8.00 – 19.00, Bafarara (Mali)
Za Sangrafą wkraczam w nieznane mi rejony. Podczas pierwszej wizyty w Mauretanii odwiedziłem pobliską Moudjerię ze stanowiskiem krokodyla, ale dalej się nie zapuszczaliśmy, bo awaria samochodu kumpla uniemożliwiła nam wizytę w Mali.
Tym razem nadrabiam zaległości i mam nadzieję, że uda się nam obejrzeć ten kraj. W Kiffie skręcam na południe w kierunku Kankossa. Niedawno został tutaj położony asfalt więc podróż jest komfortowa. Jedynym minusem jest wysoka temperatura, chociaż w okresie zimowym i tak nie ma co na nią narzekać. Na ostatnim posterunku przed Kankossą dostajemy obstawę żandarma w prywatnym samochodzie, który ma nas dowieźć do posterunku celnego. Celnik sprawy załatwia w ekspresowym tempie i możemy jechać dalej. Z Kankossy wyprowadza nas szef żandarmerii; wywozi nas na opłotki miejscowości i wskazuje ręką drogę na azymut. W tamtym kierunku jest wioska Hamoud z ostatnim postem pograniczników , którzy ostemplują nam paszporty i wypuszczą do Mali. Przed nami 50 km. off-road’u bez jakichkolwiek oznaczeń i bez widocznych śladów samochodów lub jeśli już są to rozchodzą się we wszystkich kierunkach. Cały czas jedziemy na azymut pomagając sobie nawigacją, dzięki której widzimy nasz punkt docelowy.
Po prawie dwóch godzinach docieramy do Hamoud; zajeżdżamy do pograniczników i zaczynamy procedurę wyjazdową. Zawsze przebiega to płynnie, bo polega na ostemplowaniu paszportów i droga wolna. Niestety przy wyjeździe do Mali należy wypełnić dokument w języku francuskim o świadomości wjazdu do kraju niebezpiecznego, który nie jest kontrolowany przez państwowe służby. Oczywiście rozumiemy powagę sytuacji, ale cała sytuacja jest dziwna. Proszę pogranicznika o segregator z tymi oświadczeniami i widzę, że w ostatnich 2 miesiącach wyjechało tędy kilkunastu Europejczyków. Chcieli nas trochę wystraszyć, ale chyba się nie udało; piszemy oświadczenia, podpisujemy i po sprawie.
Sytuacja się powtarza, drogę też mamy wskazaną na azymut, Mali jest kilka kilometrów przed nami. Mamy dojechać do pierwszej większej miejscowości i tam się zameldować. Otoczenie natychmiast się zmienia, prostokątne domki zamieniają się w okrągłe chatki kryte strzechą, widać, że to inny kraj.
Spoglądając w nawigację widzę, że kilkukrotnie przekroczyłem granicę mauretańsko-malijską; kluczę między różnymi osadami, przekraczam suche koryta okresowych rzek (latem w czasie pory deszczowej przejechanie tędy może być niemożliwe). Trasa jest rewelacyjna, daje się odczuć prawdziwą dziką Afrykę. Kluczę tak przez około 60 km. i w końcu docieram do Bafafory. Tutaj znajduje się posterunek celny, w którym się zatrzymujemy.
Zrobiło się już ciemno, musimy się zatrzymać, bo jazda po zmroku w tych warunkach nie jest możliwa. Rozbijamy biwak przy celnikach i jesteśmy zaproszeni na posiłek, który przygotowali dla nas.
Tak oto wita nas ten najbardziej niebezpieczny kraj świata.
Nocleg w na posterunku celnym.