7.00 – 19.00, Murgab (Tadżykistan)
Rano szybko startujemy, mijamy Sary-Tash – ważną osadę na skrzyżowaniu Jedwabnego Szlaku i zaczynamy ostrą wspinaczkę na pierwszą czterotysięczną przełęcz. Przed nami Kyzył-Art (4 280 m.n.p.m.). Podjeżdżamy pod kirgiski posterunek graniczny; szlaban zamknięty i trwa odprawa kilku samochodów przed nami. Z reguły na takich przejściach nie ma kolejek, celnicy załatwiają sprawy szybko, opóźnienia zdarzają się tylko gdy podjeżdża nagle większa ilość samochodów. Tak było właśnie przed nami, bo odprawiana była większa grupa Amerykanów. Musieliśmy się uzbroić w cierpliwość; po 45 minutach otwiera się szlaban i wjeżdżamy. Tak jak myślałem cała odprawa w naszym przypadku trwała 10 minut.
Do przejścia tadżyckiego jest jeszcze trochę kilometrów i przede wszystkim ostra wspinaczka na wspomnianą przełęcz Kyzył-Art. Udaje mi się wyprzedzić samochody z Amerykanami. Właściwa granica przebiega przełęczą i zaraz za nią stoją tadżyckie budynki graniczne. Szybka kontrola paszportów, a później wizyta u celników.
Okazuje się, że rozpoznaje mnie szef celników; ten sam gość, który odprawiał mnie 3 lata temu. Znajomości pozwalają na szybsze załatwienie spraw. Opłacamy opłaty wjazdowe, kontrolę sanitarną i zostawiamy parę groszy dla znajomego. Dzień dobry Tadżykistan.
Zjeżdżamy trochę z przełęczy, mijamy Karakol z jeziorem o tej samej nazwie. Często zatrzymujemy się na sesje zdjęciowe. Wspinamy się na najwyższą przełęcz na całej naszej trasie – Akbajtal (4 655 m.n.p.m.). Przez ostatnie kilka godzin bardzo szybko wspięliśmy się na duże wysokości, brak aklimatyzacji spowodował lekki ból głowy, który towarzyszył mi do końca dnia.
Do wieczora udaje nam się dojechać jeszcze do Murgabu, gdzie za miastem zatrzymujemy się na nocleg.
W pierwszym dniu na takiej wysokości samopoczucie nie jest najlepsze więc szybko idziemy spać.
Nocleg na trasie.