7.50 – 19.30, Degirmenagzi 627 km.
Musimy zrealizować plan szybkiego dotarcia do Istambułu. Tbilisi zostało już za nami, przed nami cała Gruzja, ale zatrzymać postanawiamy się dopiero w Batumi. Przejazd przez Gruzję przebiega sprawnie. Do Batumi docieramy koło południa; to bardzo dobry czas na skonsumowanie dobrego gruzińskiego posiłku. Później jeszcze zakupy wina i możemy wjeżdżać do Turcji.
Wyjazd z Gruzji, podobnie jak wjazd to tylko formalność, bez wysiadania z auta. Wjazd do Turcji przebiega też sprawnie jednak dla celników problemem jest wprowadzanie przeze mnie dwóch samochodów zarejestrowanych na tą samą osobę. Po konsultacjach z szefem celników otrzymuję zgodę na pobyt Land Roverem na 30 dni na terytorium Turcji, natomiast Toyota ma 6-cio miesięczną (standardową) zgodę.
Nie stanowi to dla nas problemu, bo za kilka dni i tak jesteśmy w Polsce.
Z granicy ruszamy rewelacyjnymi tureckimi drogami w stronę Istambułu. Jedziemy wzdłuż wybrzeża Morza Czarnego. Musimy przejechać trochę kilometrów, ale rzadko stawiamy sobie za cel jakiś określony dystans. Dzisiaj podobnie jak na całej wyprawie znalezienie noclegu przed zmrokiem było priorytetem.
Gdy Turcja unowocześniła swoje drogi (a w zasadzie robi to cały czas) pozostało wiele dróg nad Morzem Czarnym, które obecnie nie są używane. „Prostując” główne drogi, przebijając się przez wzgórza zostawia się dawne drogi biegnące nad samym morzem. Właśnie w takich miejscach można znaleźć rewelacyjne miejsce na nocleg. Gdy zjechaliśmy w jedną z takich dróg trafiliśmy nad zatokę, zamkniętą restaurację (jeszcze nie sezon), miejsca na rozbicie namiotów i łazienki. Lepiej trafić nie mogliśmy. Mimo, że restauracja nie była jeszcze czynna właściciel ugościł nas herbatą.
Nocleg nad Morzem Czarnym.