8.00 – 20.00, Hassi-Messaoud (Algieria)
Ustalając plan z przewodnikiem chciałem włączyć do programu zwiedzanie Doliny M’Zab. Wracając do Tunezji Dolinę M’Zab mamy prawie po drodze. Region M’Zab leży wokół miejscowości Ghardaia i jest zamieszkiwany głównie przez Berberów z odłamu islamskiego o nazwie ibadytyzm. Ibadyci wywodzą się z Omanu i są większościowym odłamem islamskim w tym kraju, natomiast niewielkie grupy można też spotkać w Tanzanii, Libii, Tunezji i właśnie tutaj w Dolinie M’Zab. Zgromadzeni wokół doliny zamieszkują siedem miejscowości i potocznie nazywani są Mozabitami. Region ten ze względu na swoją wyjątkową wartość kulturalno-historyczną został wpisany w 1982 roku na Listę UNESCO.
Postanowiłem jeden dzień spędzić w tym rejonie i zgodnie z planem dziś wieczorem powinniśmy dotrzeć do Beni Isguen.
Wyjechaliśmy o rozsądnej porze i ruszyliśmy na północ. Ten odcinek drogi to praktycznie pustka z kilkoma niewielkimi wioskami. Zmiany eskorty przebiegały sprawnie i jechaliśmy szybko, ale niestety na 200 km. przed Hassi-Messaoud żandarmi zwalniają. Powtarza się wersja z naszego dojazdu, mówiąca, iż w tym rejonie eskorta musi ograniczyć prędkość do 60 km/h. Na nic się zdają nasze protesty i próby szybszej jazdy. Do Hassi-Messaoud jedziemy w żółwim tempie.
Gdy już jesteśmy w mieście jasne jest, że nie ma szans na dotarcie do Beni Isguen. Co prawda pokonaliśmy ponad 700 km. i jest to bardzo dobry wynik, ale liczyłem na realizację planu.
Po nerwowej rozmowie telefonicznej z przewodnikiem mam zapewnienie, że jutro do południa dotrzemy do Beni Isguen i uda nam się wszystko zwiedzić, bo miejscowość jest niewielka i jedno popołudnie w zupełności wystarczy.
Akceptujemy sytuację i tak nic nie możemy zrobić. Żandarmi dowożą nas pod hotel o nazwie Petrolier (w centrum przemysłu naftowego jaka może być nazwa hotelu), negocjujemy śmieszną cenę za pokoje i wieczorem wychodzimy na dobrą kolację.
Miejscowi prowadzą nas do najlepszej restauracji w mieście. Początkowo wydaje się, że nie będzie to dobry wybór; ze względu na menu jak i cenę. Okazuje się jednak, że lokal bryluje w potrawach regionu, a ceny są dla nas śmieszne i wcale nie odbiegające zbyt mocno od cen jakie oferują zwykłe knajpki.
Już dawno się przekonałem, że rozbieżności w cenach spotyka się w Europie natomiast w Azji i Afryce lokale o wysokim standardzie nie są wiele droższe od przydrożnych knajp. Widocznie czysty obrus nie jest powodem dla Azjaty lub Afrykańczyka do płacenia 3 razy drożej za posiłek lub ten sam napój. Co ciekawe napoje na których u nas zbija się fortuny tutaj w lokalach są w takich samych cenach jak w sklepie.
Po miłym wieczorze wracamy do hotelu, rozkoszujemy się gorącym prysznicem i dostępem do internetu.
Nocleg w hotelu Petrolier (1 500 DZD).