Japonia, Rosja 2017 – dzień 13

10.15 – 21.45, Arei (Rosja)

Dzisiaj faktycznie było ciężko wstać. Chciałoby się jeszcze poleżeć, ale słońce skutecznie wyrzuca mnie z samochodu. Z lekkim bólem głowy ruszam dalej na wschód. Po kilkunastu kilometrach mijam symboliczną dla mnie granicę czyli zakręt na przejście graniczne z Mongolią w Kiachcie i jestem już w miejscach, w których mnie wcześniej nie było.

Białorusini faktycznie mówili prawdę; za Ułan-Ude zaczyna się prawdziwa pustka, miejscowości to malutkie wioski, jedynym większym miastem jest tylko Czita, ale to jeszcze daleko przede mną.

Odnoszę wrażenie, że dopiero teraz zaczyna się 3,5 tysięczny odcinek trasy, który będzie monotonny i będzie się okropnie dłużył.

Teren ten jest bardziej górzysty i pofałdowany. Droga często ma bardzo długie podjazdy i zjazdy, za każdym takim podjazdem człowiek oczekuje jakieś odmiany, ale bez przerwy widzi te same krajobrazy i lasy modrzewiowe.

„Stojanki” zdecydowanie się przerzedziły, ale także ruch samochodów jest niewielki. W tych rejonach kierowcy mają dokładnie rozplanowane gdzie będą się zatrzymywali na nocleg. Ja takich dokładnych planów nigdy nie robię; kieruję się z reguły godzinami zachodu słońca i intensywności występowania komarów (jeśli takowe istnieją). Bywa, że mijamy „stojankę”, a za godzinę szukamy noclegu w tajdze.

Tak też się stało tym razem; zjechaliśmy z trasy i wjechaliśmy trochę w tajgę. Było to gdzieś 200 km. przed Czitą i jest to jedyne określenie tego miejsca. Na mapie gdzieś w okolicach była wioska o nazwie Arei. Dystans niewielki, ale po wczorajszej integracji nie dało rady przejechać więcej.

Polana była idealna na rozbicie biwaku. Okazało się, że w tych rejonach jest zdecydowanie mniej komarów i pozwoliło to nawet na spędzenie wieczoru przy bajkalskim omule i naszej żubrówce.  

Nocleg w tajdze.