Japonia, Rosja 2017 – dzień 6

9.00 – 1.15, Czelabińsk (Rosja)

Rano nadal bez przerwy pada, szybko się zbieramy i ruszamy dalej. Po kilku dniach podróży wpadam w rytm i pokonywanie kilometrów przestaje być problemem.

Akurat kwestię ilości kilometrów podczas przejeżdżania przez Rosję należy mocno wziąć pod uwagę.

Turystyczna wyprawa w pewnym momencie przestaje być przygodą, a jest łykaniem następnych setek kilometrów dróg, tych samych krajobrazów, mijaniem i wyprzedzaniem setek ciężarówek, spożywaniem posiłków w przydrożnych knajpach.

Wśród moich rozmówców panują dwa trendy co do oceny takiego wyjazdu. Pierwszy; to głupota, bo można do Japonii dolecieć samolotem. To prawda, ale jaka to przygoda w lataniu samolotem.

Drugi; świetna sprawa, ja też chciałbym tak pojechać. To stanowisko jest jednak bardziej niebezpieczne, ponieważ ludzie nie zdają sobie sprawy z ogromu terytorium Rosji i monotonii wyjazdu. Jeżeli ktoś tylko chciałby pojechać, a nie ma w głowie i psychice odporności na trudy i monotonię to niech faktycznie lepiej nigdzie nie jedzie.

Ja znam i rozumiem Rosję, lubię tutaj przebywać i rozumiem tutejsze sytuacje mimo, że od 27 lat żyję w innym i wolnym kraju. Jednak lata wychowania w PRL zrobiły swoje i dlatego tak nostalgicznie wracam do Rosji.

Napisałem w wolnym kraju, bo to prawda, a w Rosji ludzie nigdy nie osiągnęli takiego stanu wolności jak Polacy i tak naprawdę nawet nie mają świadomości do czego to byłoby im potrzebne. Wszystko co dostają mają reglamentowane z Moskwy, a reszta jest niepotrzebna i nawet o niej nie wiedzą. Przecież wiedza jest niebezpieczna więc wszystko tak jest ustawione, aby ludzie poznawali tylko „jeden słuszny przekaz”. Podobnie jak chce się zrobić w naszym kraju.

Dzisiaj przed nami symboliczna granica – Góry Ural. Granica między Europą i Azją. Najpierw jednak wjechaliśmy do Ufy, aby skorzystać z jakiegoś darmowego wi-fi i nadrobić sprawy zawodowe i osobiste.

Ufa ponad milionowe miasto wygląda jak obraz nędzy i rozpaczy, jak polskie miasta z czasów Gomółki. Niestety brak władzy samorządowej widać w Rosji jak na dłoni i odbija się to przede wszystkim na zwykłym obywatelu.

Z wielką radością wyjeżdżam z Ufy i dalej jadę wyremontowaną i zadbaną trasą federalną w stronę Czelabińska. Przekraczanie Uralu samochodem trwa dosyć długo, bo za każdą pokonaną doliną myślisz, że to już ta ostatnia i zjedziesz do Czelabińska, a to się ciągle ciągnie.

W końcu zjeżdżamy z gór i meldujemy się na rogatkach Czelabińska. Miasto posiada dużą obwodnicę i wolę nadrobić kilometry niż gdzieś błądzić w mieście. Piszę błądzić, ponieważ cechą rosyjską jest kompletny brak wyobraźni w oznakowaniu tras w miastach bądź zupełny brak oznakowania (również to „zasługa” braku samorządów, bo przecież Rosjanin wie i zawsze wiedział gdzie jechać).

Objazd Czelabińska kończymy na stacji Rosnieft już na wylocie na Kurgan.

Nocleg na stacji paliw.