Grecja, Albania, Kosowo 2010 – dzień 13

8.00 – 21.00, Stary Slankamen 508 km.

Mimo skonsumowania wczoraj przedniego albańskiego trunku o nazwie „Skanderberg” musieliśmy wcześniej wyruszyć. Przed nami 1 500 km do Kalisza, ale tylko 2 dni, bo ustaliliśmy, że chcemy pojawić się w Polsce w sobotę. Na celowniku mamy jeszcze najwspanialszy zabytek serbski w Kosowie – Monastyr Patriarsija w Peć.

Gdy podjeżdżamy pod główne wejście okazuje się, że włoscy żołnierze KFOR nie chcą nas wpuścić ze względu na toczące się wewnątrz jakieś „prace”. Nie zniechęceni jedziemy wzdłuż ogrodzenia i znajdujemy następną bramę. Parkuję Defendera w pobliżu i wchodzimy na teren monastyru. Żołnierz pilnujący bramy czyta akurat gazetę i nie zauważa naszego wejścia. Przez nikogo nie niepokojeni zwiedzamy kompleks. Faktycznie trwają tam intensywne prace porządkowe. Pozwiedzaliśmy i wyszliśmy. Dopiero po powrocie w Polsce dowiedzieliśmy się, że 3 października odbyła się tutaj intronizacja 45 patriarchy prawosławnego kościoła serbskiego Irineja. Patriarcha był wyniesiony w styczniu w Belgradzie, ale zgodnie z kanonem prawosławnego kościoła serbskiego wymaga powtórzenia intronizacji w monastyrze w Peć, który od średniowiecza jest duchowym centrum i siedzibą serbskiego patriarchatu. Na terenie monastyru faktycznie było dużo duchownych, żołnierzy i facetów wyglądających na ochroniarzy. Także w kraju wyczytaliśmy, że było obecnych kilka tysięcy wiernych łącznie z Prezydentem Serbii. Po naszym wyjściu brama została ostatecznie zamknięta.

Ruszyliśmy na dobre w stronę Polski. Jeszcze tylko, aby nie mieć problemów z nie uznawaną granicą kosowsko-serbską (przez Serbów) wyjechaliśmy z Kosowa do Czarnogóry i z Czarnogóry po kilkunastu kilometrach wjechaliśmy do Serbii. Okazało się, że Serbowie skrupulatnie przejrzeli nasze paszporty i doszukali się pieczątek pograniczników kosowskich. Zabrali paszporty i w miejscu pieczątek z Kosowa wbili pieczątki anulujące. Popatrzeliśmy po sobie i jednoznacznie uznaliśmy to za farsę. Cóż, jedyny sposób walki z Kosowem to pieczątki i Rosja, która póki nie uzna Kosowa póty Serbia będzie czuła się silna.

Jechaliśmy przez centralną Serbię, gdzie znajdują się najważniejsze monastyry. Studenicę i Sopocani oglądaliśmy dwa lata temu, ale wjechaliśmy do Gradac. Zwiedziliśmy monastyr i po obiedzie ruszyliśmy dalej.

Minęliśmy Kraljevo i Kragujevac i wjechaliśmy na autostradę. Na nocleg wjechaliśmy do Starego Slankamena, wsi w rozwidleniu Dunaju i Cisy. Dwa lata temu nocowałem tutaj podczas powrotu z Bliskiego Wschodu. Miejsce się nie zmieniło, było tak samo przyjemne i miłe. Jedynie cena trochę podskoczyła; ale tak to już jest w życiu.

Nocleg w hotelu (12,50 EUR ze śniadaniem).