Grecja, Albania, Kosowo 2010 – dzień 9

9.30 – 16.00, Sarande 124 km.

Dla mnie dzisiaj zaczyna się najbardziej wyczekiwana chwila wyjazdu. Po dwóch latach oczekiwania wracam do Albanii. Wyjeżdżamy o 9.30 z zamiarem dojechania do Sarande. Trasa do granicy albańskiej prowadzi po krętych i wąskich drogach, które nie istnieją na mapach Garmin, które są w moim posiadaniu. Tak naprawdę tylko z obserwacji mapy i porównywania z okolicą dojeżdżamy do nowo budowanego przejścia granicznego w Konispol.

Po stronie greckiej celnik przestrzega przed „straszną Albanią”. Kontrola albańska trochę się dłuży, ale gdy w końcu pojawia się pogranicznik i zabiera się za nasze paszporty to wszystko idzie płynnie.

Z granicy nowiutkim asfaltem jedziemy w stronę Butrint, ale po kilku kilometrach musimy zjechać na czuja w inną drogę, która jest także w niezłym stanie. Jedziemy do najsłynniejszego zabytku albańskiego, czyli Laguny Butrint na której od starożytności istniało osadnictwo. Pozostałości z okresu greckiego, rzymskiego, bizantyjskiego i czasów nam bliższych są bardzo ciekawie pokazane. Wszystko można zwiedzić podczas 1-2 godzinnego spaceru wśród ocienionych alejek, z mini przewodnikiem w ręce, który dobrze opisuje oglądane miejsca. Na koniec jest interesujące muzeum.

Dzięki spotkanym Polakom łącznie z konsulem polskim w Albanii dowiadujemy się, że warto pojechać do Kosowa i pozwiedzać tamtejsze zabytki. Pomysł ten daję pod rozwagę kolegi, który zaraża się chęcią odwiedzenia tego nowego państwa.

Droga z Butrint do Sarande jest w budowie więc jedziemy niezłym off road’em. W Sarande jesteśmy wczesnym popołudniem i po krótkich poszukiwaniach znajdujemy nocleg w hotelu na promenadzie za śmieszną cenę. W pobliskiej restauracji zaliczamy dobry obiad i kawę, a w kiosku można zakupić „z pod lady” litr rakii w przeliczeniu za 9 PLN. Wieczór na balkonie przy muzyce na żywo z widokiem na Morze Jońskie, z konsumpcją rakii – wrażenia bezcenne.

Nocleg w hotelu (8 EUR).