Mauretania, Mali, Burkina Faso, Benin, Togo 2018 – dzień 12

9.00 – 19.00, Atar (Mauretania)

Dzisiaj wyruszamy na objazd okolicznych atrakcji. Przed nami kilkaset kilometrów szutrów i trudnych odcinków piaszczystych. Mamy zamiar dojechać do Chinguetti, Ouadane i Guelb er Rachat bardziej znanego jako „Oko Afryki” lub „Oko Sahary”.

Startujemy rano w kierunku „Oka Afryki”. Po drodze mijamy piękną Przełęcz d’Amogjar, za która kończy się asfalt i wjeżdżamy w szutry. Droga nie jest trudna, ale w warunkach „tarki” odkręcają się wszystkie śrubki w samochodach. Chinguetti zostawiamy na drogę powrotną i jedziemy do Ouadane. Ouadane i Chinguetti wraz z dwoma miejscowościami na południu Mauretanii wpisane są na listę dziedzictwa kulturowego UNESCO. Zdecydowanie ciekawsze jest Chinguetti; od swojego powstania w VIII wieku było ważnym ośrodkiem kulturowym i handlowym na trasie karawan przemierzających Saharę. Ouadane natomiast powstało w XII wieku, ale przetrwało tylko dwa wieki i później podupadło; ten upadek jest widoczny do dzisiaj. Ouadane jest ostatnią osadą w tej części Sahary, dalej na wschód jest tylko niezamieszkała część pustyni rozciągająca się do granicy z Mali. Mimo, że to ostatnia większa osada jest ona opuszczona i nie widać tutaj zbyt wielu oznak życia.

Odmeldowaliśmy się na ostatnim posterunku żandarmerii i wjechaliśmy w trudny odcinek pustynny do „Oka Afryki”. Teoretycznie mamy 20 km., ale droga jest niewidoczna i jedziemy tylko na azymut klucząc między wydmami. Walczymy tak przez godzinę i w końcu próbując po raz kolejny wyjechać z labiryntu wydm zakopujemy się na dobre.

Odkopywanie i powolne przesuwanie się do przodu trwa przez następne dwie godziny. W końcu uwalniamy się z kopnego piasku i wjeżdżamy na powierzchnię twardszą. Nawierzchnia nie różni się zasadniczo od poprzedniej, ale podstawową kwestią na piasku jest zachowanie odpowiedniej prędkości i obrotów silnika. Gdy wszystko jest na właściwym poziomie samochód jest w stanie przejechać po trudnych odcinkach; gdy tylko lekko odpuścimy gaz natychmiast możemy się zakopać. My cały czas kluczyliśmy między wydmami szukając przejazdu i nie mając pewności co nas czeka za następną wydmą. Na pewno nie było to bezpieczne więc podjąłem decyzję o powrocie.

„Oko Afryki” nas pokonało, ale bezpieczeństwo jest najważniejsze. Wracamy tą samą drogą i przed zachodem słońca udaje się na obejrzeć wspomniane Chinguetti.

Po następnych 80 km. jesteśmy z powrotem w Atarze na naszym kempingu. Dzień zaliczamy do udanych, wrażenia były niesamowite.

Nocleg na kempingu (2 500 MRO).