Turcja, Syria, Jordania 2008 – dzień 11

11.00 – 20.00, Jaresh 510 km.

Jak to często bywa w moim przypadku przedkładam poranny sen ponad wrażenia estetyczne. Dziewczyny wstały rano i poszły zwiedzać Tadmur o wschodzie słońca, a ja dobiłem o 9.00. Wrażenia ze spaceru po ruinach Palmyry są niesamowite. Jak okiem sięgnąć widać pozostałości antycznego miasta. Są tak obszerne, że można się poruszać samochodem. Dodam, że wstęp jest bezpłatny. Niech tylko żałują ci, którzy pomijają to miejsce w swoich podróżach.

Później zaliczamy pyszne śniadanko i jedziemy w stronę Damaszku, ale omijamy go łukiem mając w planach obejrzenie go podczas powrotu. Zmierzamy nad granicę jordańską do Bosry zobaczyć czarny amfiteatr. Czarny, ponieważ bazaltowy. Rzymski amfiteatr na 15 000 miejsc zbudowany w II w.n.e. i zachowany w rewelacyjnym stanie robi duże wrażenie. Bardzo miło było pospacerować w jego ciemnych i chłodnych zaułkach.

Z Bosry jest kilka kilometrów do granicy jordańskiej. Bez problemu, szybko i bez żadnych kolejek wyjeżdżamy z Syrii. Po bardzo długim pasie ziemi miedzy posterunkami granicznymi wjeżdżamy do Jordanii. Pierwsza decyzja Jordańczyków to skierowanie nas na kanał w celu przeszukania pojazdu, ale gdy przeglądają nasze paszporty i okazuje się, że jesteśmy Polakami natychmiast każą nam zjechać. Kierują nas do osoby, która wymienia odpowiednią ilość dolarów do zakupu wiz, opłaty ubezpieczenia i cła. Wszystko idzie bardzo sprawnie. Kupujemy wizy (10 JOD = 30 PLN), opłaty za pojazd to około 100 PLN. Po godzinie jesteśmy po wszystkich formalnościach.

Pod wieczór docieramy do Jaresh, gdzie przy hotelu znajdujemy kemping. Jesteśmy rozlokowani wysoko nad miastem i widok rozświetlonego miasta wraz ze smakiem dobrej kolacji robi na nas dobre wrażenie.

Nocleg na kempingu (28 PLN).