Turkmenistan, Iran, Azerbejdżan 2014

Turkmenistan, Iran, Azerbejdżan 2014 – wstęp

Przed wyjazdem

Turkmenistan, Iran, Azerbejdżan 2014 – wstęp

Ten wyjazd należy do dosyć skomplikowanych logistycznie. Na wiele miesięcy przed wyprawą muszę zorganizować wizy, niektóre z nich poza granicami Polski. Wjazd samochodami na terytorium Iranu też jest skomplikowany, bo wymagany jest CPD. Jestem jednak zdecydowanym przeciwnikiem haraczy jakie ściąga ze zmotoryzowanych turystów PZM więc organizuję wjazd z pomocą człowieka z Iranu. Wolę zapłacić pieniądze Irańczykowi niż dawać cwaniaczkom z PZM.

Wjazd pojazdem do Turkmenistanu też jest niewiadomą ze względu na opłaty jakie należy wnieść.

Niektórych z wiz nie można zbyt wcześnie wyrobić, a paszporty niestety muszą krążyć po ambasadach w oryginale.

W styczniu organizuję kody z irańskiej firmy turystycznej.

W lutym załatwiam wizy turystyczne do Kazachstanu i tranzytową dwukrotną do Rosji.

W połowie marca mamy wizy do Iranu z przedłużonym terminem wjazdu do 2 miesięcy.

Poprzez kontakt z firmą turystyczną z Azerbejdżanu organizuję e-vizy do tego kraju.

Również w połowie marca wysyłamy wnioski do Ambasady Turkmenistanu we Wiedniu aplikując o tranzytową e-wizę. Po tygodniu oczekiwania na wizę turkmeńską okazuje się, że są przyznane jednak wymagana jest wizyta we Wiedniu dla ich wklejenia w paszport. Informacje wcześniej przekazane przez ambasadę o e-wizach były nieprawdziwe lub po prostu konsul zechciał się spotkać osobiście. Potwierdził, że wszystko jest ok. i wizy może załatwić jedna osoba. Czyli jeszcze wypadła mi „wycieczka” do Wiednia. Na szczęście wklejenie wiz było tylko szybką formalnością.

Ze względu na sytuację na Ukrainie rezygnujemy z przejazdu przez ten kraj i pod koniec marca organizujemy tranzytowe wizy białoruskie w konsulacie w Białymstoku. Podobnie odpuszczamy przejazd powrotny przez Kaukaz i Rosję; grupa zdecydowanie opowiada się za powrotem przez Turcję. Nie stanowi to większego problemu z wyjątkiem trochę wyższych kosztów paliwa i załatwienia e-vizy tureckiej (cały proces trwa 10 minut), która w takiej formie jest oferowana od kwietnia 2014 roku.

Na tydzień przed terminem wyjazdu mamy już wszystkie wizy niezbędne do odbycia podróży.

Turkmenistan, Iran, Azerbejdżan 2014 – dzień 1

18 kwiecień 2014
0 km

Turkmenistan, Iran, Azerbejdżan 2014 – dzień 1

17.00 – 21.45, Białystok 435 km.

Wszyscy uczestnicy docierają po południu do Kalisza i możemy ruszać. Przejazd przez Warszawę w Piątek Wielkanocny jest całkowicie bezproblemowy i nie tracimy ani minuty na stanie w korkach. Jutro zaczyna nam się białoruska wiza więc dojeżdżamy do kolegi z Białegostoku (również uczestnika) i w miłej atmosferze kończymy dzień.

Nocleg w Białymstoku.

Turkmenistan, Iran, Azerbejdżan 2014 – dzień 2

19 kwiecień 2014
0 km

Turkmenistan, Iran, Azerbejdżan 2014 – dzień 2

9.35 – 0.00, Elinka 674 km.

Przed nami wielka niewiadoma – Białoruś. Mimo objechania tylu miejsc na świecie i bliskiego sąsiedztwa z tym krajem nikt z nas tam nie był i nie wiedzieliśmy co nas czeka.

Trochę musieliśmy poczekać we wspólnej kolejce zanim dotarliśmy do wolnego pasa unijnego, później już po stronie białoruskiej wypełnialiśmy standardowe dokumenty celne dla pojazdów używane przez cały obszar celny WNP. Wszystko bez problemu i sprawnie. Białoruś powitała nas tanim paliwem (z możliwością płatności w BYR, RUB, EUR i kartami) i dobrymi drogami. Przed nami długa droga więc za cel zwiedzania obraliśmy sobie tylko Pałac Radziwiłłów w Nieświeżu. Po odpoczynku w Nieświeżu jedziemy do granicy rosyjskiej. Na granicy ogromne zaskoczenie, bo nie ma żadnej kontroli i tylko jeden policjant życzy nam „szczęśliwej podróży”. Posterunki graniczne zlikwidowane; zupełnie nie możemy uwierzyć w istnienie rosyjsko-białoruskiej „strefy Schengen”, ale pokonując następne kilometry terytorium Rosji nie spotykamy żadnych posterunków ani kontroli. Udaje nam się zaoszczędzić minimum godzinę jaką zmarnowalibyśmy na formalności graniczne. Jedziemy jeszcze trochę kilometrów i rozbijamy biwak w lesie.

Nocleg w lesie.

Turkmenistan, Iran, Azerbejdżan 2014 – dzień 3

20 kwiecień 2014
0 km

Turkmenistan, Iran, Azerbejdżan 2014 – dzień 3

8.20 – 20.00, okolice Elec 500 km.

Po wczorajszych wrażeniach i utracie dwóch godzin musieliśmy swoje odespać. Ekipa musi się przestawić na tryb „jazda w samochodzie”, co dla niektórych mniej doświadczonych „samochodziarzy” jest dolegliwe. Jedziemy Wyżyną Środkoworosyjską wśród ogromnych pól uprawnych. Kilka postojów, tankowanie samochodów, przerwa na obiad i ubytek dwóch godzin robi swoje. Mimo całego dnia jazdy niestety nie udaje nam się pokonać imponującego dystansu. Trzymając się reguły, że znajdujemy miejsca do spania przed zachodem słońca (z wyjątkiem sytuacji szczególnych) zatrzymujemy się wśród czarnoziemów rosyjskich i rozbijamy biwak.

Nocleg w polu.

Turkmenistan, Iran, Azerbejdżan 2014 – dzień 4

21 kwiecień 2014
0 km

Turkmenistan, Iran, Azerbejdżan 2014 – dzień 4

7.20 – 21.00, za Saratowem 720 km.

Powoli przestawiamy się na czas rosyjski. Dzisiaj się poprawiamy i za nami lepszy dystans. Niestety nasze cele są daleko przed nami więc pozostaje nam tylko jazda i oglądanie monotonnych krajobrazów. Jedyny odpoczynek to obiad w Borysoglebsku.  Wyjeżdżamy za Saratow i na jutro zastawiamy sobie wjazd do Kazachstanu.

Nocleg w sadzie.

Turkmenistan, Iran, Azerbejdżan 2014 – dzień 5

22 kwiecień 2014
0 km

Turkmenistan, Iran, Azerbejdżan 2014 – dzień 5

7.00 – 21.00, Uralsk 404 km.

Za Saratowem droga jest w fatalnym stanie. Za oknami samochodów w większości szary i monotonny krajobraz, co kilkadziesiąt kilometrów małe, biedne wioski. Odcinek do przejścia granicznego w Ozinkach bardzo nam się dłuży. Na przejściu granicznym odprawa idzie bez zakłóceń, ale zdecydowanie dłużej niż w moich poprzednich wyjazdach. Strona rosyjska, strona kazachska, wymiana waluty i negocjowanie ceny ubezpieczenia zajmuje nam 3 godziny. Po stronie kazachskiej ciekawostką są cmentarze wyglądające jak miasteczka. Od granicy do Uralska jest 140 km., ale droga znów jest w kiepskim stanie i udaje nam się tylko wyjechać za Uralsk. W stepie możliwości noclegu są nieograniczone więc znajdujemy odosobnione miejsce i chwilę przed zmrokiem rozbijamy namioty.

Temperatura nas nie rozpieszcza więc szybko wskakujemy w śpiwory.

Nocleg w stepie.

Turkmenistan, Iran, Azerbejdżan 2014 – dzień 6

23 kwiecień 2014
0 km

Turkmenistan, Iran, Azerbejdżan 2014 – dzień 6

6.00 – 20.00, przed Beyneu 803 km.

Od Uralska droga jest w dobrym stanie. Przed nami setki kilometrów kazachskiego stepu. Jedziemy prawym brzegiem Uralu po stronie europejskiej. Monotonię krajobrazu co kilkadziesiąt kilometrów „zakłócają” wioski i drogówka czyhająca na przekroczenie prędkości. Jadę zwykle zgodnie z przepisami i mam szczęście nie być zatrzymanym. Po 500 km jesteśmy w Atyrau (jedynym dużym mieście na naszej trasie) gdzie robimy sobie przerwę na dobry obiad i większe zakupy. Mamy niezły czas więc do wieczora jedziemy jeszcze 300 km. Na nocleg zatrzymujemy się oczywiście w stepie 100 km. przed Beyneu.

Nocleg w stepie.

Turkmenistan, Iran, Azerbejdżan 2014 – dzień 7

24 kwiecień 2014
0 km

Turkmenistan, Iran, Azerbejdżan 2014 – dzień 7

6.00 – 23.00, granica turkmeńska 730 km.

W nocy zaczął padać deszcz i lało przez dobre 6 godzin. Ekipa walczyła z wodą przelewającą się przez namioty, natomiast ja myślałem czy nie utkniemy w stepie i czy uda nam się dotrzeć do asfaltu. Rano okazało się, że woda wsiąknęła w step, ale drogi dojazdowe były niezłymi bagienkami. Obyło się jednakże bez kopania i wyciągania samochodów.

Jadąc dwa lata temu do „stanów” znałem jakość drogi do Beyneu, jednak moja wiedza kończyła się na rozjeździe Uzbekistan – Aktay. Od skrętu na Aktay jechaliśmy odcinkami budowanych dróg (a w zasadzie brakiem dróg) przeplatanymi oddanymi do użytku nowymi asfaltami. Twardo postanowiliśmy dotrzeć do granicy turkmeńskiej, aby rano „zaatakować” posterunki graniczne. Ostatnie 50 km. do granicy było najgorszym koszmarem, ale w końcu podjechaliśmy pod kazachski posterunek.

Granica otwiera się od 8.00 więc ustaliliśmy pobudkę na 7.00 i ustawienie się w kolejce.

Nocleg na granicy.

Turkmenistan, Iran, Azerbejdżan 2014 – dzień 8

25 kwiecień 2014
0 km

Turkmenistan, Iran, Azerbejdżan 2014 – dzień 8

7.00 – 21.00, Turkmenbashi 263 km.

Oczywiście rano nikomu się zbytnio nie spieszyło i brama na terminal została otworzona o 9.00, byliśmy pierwsi w kolejce i mimo prób autochtonów wjechania przed nami twardo nie odpuściliśmy.

Kazachowie chyba nie widują tutaj zbyt wielu obcokrajowców, bo początkowo każą nam wrzucić kilka toreb na rentgena, ale w końcu rezygnują. Tylko pobieżnie spoglądają do wnętrza samochodów i możemy ruszać.

Po kilku kilometrach docieramy do posterunków turkmeńskich. Zostajemy wpuszczeni na terminal i zaczyna się procedura wjazdowa.

Paszporty zostają sprawdzone w rozsądnym tempie, płacimy tylko opłatę wjazdową około 6 USD na osobę.

Później rozpoczyna się procedura wprowadzenia samochodów. Otrzymujemy dokumenty z opisaną naszą trasą (notabene sprytnie zmodyfikowaną przeze mnie, aczkolwiek nikt w Turkmenistanie nie spojrzał na te papiery). Opłacamy ubezpieczenie i opłatę wjazdową w łącznej kwocie 124 USD na pojazd. Największą stratą czasu była kolejka do kasy przed którą tłoczyło się wielu Kazachów, którzy tak jak my musieli opłacać różne podatki wjazdowe, a później nieszczęsna godzinna przerwa obiadowa. Niestety zmarnowaliśmy przez to 2 godziny.

Rentgen i sprawdzenie samochodów były już tylko formalnością. Około 14.00 wjechaliśmy do Turkmenistanu. Jeden z najbardziej zamkniętych krajów świata stał przed nami otworem.

Przez następne 40 km. do Garabogaz (dawniej Bekdasz) droga też praktycznie nie istniała i musieliśmy trochę się pomęczyć. Przed Garabogaz mieliśmy pierwszy kontakt z policją. Przed wjazdem do miasta zostaliśmy spisani i obdarowani przez policjanta świeżutkim bochenkiem chleba. Bardzo miłe powitanie.

Garabogaz to wymarłe miasteczko, ale udało się wymienić walutę (stały kurs w całym kraju z minimalnym spread’em) i zjeść dobry obiad w jadłodajni wskazanej przez miejscowych (bez ich pomocy nie było szans na znalezienie tego miejsca).

Zadowoleni i posileni ruszyliśmy do Turkmenbashi. Po drodze był jeszcze tylko jeden posterunek wojskowy i na tym skończyły się kontrole w Turkmenistanie.

Wieczorem docieramy do miasta, jeden z miejscowych kierowców doprowadza nas do specjalnej strefy turystycznej z hotelami. Wybieramy Hotelu Kuwwat, a wybór mamy ogromny. Za 17,50 USD otrzymujemy wyśmienite warunki pobytu i trzeba dodać, że cena dla obcokrajowców jest wyższa niż dla Turkmenów. Po wielu dniach spania w namiotach należy nam się trochę luksusu.

Turkmenbashi – miasto pięknie oświetlone i wymuskane, wybudowane nowoczesne hotele z białego piaskowca stojące w szpalerach, posadzone tysiące drzew i krzewów z systemem nawadniania, czteropasmowe drogi i ….. nikogo na ulicach. Oto rzeczywistość tego kraju. Całkowicie pusty hotel (byliśmy jedynymi gośćmi), brak połączeń internetowych, brak ludzi na ulicach i wieczornego życia. To bardzo dziwny widok w Azji, która z reguły tętni życiem. Oczywiście to nas nie dziwiło, bo wiedzieliśmy do jakiego kraju wjeżdżamy, jaka jest tutaj władza i realia życia. Odrzucając jednak ten balast na bok, sam kraj, ludzie i piękne miejsca są godne odwiedzenia.

Nocleg w hotelu (17,50 USD).

Turkmenistan, Iran, Azerbejdżan 2014 – dzień 9

26 kwiecień 2014
0 km

Turkmenistan, Iran, Azerbejdżan 2014 – dzień 9

8.00 – 21.00, przed Balkanabat 421 km.

Po hotelowym śniadaniu zbieramy się i ruszamy zrealizować pierwszy punkt z listy ciekawostek Turkmenistanu. Yangykala Kanion znajduje się poza ustaloną naszą tranzytową trasą, ale po wczorajszych modyfikacjach dokumentów wszystko powinno być w porządku. I tak jak przypuszczałem nie było żadnych problemów i nikt zupełnie się nami nie interesował. 30 km. za Turkmenbashi zjechaliśmy z głównej M37 w lewo kierując się na Kyzył-Kaja. Przez odcinek do kanionu minęliśmy się tylko z jednym samochodem. Po około 100 km. pustej drogi rozpoczynają się niesamowite formacje skalne w najróżniejszych odcieniach czerwieni, różu i żółci. Miejsce jest niesamowite. Dodatkowo zrobiliśmy sobie jeszcze wycieczkę do podnóża kanionu gdzie można zagłębić się w rozpadliny i dostać się na górne półki.

Z Yangykala wróciliśmy na trasę i do zachodu słońca dotarliśmy przed Balkanabat. Podczas rozbijania biwaku złapałem gumę, ale po nieudanej walce ze zmianą koła zostawiłem sprawę do rana.

Nocleg w stepie.

Turkmenistan, Iran, Azerbejdżan 2014 – dzień 10

27 kwiecień 2014
0 km

Turkmenistan, Iran, Azerbejdżan 2014 – dzień 10

7.00 – 21.30, Darvaza 720 km.

Dzisiaj następny cel z listy „cudów Turkmenistanu”, ale najpierw pompuję koło i jedziemy kilka kilometrów do Balkanbat gdzie miejscowy serwis wulkanizacyjny zajmuje się moją oponą. W czasie gdy chłopacy „walczą” z oponą my na zapleczu serwisu jesteśmy ugoszczeni przez miejscowych. Trafiamy akurat na śniadanie więc za 3 TMT szykują też dla nas wspaniałe babeczki z mięsnym nadzieniem i herbatę. Rewelacja; po dwóch „somsach” (w cenie) jestem pełny. Serwis całą akcję naprawy opony wycenia na 10 TMT. Usługi tanie, jedzenie tanie, energia i paliwa tanie; ale, … każdy wie o co chodzi.

Ruszyliśmy dalej M37 i po 350 km. rozpoczęliśmy poszukiwania podziemnego jeziora Kov-Ata. Jest to atrakcja turystyczna więc pojawiły się znaki i po 15 km, dojechaliśmy do celu. Kąpiel w lekko zasiarczonych wodach kosztuje 40 TMT (dla obcokrajowców) i jest bardzo przyjemna. Po godzinie wychodzimy z jaskini i serwujemy sobie obiad w jednej z 4 jadłodajni. Tutaj również smak zwykłej kofty jest rewelacyjny.

Do Ashgabatu mamy blisko, ale omijamy go obwodnicą i jedziemy do Darvaza – wioski w środku pustyni Kara-kum. Chcemy dotrzeć do gazowego krateru – „Wrót do Piekieł” i podziwiać to zjawisko w nocy. Odległość 250 km. jedziemy 2,5 godziny. Nie niepokojeni przez żaden posterunek docieramy w okolice krateru, ale mimo koordynatów i blasku ognia nie możemy namierzyć skrętu w prawo. Dopiero miejscowy właściciel knajpy za symboliczną kwotę dowozi nas na miejsce.

Widok jest niesamowity, warty „zboczenia” z trasy 500 km., a doznania potęguje dodatkowo czarna noc. Oczywiście my przypieczętowujemy tak wspaniałe doznania przyrodnicze doznaniami smakowymi.

Nocleg na pustyni.

Turkmenistan, Iran, Azerbejdżan 2014 – dzień 11

28 kwiecień 2014
0 km

Turkmenistan, Iran, Azerbejdżan 2014 – dzień 11

9.00 – 17.00, Ashgabat 311 km.

Dzisiaj mamy krótki dystans do przejechania. Dzień zaczynamy spokojnie od ponownego obejrzenia „Wrót Piekieł”. Za dnia ta dziura w ziemi nie robi tak wielkiego wrażenia, ale jest niewątpliwie wielką osobliwością przyrody (aczkolwiek stworzoną przez nieudolność człowieka).

Śniadanie serwujemy sobie w knajpce przy drodze u znajomego, który wczoraj wskazał nam właściwą drogę do krateru.

Ruszamy do Ashgabatu, po kilku godzinach jesteśmy w stolicy. Priorytetem jest znalezienie miejsca noclegu. Niestety budżetowe opcje praktycznie nie istnieją. Zgodnie z planem „pana i władcy” wszystko co stare i miało swój urok zostało lub jest burzone i w miejsce tego stawia się biało-złote budynki. Ulice znikają, pojawiają się nowe place z fontannami i wszechobecnym monitoringiem, które świecą pustkami.

Podobnie stało się z kilkoma budżetowymi hotelikami, gdyż ulice na których istniały stały się placami budowy. Po wizycie w Grand Turkmen Hotelu przekonujemy się, że 120 USD to minimalna cena od osoby jaką możemy uzyskać. Istnieje hotel turystyczny, nazywa się Syyahat i usytuowany jest z dala od centrum. Znajdujemy hotel rodem z czasów komunistycznych; smutna pani recepcjonistka z wielką łaską wpisuje nasze dane na szare karteczki i kasuje niebotyczne 25 USD od osoby. Pokoje pamiętają „późnego Gierka”, na każdym piętrze „etażowa” i papier wydzielany na osobę. Po luksusie Turkmenbashi Prezydent Gurbanguly Berdimuhamedow sprowadza nas na ziemię. Lokujemy się i startujemy w miasto.

Robimy sobie objazd po nowych dzielnicach z białymi i błyszczącymi budynkami, oświetlonymi w każdy możliwy sposób. Ciekawostką są klimatyzowane przystanki z ekranami LED, na których wyświetlane są oczywiście przemówienia wodza i podświetlane pasy na ulicach. Centrum miasta jest całkowicie wymarłe, policja nas obserwuje i zakazuje fotografowania. Mimo wszystko spacer po pustych ulicach i dzielnicach, które są pobudowane tylko dla fanaberii jednego człowieka i dyskotekowe oświetlenie nie jest wielką przyjemnością. Wszystkie budynki wydają się niezamieszkałe i puste, całe centrum to nowoczesność i świetlisty kicz na pokaz, a dopełnieniem tego obrazu jest złoty pomnik poprzedniego prezydenta Saparmurata Niyazova obracający się wokół własnej osi zgodnie z promieniami słońca. Konkludując elektrycy, ogrodnicy i inne „służby” mają tutaj dużo do roboty. Po paru godzinach wracamy w okolice hotelu gdzie przynamniej można spotkać ludzi i jadłodajnie w rozsądnej cenie.

Nocleg w hotelu (25 USD).

Turkmenistan, Iran, Azerbejdżan 2014 – dzień 12

29 kwiecień 2014
0 km

Turkmenistan, Iran, Azerbejdżan 2014 – dzień 12

10.00 – 1.30, Mashhad 371 km.

Dzisiaj ostatni dzień pobytu w Turkmenistanie. Wiza tranzytowa jest wydawana na 5 dni i wykorzystaliśmy ją maksymalnie jak się dało. Wizy turystyczne wiążą się z dzienną opłatą za przewodnika w kwocie minimum 100 USD i ciągłą obecnością tegoż przewodnika. Jesteśmy przeciwni takiej formie turystyki więc skorzystaliśmy z krótkiego czasu pobytu, ale z pełną wolnością. Może z tą wolnością nie do końca, bo byliśmy zmuszeni do noclegu w Ashgabacie w jedynym dostępnym cenowo hotelu. Przed wyjazdem jeszcze ciąg dalszy „komuny”, dostajemy śniadanie: makaron z sadzonym jajkiem, ale to i tak lepiej niż inni obcokrajowcy, którzy „zasłużyli” tylko na owsiankę. Jeszcze tylko zakupy na targu i w taki oto sposób żegna nas stolica Turkmenistanu. Wspaniały kraj, pomocni i uczciwi ludzie, rewelacyjne krajobrazy, dobre jedzenie i szkoda tylko, że nie możemy być tutaj dłużej. Świat się jednak powoli zmienia i tutaj też tak jak w wielu innych miejscach nastaną inni rządzący, a wtedy może przyjedziemy na dłużej.

Z rogatek miasta jest tylko 10 km. do kontrolowanej strefy nadgranicznej, a następnie 30 km. do przejścia granicznego. Kontrola przebiega w normalnym tempie, dokumenty wystawione przy wjeździe są odbierane, dane pojazdów wpisane do kajetów i możemy wyjeżdżać. Przeciąga się tylko trochę kontrola celna, ale w końcu szlabany się otwierają i wjeżdżamy do Iranu.

Znajomy Irańczyk już czeka na nas i po kontroli paszportowej przystępuje do przygotowania dokumentów wjazdowych. Posiadanie CPD przyspieszyłoby sprawę, ale jak pisałem PZM łupi zmotoryzowanych, a ponadto jest bardzo skostniałą instytucją, ale tak to już bywa z monopolami.

Organizacja wszystkich wymaganych dokumentów trwa bardzo długo, ale jak sobie przypominam mój pobyt w Iranie 4 lata temu też wszystko się tak wlokło.

Wreszcie po 4 godzinach możemy ruszyć z granicy. Jedziemy od razu do Mashhad, gdzie docieramy późno w nocy.

Mashhad jest świętym miastem szyitów i znalezienie noclegu dla nie muzułmanów jest kłopotliwe. W pielgrzymkowym mieście jest zatrzęsienie hotelików, ale odmawiają przyjęcia nas. W końcu dzięki pomocy miejscowych klucząc po uliczkach trafiamy na hotel. Dostajemy duży rodzinny apartament z kilkoma sypialniami, kuchnią i salonem za śmieszne pieniądze.

Totalnie zmęczeni idziemy spać.

Nocleg w hotelu (212 000 IRR).

Turkmenistan, Iran, Azerbejdżan 2014 – dzień 13

30 kwiecień 2014
0 km

Turkmenistan, Iran, Azerbejdżan 2014 – dzień 13

12.00 – 19.30, za Marandiz 274 km.

Czas do południa poświęcamy na obejrzenie Mashhad, a dokładnie Meczetu Imama Rezy i mauzoleum zawierającego najważniejsze dobra kultury i sztuki Iranu. Wejście na teren meczetu jest chronione, należy pozostawić w przechowalni plecaki i aparaty, każdy wchodzący jest przeszukany przy wejściu. Dodatkowo jest nam przydzielony przewodnik, który opowiada i oprowadza nas po kompleksie. Meczet jest najważniejszym miejscem i w zasadzie jedynym godnym obejrzenia. W mieście panuje atmosfera „pielgrzymkowa” co daje się wyczuć spacerując po ulicach; w przeciwieństwie do innych miast Iranu wyczuwa się tutaj pewną niechęć do turystów. Dewotki potrafią nawet splunąć na widok turystów co mnie szczególnie nie dziwiło, bo w Polsce dewotki zachowują się tak samo. Po zwiedzaniu i dobrym kurczaku ruszyliśmy dalej w drogę.

Po wczorajszych wrażeniach granicznych i zawalonej nocy chcieliśmy wyjechać z Mashhad i znaleźć dobre miejsce na biwak przed zmrokiem. Pojechaliśmy na południe w stronę Birjand i za Torbat-e-Heydariyeh skręciliśmy w prawo kierując się w rejony Wielkiej Pustyni Słonej. Zaczęły się tereny wielkiej pustki więc znalezienie dobrego miejsca nie nastręczało kłopotu.

Nocleg na trasie.

Turkmenistan, Iran, Azerbejdżan 2014 – dzień 14

1 maj 2014
0 km

Turkmenistan, Iran, Azerbejdżan 2014 – dzień 14

8.20 – 21.00, Yazd 733 km.

Pierwotnie w planach nie miałem Yazdu, ale postanowiliśmy wjechać do tego miasta. Wybierając Yazd, a nie bezpośrednią drogę do Esfahan musieliśmy odpuścić pustynne miasteczka takie jak Khur i Garmeh. Jednakże droga do Yazd także obfitowała we wspaniałe krajobrazy i niesamowitą pustkę Wielkiej Pustyni Słonej. Postanowiliśmy także ominąć Czek Czek i wieczorem dojechaliśmy do miasta. Nocleg udało nam się znaleźć w hotelu Farhang i wieczorem poszliśmy na spacer po mieście. Bardzo dobrą kolację w postaci szwedzkiego stołu zaserwowaliśmy sobie w Silk Road Hotel.

Nocleg w hotelu (375 000 IRR).

Turkmenistan, Iran, Azerbejdżan 2014 – dzień 15, 16 i 17

2-4 maj 2014
0 km

Turkmenistan, Iran, Azerbejdżan 2014 – dzień 15, 16 i 17

14.00 – 18.00, Esfahan 324 km.

Do popołudnia chodzimy po mieście, kręcimy się po uliczkach starego miasta. Budynki wybudowane z cegły-gliny suszonej na słońcu i świadomość, że Yazd jest jednym z najstarszych miast na świecie dodaje uroku pomarańczowo-czerwonemu staremu miastu. Wokół cisza i pustka (tak niecodzienna dla miast Iranu) i tylko czasem wąską uliczką przejeżdża motorower. W środku starego miasta znajduje się Meczet Jameh, w którym warto skorzystać z cienia i odpocząć.

Po południu ruszamy do Esfahanu. Dystans jest krótki i po rewelacyjnych irańskich drogach pokonujemy go w 4 godziny. Jak to zwykle bywa priorytetem jest znalezienie rozsądnego cenowo hotelu. Parkujemy samochody na głównej Abbasi Streat i rozchodzimy się w poszukiwaniu hotelików. W okolicy mamy Amir Kabir Hostel (spałem tutaj kilka lat temu), ale nie ma miejsca dla 8 osób. Kilka przecznic bliżej centrum lokujemy się w Jamshid Hotel.

Esfahan – najwspanialsze miasto Iranu, a rzekłbym, iż całego świata islamu (w szczególności szyickiego). Jest to mój drugi pobyt w tym mieście, ale zawsze będzie pozostawał niedosyt.

Najlepsze co można zrobić to oczywiście poza obejrzeniem meczetów; „zagubić” się w bazarze, spacerować po mieście, odpoczywać w wielu zadbanych ogrodach, dobrze zjeść w okolicznych knajpkach. Atmosfera w Isfahanie jest swobodna, ludzie jak wszędzie przyjacielscy i pomocni. Z rodziną zostaliśmy tutaj 3 dni, natomiast grupa z Defendera pojechała na wycieczkę do Persepolis.

Czas spędzony w Isfahanie zawsze zalicza się do najlepszych chwil z moich wypraw i przejeżdżając tutaj jeszcze w przyszłości na pewno nie ominę tego miasta.

Nocleg w hotelu (500 000 IRR/dzień).

Turkmenistan, Iran, Azerbejdżan 2014 – dzień 18

5 maj 2014
0 km

Turkmenistan, Iran, Azerbejdżan 2014 – dzień 18

11.30 – 17.00, za Sareh 376 km.

Rano jeszcze zakupy, dobry obiad i ostatni rzut oka na Isfahan.

Z miasta wyjechaliśmy w stronę Teheranu, jednak nie skręciliśmy na autostradę tylko drogą 65 – równoległą do autostrady minęliśmy Qom i za miejscowością Saveh rozłożyliśmy biwak.

Ustaliliśmy, że zanim osiągniemy Tabriz obejrzymy jeszcze Twierdzę Alamut znaną pod nazwą „zamków asasynów”. Twierdza jest w okolicach Qazvin i jutro bez pośpiechu dotrzemy w jej okolice.

Nocleg na trasie.

Turkmenistan, Iran, Azerbejdżan 2014 – dzień 19

6 maj 2014
0 km

Turkmenistan, Iran, Azerbejdżan 2014 – dzień 19

7.00 – 17.00, Rajavi Dasht 254 km.

Rano ruszamy do twierdzy. Za Qazvin mamy trochę problemów ze znalezieniem odpowiedniej drogi, ale pomocny mułła doprowadza nas na właściwą trasę. Bez jego pomocy nie udałoby nam się namierzyć wąskiej drogi prowadzącej w góry.

Od Qazvin droga zaczyna się ostro wspinać, widoki zapierają dech piersiach. Wspinamy się, prędkość spada do 30 km/h. Osiągamy przełęcz na około 2 600 m.n.p.m, ale to dopiero połowa drogi. Dotarcie do Twierdzy Alamut zabiera nam następne 2 godziny.

Po dotarciu w pobliże czeka nas jeszcze pół godzinny marsz na szczyt twierdzy. Po udanej sesji fotograficznej zjeżdżamy do jedynego większego miasteczka po drodze – Rajavi Dasht, gdzie jedyny lokal serwuje nam świetne szaszłyki.

Po kolacji pozostaje nam tylko czas na znalezienie dobrego miejsca na nocleg. Mamy z tym trochę kłopotu, bo wokół są tylko góry i droga. Udaje się jednak znaleźć szeroką i płaską przestrzeń na namioty.

Ciekawy dzień kończymy idealnym miejscem na nocleg.

Nocleg w górach.

Turkmenistan, Iran, Azerbejdżan 2014 – dzień 20

7 maj 2014
0 km

Turkmenistan, Iran, Azerbejdżan 2014 – dzień 20

8.00 – 23.30, Sarab 621 km.

Dzisiaj zupełnie nieplanowany punkt wyprawy. Mieliśmy bezpośrednio jechać do Tabriz, ale po przeanalizowaniu ciekawych miejsc w okolicy grupa zechciała obejrzeć wioskę Masuleh. Byłem w Masuleh podczas mojego poprzedniego pobytu w Iranie i nie uśmiechało mi się ponownie tam jechać. Jednak w głosowaniu „przepadłem”. Ruszyliśmy więc do Masuleh. Przed Rasht okolica zmienia się diametralnie i z suchych górskich krajobrazów wjeżdżamy w wilgotne tereny z uprawami ryżu. Masuleh jest miejscowością położoną wysoko w górach i atrakcją turystyczną toteż na wjeździe płacimy 10 000 IRR od samochodu.

Masuleh jest uroczą wioską gdzie budynki budowane są na zboczach górskich, ale w nietypowy sposób, ponieważ dachy budynków znajdujących się niżej stanowią chodniki i trakty piesze dla obiektów stojących wyżej. Spacerując po wiosce chodzimy więc po dachach i omijamy kominy wystające między nogami. Budynki wybudowane są tarasowo i wygląda to naprawdę ciekawie. Masuleh jest ewidentnie nastawiony na turystów, którzy docierając tutaj nie mają możliwości pojechania dalej; można zostać tutaj na noc lub wrócić tą samą trasą 45 km. do Fuman. Mimo tego turystycznego charakteru wioska posiada wiele uroku, toczy się w niej normalne życie, można bardzo dobrze zjeść i znaleźć tani nocleg. My byliśmy tutaj w porze obiadu więc po dobrym posiłku i sesji fotograficznej ruszyliśmy dalej w drogę.

Z powrotem do Fuman, a później na północ wzdłuż Morza Kaspijskiego do Astary. Za Astarą wspinamy się niemiłosiernie długo wzdłuż granicy Azerbejdżanu i potem dwupasmową trasą mijamy Ardabil.

Za Ardabil robi się już ciemno i niestety schodzi mgła. Na drodze robi się trochę niebezpiecznie, ciężarówki jadą bardzo wolno, a wyprzedzenie we mgle nie jest możliwe. Zmęczeni docieramy do Sarab, gdzie lokujemy się w hotelu.

Nocleg w hotelu (366 000 IRR).

Turkmenistan, Iran, Azerbejdżan 2014 – dzień 21

8 maj 2014
0 km

Turkmenistan, Iran, Azerbejdżan 2014 – dzień 21

9.00 – 12.00, Tabriz 152 km.

Z Sarab mamy krótki odcinek do Tabriz więc dojeżdżamy szybko. Po wjechaniu do miasta wbijamy się w ogromny korek, ale w przeciwieństwie do ulic polskich gdzie ruchem kieruje bezmyślna sygnalizacja świetlna i głupie znaki tutaj istnieje instynkt kierowcy i ogromna fala pojazdów ciągle się porusza i swobodnie płynie. Niestety w sformalizowanej Europie i dodatkowo przy polskiej głupocie używanie mózgu odeszło w niepamięć i nigdy nie wrócimy do normalności jaka jest na ulicach azjatyckich miast.

W Tabriz nie ma kłopotu ze znalezieniem noclegu toteż po kilku chwilach lokujemy się w Hotelu Sina.

Po południu ruszamy na zwiedzanie miasta. Obowiązkowo bazar, ponoć jeden z najstarszych na Bliskim Wschodzie; wpisany na Listę Dziedzictwa UNESCO. Bazar jest bardzo rozległy i można tutaj znaleźć wszystko czego dusza zapragnie. Wokół bazaru jest sporo dobrych jadłodajni więc z głodem nie ma problemu.

Wieczorem robimy sobie jeszcze wycieczkę do parku Elgoli. Jest to miejsce spotkań i odpoczynku mieszkańców, można popływać rowerkami wodnymi, posiedzieć w cieniu, także dobrze zjeść. Miejsce nie jest interesujące jako samo w sobie, ale atmosfera jaka tutaj panuje i permanentne zainteresowanie miejscowych naszymi osobami spowodowało, że pozytywnie zapadło mi w pamięci.

Dopełnieniem była rozmowa i wspólna fotografia z merem Tabriz Panem Sadegh Najafi-Khazarlou.

Ze względu na to, że zmieniliśmy trochę plan w Iranie i wykorzystaliśmy kilka dni w innych miejscach w Tabriz mogliśmy zostać tylko jeden dzień.

Nocleg w hotelu (13 USD).

Turkmenistan, Iran, Azerbejdżan 2014 – dzień 22

9 maj 2014
0 km

Turkmenistan, Iran, Azerbejdżan 2014 – dzień 22

9.00 – 19.30, Lankaran 380 km.

Dzisiaj ostatni dzień pobytu w Iranie. Szkoda, że musimy pożegnać ten gościnny kraj, ale przed nami długa droga do Polski. Jeszcze raz jedziemy trasą do Astary. W związku z tym, że jest piątek, czyli wolny dzień dla muzułmanów wszyscy wylegli na powietrze i piknikują przy każdym wolnym odcinku drogi. Piątkowe piknikowanie jest bardzo przyjemne jeśli wykonuje je się w cichym i spokojnym zakątku przyrody, ale ludzie których widzieliśmy rozkładali koce i grille przy samej drodze. Przy drodze, którą ciągnął nieprzerwany sznur ciężarówek i innych pojazdów. Wyglądało to śmiesznie i zarazem przykro, bo świadczyło o głupocie tych ludzi. W tak dużym i pięknym kraju jest naprawdę tyle miejsca na piątkowy odpoczynek, że nie trzeba tego robić przy autostradzie.

Granicę z Azerbejdżanem przekraczamy w Astarze. Okazuje się, że dokumenty jakie posiadam dla pojazdów są wydane na krótszy czas niż nasz pobyt w Iranie. Sytuacja się komplikuje, szef celników ma wolne (piątek), chcą abyśmy zostali na granicy do jutra. Kategorycznie odmawiamy i ostro dyskutujemy. Po jakimś czasie przyjeżdża szef celników i wyjaśnia nam sprawę. Przekroczenie czasu pobytu pojazdów na terytorium Iranu obciążone jest opłatą za każdy dzień. W konsekwencji opłata to 42 USD na pojazd; sprawę załatwiamy i wyjeżdżamy z Iranu (niestety zostaliśmy oszukani podczas wjazdu i przygotowano dla nas dokumenty mówiące o 3 dniowym pobycie w Iranie stąd te problemy wyjazdowe).

Teraz przed nami Azerbejdżan, który jest dla mnie niewiadomą. Azerowie witają nas miło, sprawnie sprawdzają dokumenty i zupełnie nie są zainteresowani jakąkolwiek kontrolą celną.

Chwilę trwało przygotowanie dokumentów celnych i ubezpieczeń dla samochodów. Zajął się tym bardzo miły i pomocny celnik; nostalgia za dawnymi czasami i wspólnym „obozem socjalistycznym” bardzo nam pomogła w sprawnym działaniu. Jedyną „rysą na szkle” były wysokości opłat ubezpieczenia i podatku drogowego. Po tych formalnościach wjechaliśmy do Azerbejdżanu.

Pierwsze wrażenie to biedne wioski i trochę lepiej wyglądające miasteczka. Nie mieliśmy zbyt dużo czasu na oglądanie (nastawiliśmy się na Baku), bo zbliżał się wieczór i szukaliśmy miejsca na nocleg. Od granicy do Lankaran zabudowania ciągnęły się nieprzerwanym sznurem. Na szczęście za Lankaran rozpoczęły się większe pustki i przestrzenie miedzy wioskami i w końcu znaleźliśmy dobre miejsce.

Nocleg przy trasie.

Turkmenistan, Iran, Azerbejdżan 2014 – dzień 23

10 maj 2014
0 km

Turkmenistan, Iran, Azerbejdżan 2014 – dzień 23

7.20 – 14.00, Baku 275 km.

Rano ruszamy do Baku, ale po drodze mamy jeszcze do obejrzenia Rezerwat Petroglifów w Qobustan i w tej samej okolicy wulkany błotne. W Qobustan należy zjechać z autostrady w lewo, przejechać wiaduktem i w odległości kilku kilometrów trafia się na ogrodzony teren rezerwatu. Niestety mieliśmy pecha, rezerwat był zamknięty ze względu na prace archeologów.

Jadąc wzdłuż ogrodzenia, a później na „kreskę” w stronę widocznych górek dojeżdżamy do Wzgórz Dasgil. Właśnie w tym miejscu zaczynamy wspinaczkę. Jest naprawdę stromo; obowiązkowo napęd 4×4 i załączona redukcja na niskim biegu. Po kilkunastu minutach wspinaczki, a później poszukiwania właściwej drogi trafiamy na pierwsze skupisko wulkanów błotnych. Niesamowity widok bulgoczącego błota i co pewien czas mini wystrzał. Oprócz widocznych dużych wulkanów cały teren usiany jest małymi wulkanami i dziurami w ziemi, z których wypływa szare błoto. Jadąc grzbietem wzniesienia trafiamy na drugie miejsce o wiele obfitsze w wulkany i różne ich formacje. Po sesji fotograficznej wracamy tą samą drogą.

Na przedmieściach stolicy wjeżdżamy na pola naftowe, a w zasadzie na jedno wielkie pole o nazwie James Bond Oil Field. Nazwa wzięła się z jednego z odcinków filmu nagrywanego w tym miejscu. Zgodnie z informacjami w przewodnikach turystycznych pole to jest rekultywowane i widać jeszcze dużo pracujących żurawi, ale nie jest to widok jak z filmu. Powoli teren jest zajmowany pod inwestycje i budowy nadmorskich hoteli. Bardzo fajnie wyglądają skupiska żurawi między nowymi budynkami i parkingami.

Mieliśmy zarezerwowany jeden nocleg w Baku co było wymogiem uzyskania wizy. Nasz hotel był w ścisłym centrum – starym mieście. Wjazd na starówkę jest płatny, ceny są wysokie, a hotele nie posiadają własnych bezpłatnych parkingów. Po odszukaniu hotelu właściciel wskazuje nam miejsce na zewnątrz murów i tam zostawiamy samochody.

Startujemy na zwiedzanie miasta. Porównując do pozostałej części Azerbejdżanu Baku to miejsce, w które pompuje się petrodolary. Tutaj widać bogactwo, przepych, nowe fasady budynków, blask tysięcy świateł i wszechobecne fontanny. Dodając najnowsze marki samochodów i najdroższe sklepy można się pomylić, że jest się w biednym kraju. W stolicy można spełnić każdą zachciankę i oczywiście trzeba za to zapłacić konkretne kwoty. Starówka, na której mieszkaliśmy jest wpisana na Listę UNESCO; jest kompletnie odnowiona, wygląda bardzo ładnie i okazale, ale brakuje jej duszy starego miasta. Wokół Starówki rozciągają się nowoczesne hotele, budynki rządowe, muzea – wszystkie pachnące nowością, oświetlone i wyposażone we wszechobecne kamery monitoringu. Zwiedzanie podzieliliśmy na dwie tury, popołudniowe i wieczorne dla obserwacji iluminacji.

W taki oto sposób zakończyliśmy dzień w mieście „szklanych domów” – wizji, która tutaj ziszcza się naprawdę.

Nocleg w hotelu (25 EUR).

Turkmenistan, Iran, Azerbejdżan 2014 – dzień 24

11 maj 2014
0 km

Turkmenistan, Iran, Azerbejdżan 2014 – dzień 24

7.50 – 23.00, za Tbilisi 673 km.

Wczoraj po burzliwych rozmowach przy apetycznych regionalnych trunkach ustaliliśmy, że chcemy spędzić w wybranym miejscu po drodze trochę więcej czasu. Odrzuciliśmy Tbilisi, bo można tutaj dotrzeć tanim lotem i jest to blisko od Baku. Wybór padł na Istambuł; dosyć oklepane miejsce, ale zawsze pasjonujące i warte pooglądania po raz kolejny.

Wyruszyliśmy rano z Baku, ale po drodze mieliśmy jeszcze do obejrzenia wioskę Lahic. Klimatyczne miejsce zachwalane w przewodnikach i relacjach polskich turystów. Dojazd do wioski trochę trwał, trasa w górach była malownicza jednak sama wioska to totalna porażka. Obecnie jest to miejsce turystyczne, ściąga tutaj masa miejscowych, zachwalane w opisach zakłady kowalskie to zwykłe sklepy z chińszczyzną i kosmicznie drogimi produktami niekoniecznie pochodzenia miejscowego. Próba zjedzenia czegoś rozsądnego na miejscu też spaliła na panewce.

Przyjazd do Lahic oprócz ciekawych krajobrazów po drodze był największą pomyłką i stratą czasu na naszym wyjeździe. Wszystkim, którzy cenią sobie ciekawe miejsca, kulturę i spotkania z ludźmi stanowczo odradzam Lahic; tutaj już tego nie ma, jest tylko komercja.

Z Lahic wróciliśmy na główną M27 i spokojnie zdążaliśmy do granicy z Gruzją. Po drodze w okolicach Qazax trafiliśmy na „sławny” posterunek z policjantami wymuszającymi łapówki. Oczywiście mnie zatrzymali i próbowali wmówić przewinienie, ale ostry tekst z powołaniem się na wyższego urzędnika z Baku skutecznie utemperował ich przestępcze zapędy. Dalszy wyjazd z Azerbejdżanu odbył się bez problemu, bez żadnych kontroli granicznych i opłat oprócz standardowych kontroli paszportów i zajrzenia do auta.

Przed nami Gruzja, najbardziej przyjazny Polsce kraj w tej części świata. Kontrola w iście europejskim charakterze. Paszporty podajemy ślicznej Gruzince, po minucie mamy stempelki i „welcome to Georgia”, celnicy również nie są zainteresowani naszymi samochodami, bo nawet nie zaglądają w kanistry. Piszę kanistry, bo do Gruzji nie wolno wwozić paliwa, a różnica cen między Azerbejdżanem, a Gruzją jest znacząca.

Po miłym powitaniu obieramy za cel Tbilisi. Miasto jest 65 km. przed nami i oglądamy je z okien samochodów, chcemy wyjechać za stolicę i rozlokować się gdzieś przy trasie. Jadąc autostradą znajdujemy w końcu rozsądne miejsce i rozbijamy biwak.

Nocleg przy trasie.

Turkmenistan, Iran, Azerbejdżan 2014 – dzień 25

12 maj 2014
0 km

Turkmenistan, Iran, Azerbejdżan 2014 – dzień 25

7.50 – 19.30, Degirmenagzi 627 km.

Musimy zrealizować plan szybkiego dotarcia do Istambułu. Tbilisi zostało już za nami, przed nami cała Gruzja, ale zatrzymać postanawiamy się dopiero w Batumi. Przejazd przez Gruzję przebiega sprawnie. Do Batumi docieramy koło południa; to bardzo dobry czas na skonsumowanie dobrego gruzińskiego posiłku. Później jeszcze zakupy wina i możemy wjeżdżać do Turcji.

Wyjazd z Gruzji, podobnie jak wjazd to tylko formalność, bez wysiadania z auta. Wjazd do Turcji przebiega też sprawnie jednak dla celników problemem jest wprowadzanie przeze mnie dwóch samochodów zarejestrowanych na tą samą osobę. Po konsultacjach z szefem celników otrzymuję zgodę na pobyt Land Roverem na 30 dni na terytorium Turcji, natomiast Toyota ma 6-cio miesięczną (standardową) zgodę.

Nie stanowi to dla nas problemu, bo za kilka dni i tak jesteśmy w Polsce.

Z granicy ruszamy rewelacyjnymi tureckimi drogami w stronę Istambułu. Jedziemy wzdłuż wybrzeża Morza Czarnego. Musimy przejechać trochę kilometrów, ale rzadko stawiamy sobie za cel jakiś określony dystans. Dzisiaj podobnie jak na całej wyprawie znalezienie noclegu przed zmrokiem było priorytetem.

Gdy Turcja unowocześniła swoje drogi (a w zasadzie robi to cały czas) pozostało wiele dróg nad Morzem Czarnym, które obecnie nie są używane. „Prostując” główne drogi, przebijając się przez wzgórza zostawia się dawne drogi biegnące nad samym morzem. Właśnie w takich miejscach można znaleźć rewelacyjne miejsce na nocleg. Gdy zjechaliśmy w jedną z takich dróg trafiliśmy nad zatokę, zamkniętą restaurację (jeszcze nie sezon), miejsca na rozbicie namiotów i łazienki. Lepiej trafić nie mogliśmy. Mimo, że restauracja nie była jeszcze czynna właściciel ugościł nas herbatą.

Nocleg nad Morzem Czarnym.

Turkmenistan, Iran, Azerbejdżan 2014 – dzień 26 i 27

13-14 maj 2014
0 km

Turkmenistan, Iran, Azerbejdżan 2014 – dzień 26 i 27

7.15 – 20.30, Istambuł 945 km.

Jazda po tureckich drogach to sama przyjemność. W Samsun odbijamy od Morza Czarnego i jadąc autostradami docieramy do Istambułu.

Trochę czasu zabiera nam znalezienie noclegu. Większość hoteli i hosteli jest zajęta lub zarezerwowana, dopiero po jakimś czasie trafiamy na rozsądny budżetowo hotelik w centrum.

Wieczór poświęcamy na odpoczynek i spacer po mieście. Mieszkamy w ścisłym centrum Pałac Topkapi zaraz za murami, Hagia Sophia i Niebieski Meczet na wyciągnięcie ręki. Dodatkowo nasza uliczka obfituje w knajpki z dobrym jedzeniem.

Spędzamy wspaniałe dwa dni na odpoczynku, zwiedzaniu miasta, zażywamy regeneracji w hamamie.

Jestem tutaj po raz trzeci, ale Istambuł oferuje tyle atrakcji, że za każdym razem można wracać i odkrywać coś nowego do obejrzenia.

Nocleg w hotelu (20 EUR/dzień).

Turkmenistan, Iran, Azerbejdżan 2014 – dzień 28

15 maj 2014
0 km

Turkmenistan, Iran, Azerbejdżan 2014 – dzień 28

14.20 – 20.20, Harmanli 311 km.

Miasto tak wciąga, że nie chce się wyjeżdżać. Rano jeszcze obowiązkowa kawa, trochę zwiedzania, dobre jedzonko i po południu możemy ruszać.

Do granicy bułgarskiej jest tylko 250 km, ale wyjazd z Istambułu zabiera nam trochę czasu. Ze względu na remonty niektórych głównych arterii lekko się gubimy. W końcu trafiamy na właściwą trasę i docieramy do przejścia granicznego w Kapikule. Ciężarówki tkwią w długiej kolejce, my na szczęście mamy przed sobą tylko kilka samochodów osobowych.

Odprawa przebiega sprawnie i po chwili wjeżdżamy do Bułgarii. Nikt nie jest zainteresowany kontrolą naszych pojazdów; różnicą między innymi zewnętrznymi granicami unijnymi jest tylko opłata za dezynfekcję pojazdu – 5 USD, która jest zwykłym naciąganiem (mimo, że z kwitem).

Od granicy ciągną się roboty drogowe, ale średnia przelotowa jest rozsądna.

Bułgaria jest bardzo dobrym krajem dla noclegów na dziko; są tutaj duże puste przestrzenie między wioskami, dużo lasów i zieleni. W przeciwieństwie do Polski, gdzie domy ciągną się wzdłuż dróg i nigdy się nie kończą tutaj można zjechać w bok drogi i cieszyć się pustką i ciszą. Tak też zrobiliśmy i zjechaliśmy z drogi w okolicach Harmanli.

Nocleg na trasie.

Turkmenistan, Iran, Azerbejdżan 2014 – dzień 29

16 maj 2014
0 km

Turkmenistan, Iran, Azerbejdżan 2014 – dzień 29

7.15 – 20.30, Szeged 885 km.

Wczesna pobudka i jedziemy dalej. Kilkadziesiąt kilometrów za Harmanli zaczyna się autostrada i sprawnie docieramy do Sofii. Stolicę objeżdżamy obwodnicą i po 60 km. jesteśmy w Serbii.

Tutaj podobnie jak w na granicy Bułgarii tylko kontrola paszportowa i możemy ruszać dalej. Serbia nie dorobiła się jeszcze autostrady od granicy Bułgarii i do Niszu jedziemy jednopasmówką. Od Niszu wjeżdżamy na wspaniałe i tanie serbskie autostrady. Płatny odcinek od Niszu do granicy węgierskiej to wydatek tylko około 50 PLN. Obwodnica Belgradu też została już ukończona.

Podczas drogi widzimy bardzo wysoki stan wody, w wielu miejscach autostrada jest podmywana, ale na szczęście nie jest zamknięta. Po powrocie do kraju okazało się, że była to ogromna powódź i spowodowała wielkie szkody. Nam udało się przejechać bez problemu.

Obawialiśmy się trochę węgierskiej kontroli, bo zawsze gdy tędy wracałem celnicy dokładnie przeglądali mój samochód. Tym razem Węgrzy nie byli zainteresowani naszymi zakupami (szczególnie z Turkmenistanu i Gruzji). W Szegedzie zatrzymujemy się na obiad, a później szukamy miejsca na nocleg. Niestety tutaj też wszystko jest zalane i trudno znaleźć odpowiednie miejsce na rozbicie namiotów. Pozostaje nam skorzystanie z kempingu za Szegedem.

Nocleg na kemping (6,25 EUR).

Turkmenistan, Iran, Azerbejdżan 2014 – dzień 30

17 maj 2014
0 km

Turkmenistan, Iran, Azerbejdżan 2014 – dzień 30

8.00 – 22.00, Kalisz 885 km.

Po przejechaniu dotychczasowego dystansu odległość jaką mamy dzisiaj pokonać to pikuś. Czujemy się jakbyśmy byli już w domu. Wyjeżdżamy z kempingu i wskakujemy na autostradę. Autostrada kończy się za Budapesztem i od tego miejsca tego miejsca toczymy się zwykłymi drogami. Słowacja, kilkanaście kilometrów w Czechach i nasza Polska. Mimo „strefy Schengen” nasz kraj rozpoznaje się od razu, bo takiego nagromadzenia bezsensownych, dublujących się i durnych znaków nie ma nigdzie na świecie. Ktoś „zarabia” na tej głupocie, a my za to płacimy. Na szczęście jest poza Polską cały świat gdzie człowiek odpoczywa od głupoty, radarów, czających się znienacka policjantów i municypalnych strzegących rzekomo porządku.

Land Rover jedzie bezpośrednio do Kalisza, natomiast ja Toyotą podrzucam kumpla do Częstochowy skąd zabiera go rodzina do Białegostoku. Do domu dojeżdżam wieczorem i wyprawa się kończy.

 

14 067
przejechanych kilometrów
30
dni w podróży