki igrające ze śmiercią.

Za Aqtobe powoli poszukuję miejsca na nocleg i w okolicach miejscowości Qobda udaje się znaleźć spokojne miejsce w stepie.

Nocleg w stepie.

Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Chiny 2015 – dzień 35

14 sierpień 2015
0 km

Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Chiny 2015 – dzień 35

6.30 – 20.30, Saratow (Rosja)

Rano pobudka i start bez śniadania. Droga przebiega przez bezkresny step i pierwsza możliwość posiłku trafia się w miejscowości Zhympity. Tutaj w przydrożnej knajpce zjadam śniadanie połączone z obiadem. Przede mną tylko 120 km. do Orala i następne 120 km. do granicy rosyjskiej. Można powiedzieć, że „prawie w domu”. Do Orala udaje się dojechać w dobrym tempie; pozostaje zatankować i ruszyć do granicy. Niestety trasa do przejścia granicznego w Ozinkach okazuje się koszmarem z moich poprzednich podróży. Droga jest w większości remontowana (trudno jednak zauważyć maszyny drogowe) i przejazdy odbywają się poboczem lub po szczątkowym asfalcie. Ten 120 km. odcinek staje się najgorszym wspomnieniem z Kazachstanu. Wszyscy, którzy jeżdżą terenówkami potwierdzą, że najtrudniejszy teren jest lepszy niż pozostałości asfaltu z dziurami wielkości studni.

Wreszcie docieram do granicy; kontrola kazachska jest szybka i mogę opuścić ten miły kraj.

Ze względu na sytuację na Ukrainie służby rosyjskie są skrupulatne i bardziej wyczulone na niektóre rodzaje przewożonych towarów. Nie interesuje ich alkohol, a bardziej urządzenia techniczne i jak zwykle broń. Widząc moje auto rezygnują z kontroli tylko od razu kierują mnie na rentgen. Po prześwietleniu pojazdu okazują mi zdjęcie z pytaniem o niektóre dziwnie wyglądające (na zdjęciu) przedmioty. Gdy okazuje się, że są to tylko butelki wszystko jest ok. Celnicy klepią mnie po plecach i mogę ruszać dalej. Wszystko trwa 45 minut. Dla jednych może to być niezmiernie długo, dla mnie to była „błyskawica”.

Ruszam w stronę Saratowa; droga też nie jest najlepsza. W kilku miejscach prowadzone są roboty, ale nadal ten odcinek jest męczący.

Wieczorem docieram do Saratowa i w okolicach obwodnicy już za Wołgą znajduję dobre miejsce na biwak.

Nocleg na trasie.

Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Chiny 2015 – dzień 36

15 sierpień 2015
0 km

Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Chiny 2015 – dzień 36

6.30 – 1.00, Matievka (Ukraina)

Dzisiaj cały dzień jazdy samochodem. Jadąc bez większych przerw udało mi się pokonać duży dystans.

Wyjazd z Rosji i wjazd na Ukrainę odbył się w normalnym czasie; nie było żadnych kontroli, ani problemów.

Kilka lat temu podczas przejazdu przez Ukrainę nocowałem w bardzo przyjemnym miejscu nad rzeką Sejm. Było to w okolicach ciekawej miejscowości Baturin. Przy okazji zwiedzania Baturina rozlokowaliśmy się w Matievce – małej wiosce nad rzeką. Miejsce to było również popularne wśród Ukraińców.

Mimo, że było już późno uznałem, że warto dotrzeć do Matievki. Tak też się stało i o 1.00 w nocy zatrzymałem się na nocleg.

Nocleg na trasie.

Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Chiny 2015 – dzień 37

16 sierpień 2015
0 km

Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Chiny 2015 – dzień 37

7.30 – 6.00, Kalisz (Polska)

Ruszam z nadzieją dotarcia dzisiaj do domu. Dystans jest duży, ale nie warto się zatrzymywać na kilkaset kilometrów przed domem.

Przejazd przez Ukrainę przebiega bez problemów, Kijów udaje się szybko przejechać i wjeżdżam na ulubioną M07. Trasa jednopasmowa, ale zawsze pusta i w dużej części przebiegająca przez lasy. Po około 10 godzinach docieram do przejścia w Dorohusku.

Tutaj niestety niemiła niespodzianka. Jest spora kolejka samochodów z „mrówkami” i dodatkowo Ukraińcy nie wpuszczają na terminal. Przez godzinę próbuję rozmawiać, przekonywać, ale nic się nie udaje. Nikt nie zostaje wpuszczony. Podejmuję decyzję o pojechaniu na przejście w Zosinie. Po 80 km. okazuje się jednak, że tutaj też jest podobnie, a dodatkowo funkcjonuje system „zapisów kolejkowych”, z którego wynika, że realnie wjadę do Polski dopiero za 12 godzin. Można się trochę załamać; przejechałem kilkanaście granic, 14 000 km., a nie mogę wjechać do swojego kraju z powodu handlarzy granicznych.

Pogranicznik informuje mnie, że kilkadziesiąt kilometrów na południe jest nowo otwarte przejście w Ugriniwie – wspólne polsko-ukraińskie przedsięwzięcie. Bez wahania ruszam i gdy docieram jestem dziesiątym samochodem w kolejce. Mimo małej kolejki kontrola jest bardzo skrupulatna; najbardziej zainteresowanymi w znalezieniu kontrabandy okazują się Ukraińcy. Dlatego też jest tutaj pusto, a cały przemyt jedzie starymi przejściami. Cała procedura wjazdu z dość skrupulatną kontrolą celną trwa ponad godzinę (każdy z samochodów jest sprawdzany).

Jestem wreszcie w Polsce, ale jest już północ, a przede mną ponad 500 km. drogi. Uznaję, że dojadę do domu i przez następne 6 godzin pokonuję dystans.

O 6.00 docieram do domu; wyprawa jest zakończona.

 

14 297
przejechanych kilometrów
37
dni w podróży