Algieria 2016 – dzień 7

8.30 – 19.00, Hassi-Messaoud (Algieria)

Przewodnik informuje nas, że eskorta wyrusza o 7.00. Znając arabskie zwyczaje trzeba wziąć poprawkę na określenie dokładności czasu. My w Europie mamy zegarki, a tutaj ludzie mają czas. Mimo wszystko gdy dostajemy taką informację o godzinie startu to jesteśmy gotowi – taka jest już nasza natura. Jak zwykle musimy jednak poczekać i start konwoju spóźnia się o 1,5 godziny.

Konwój tworzą dwa samochody żandarmerii z 8 żołnierzami uzbrojonymi w AK-47. Jeden samochód otwiera konwój, nasze pojazdy są w środku, a drugi pojazd zamyka konwój. Dla nas wygląda to zabawnie, bo sprawia wrażenie, że żandarmi nas chronią. Jednak gdy spojrzy się na to z innej perspektywy to widać, że nie chodzi tu o nas tylko o ograniczenie kontaktów z Algierczykami. W Algierii niepotrzebne są wolnościowe ideały Europy, ludzie nie powinni się zbyt powszechnie kontaktować ze światem zewnętrznym, bo wszystko co jest potrzebne do szczęścia mają w Algierii. Mają co zjeść, mają ogromne złoża ropy i jedną z najniższych cen paliw i energii więc czy coś więcej potrzeba? To coś takiego jak dzieje się w obecnej Polsce, prawda jest tylko jedna (ta emitowana w TVP), a ci, którzy wychodzą na ulice to wichrzyciele i drugi sort; dlaczego wychodzą na ulice, przecież wszytko mają. Przepraszam za dygresje polityczne, ale gdy jeździ się trochę po świecie to widać jak na dłoni na czym polega robienie ludziom „wody z mózgu”. Oczywiście oprócz „ochrony” własnych obywateli należy też chronić narodowe dobro jakim jest ropa naftowa. W drodze do Djanet będziemy jechali przez obszary największych złóż ropy w tym kraju.

Zdecydowanie między bajki możemy włożyć tezę głoszoną przez źródła oficjalne, iż chodzi o nasze bezpieczeństwo. Kraj jest ekstremalnie bezpieczny, bez drobnej przestępczości spotykanej w krajach otwartych turystycznie jak Egipt lub Maroko, ludzie są otwarci i zupełnie nie nakierowani na złupienie turysty. Gdyby tak naprawdę było tutaj niebezpiecznie to po prostu byśmy nie otrzymali wiz i by nas nie wpuszczono. Przy tak rozbudowanej procedurze uzyskiwania wizy służby algierskie dokładnie wiedzą kto wjeżdża i gdzie się w danym momencie znajduje.

Ruszamy o 8.30, wjeżdżamy od razu w piaszczystą Saharę. Jedziemy Wielkim Ergiem Wschodnim, ogromnym piaszczystym obszarem leżącym w Tunezji i Algierii. Poruszamy się przez obszary dosyć gęsto zamieszkane jak na warunki pustyni. Mijamy oazy El Oued, Touggourt i wiele innych mniejszych wiosek. W każdej miejscowości są progi zwalniające więc średnia przejazdu nie wysoka, również eskorty zmieniają się dosyć często. Wygląda to tak, że w pewnym miejscu, przeważnie na granicy wilajetu (województwa) eskorta się zatrzymuje i czeka na zmienników z następnego wilajetu lub już oni na nas czekają. Takie zmiany są szybsze lub wolniejsze, ale jakoś to idzie.

Problem zaczyna się przed miejscowością Hassi-Messaoud. Pojawia się eskorta złożona z czterech pojazdów, które rozdzielają każdy z naszych samochodów i cała kolumna zaczyna się poruszać nie szybciej niż 60 km/h. Zupełnie nie wiemy o c chodzi, ale przewodnik wyjaśnia, że w tym rejonie żandarmi mają taki obowiązek i nic się z tym nie uda zrobić. W okolicach Hassi-Messaoud faktycznie jest największe nagromadzenie szybów wiertniczych i chyba o to w tym wszystkim chodzi.

Sytuacja jest frustrująca, nic nie można zrobić, jedziemy 50 km/h, a czas nieubłaganie nam ucieka. Wieczorem wjeżdżamy w granice miasta lub lepiej powiedzieć centrali przemysłu roponośnego. Mija nas masa autobusów z pracownikami rafinerii, różnego rodzaju ciężki sprzęt przewożony na ciężarówkach, wokół tylko tereny wojskowe, militarne, żandarmerii i innych nieznanych nam służb mundurowych. Tereny ogrodzone, setki drogowskazów w każdą stronę z różnymi symbolami określającymi punkty wydobycia ropy i gazu. Miejsce dla nas nieciekawe i nieprzyjemne. Gdy już jest na dobre ciemno docieramy do posterunku żandarmerii i zatrzymujemy się na nocleg. Rozważaliśmy wersję jakiegoś hotelu, ale żandarmi mają problemy z szybkim podejmowaniem decyzji więc zostaliśmy już na posterunku.

Rozbijamy biwak, szykujemy kolację, wyciągamy płynne zapasy z Polski. Wieczór jest bardzo miły, chociaż jak zwykle chłodny.

Nocleg przy posterunku żandarmerii.