Turkmenistan, Iran, Azerbejdżan 2014 – dzień 22

9.00 – 19.30, Lankaran 380 km.

Dzisiaj ostatni dzień pobytu w Iranie. Szkoda, że musimy pożegnać ten gościnny kraj, ale przed nami długa droga do Polski. Jeszcze raz jedziemy trasą do Astary. W związku z tym, że jest piątek, czyli wolny dzień dla muzułmanów wszyscy wylegli na powietrze i piknikują przy każdym wolnym odcinku drogi. Piątkowe piknikowanie jest bardzo przyjemne jeśli wykonuje je się w cichym i spokojnym zakątku przyrody, ale ludzie których widzieliśmy rozkładali koce i grille przy samej drodze. Przy drodze, którą ciągnął nieprzerwany sznur ciężarówek i innych pojazdów. Wyglądało to śmiesznie i zarazem przykro, bo świadczyło o głupocie tych ludzi. W tak dużym i pięknym kraju jest naprawdę tyle miejsca na piątkowy odpoczynek, że nie trzeba tego robić przy autostradzie.

Granicę z Azerbejdżanem przekraczamy w Astarze. Okazuje się, że dokumenty jakie posiadam dla pojazdów są wydane na krótszy czas niż nasz pobyt w Iranie. Sytuacja się komplikuje, szef celników ma wolne (piątek), chcą abyśmy zostali na granicy do jutra. Kategorycznie odmawiamy i ostro dyskutujemy. Po jakimś czasie przyjeżdża szef celników i wyjaśnia nam sprawę. Przekroczenie czasu pobytu pojazdów na terytorium Iranu obciążone jest opłatą za każdy dzień. W konsekwencji opłata to 42 USD na pojazd; sprawę załatwiamy i wyjeżdżamy z Iranu (niestety zostaliśmy oszukani podczas wjazdu i przygotowano dla nas dokumenty mówiące o 3 dniowym pobycie w Iranie stąd te problemy wyjazdowe).

Teraz przed nami Azerbejdżan, który jest dla mnie niewiadomą. Azerowie witają nas miło, sprawnie sprawdzają dokumenty i zupełnie nie są zainteresowani jakąkolwiek kontrolą celną.

Chwilę trwało przygotowanie dokumentów celnych i ubezpieczeń dla samochodów. Zajął się tym bardzo miły i pomocny celnik; nostalgia za dawnymi czasami i wspólnym „obozem socjalistycznym” bardzo nam pomogła w sprawnym działaniu. Jedyną „rysą na szkle” były wysokości opłat ubezpieczenia i podatku drogowego. Po tych formalnościach wjechaliśmy do Azerbejdżanu.

Pierwsze wrażenie to biedne wioski i trochę lepiej wyglądające miasteczka. Nie mieliśmy zbyt dużo czasu na oglądanie (nastawiliśmy się na Baku), bo zbliżał się wieczór i szukaliśmy miejsca na nocleg. Od granicy do Lankaran zabudowania ciągnęły się nieprzerwanym sznurem. Na szczęście za Lankaran rozpoczęły się większe pustki i przestrzenie miedzy wioskami i w końcu znaleźliśmy dobre miejsce.

Nocleg przy trasie.