8.00 – 19.00, przed Gulcha (Kirgistan)
Rano zwijamy obóz i podjeżdżamy do miasta na śniadanie. Jak zwykle bywa, wyboru nie ma i są tylko jajka. Czyli zaserwowane mamy dobre europejskie aczkolwiek skromne śniadanko: jajka, chleb i herbata.
Gdy w sklepie pozbywamy się naszych ostatnich somoni widzimy kręcących się turystów koło naszych samochodów. Okazuje się, że grupa trzech Francuzów utknęła w Murgabie i próbują się jakoś dostać do Osz. Po rozmowie zabieram do samochodu jedną osobę, a reszcie udaje się zorganizować miejscowy transport do granicy. Wsiada do mnie miła Marie – urzędniczka pracująca w unijnej komisji d/s uchodźców w Brukseli. Gdy już dobrze się rozkręcamy w różnych politycznych rozmowach nagle urywa się droga.
Wczorajsze opady deszczu spowodowały duże podtopienia i zerwania asfaltu, ale droga była cały czas przejezdna. Dotarliśmy jednak do miejsca z zerwanym mostem i brakiem kilkuset metrów asfaltu. Przed przeszkodą czekało już kilka samochodów osobowych. Właściciele prosili nas o przeciągnięcie na drugą stronę, ale nie było jeszcze nikogo przed nimi kto przejechał i mógł pokazać właściwą trasę. Pozostało nam przespacerować się po brzegu i wyszukać odpowiedniego miejsca do przejazdu. Przecięliśmy rzeczkę długim skosem i wszystko udało się dobrze.
Dojechaliśmy do granicy, gdzie niestety nie było mojego znajomego celnika i zostaliśmy przez innego zmuszeni do zapłacenia kilkunastu dolarów za załatwienie sprawy. W Tadżykistanie funkcjonuje złodziejska zasada opłaty za każdy dzień pobytu, ale nie jest ona pobierana przy wjeździe tylko podróżny jest zaskakiwany przy wyjeździe i zmuszany do wnoszenia tych opłat. Wygląda to o tyle dziwnie, że nie dotyczy poszczególnych turystów tylko pojazdów. Zdecydowanie nie zgadzam się z taką formułą i wielu innych turystów też z tym walczy. W zależności od chęci walki i samozaparcia takie rozmowy na granicy kończą się różnymi kwotami. Szybko uporaliśmy się z problemem i ruszyliśmy na granicę kirgiską.
Tutaj odprawa poszła w europejskim tempie i mogliśmy powitać Kirgistan.
W Sary-Tash uzupełniliśmy zapasy kirgiskich koniaków i ustaliliśmy, że gdzieś po drodze szukamy dobrego miejsca na nocleg. Do Osz mamy 190 km. więc za dnia nie dojedziemy. Udało nam się dotrzeć do Gulcha i nad rzeką o tej samej nazwie rozkładamy biwak.
Do późna w nocy trwały intensywne międzynarodowe rozmowy.
Nocleg nad rzeką Gulcha.